Wszystko to, co się działo w moim życiu w ostatnim czasie, było czymś, co mogłoby mi się tylko przyśnić w śnie parę lat temu. Multum wywiadów, pytań, a przede wszystkim koncerty — one były czymś wielkim, czymś, co było wow. Cieszyłem się z tego, bo to było moje marzenie, cel w życiu, który chciałem realizować tak długo, jak tylko mogłem. Zrobienie trasy koncertowej to nie było coś łatwego. Zadań było sporo. Ja tylko mogłem dwa. Pojawienie się na koncercie i śpiewanie. Reszta robiła ekipa. Byłem też zły, że nie mogłem w żaden sposób pomóc. Sam Liam mnie od tego odciągał.
Nie żałowałem żadnych koncertów. Każdy był cudowny na swój sposób. Kochałem to robić już od pierwszego chociaż nie wiedziałem, co miałem robić.
Miałem tam też Harry'ego, który wpierał mnie i kibicował, jak tylko mógł. Miałem też swoje dzieci. Cała trójka napędzała mnie do tego, aby zrobić lepsze show. I tak było przez pierwsze trzy koncerty. Później oni musieli wrócić do domu, a ja zostałem sam, ale to wcale nie powodowało, że każdy koncert był nudny. Dawałem z siebie sto dziesięć procent. Wiedziałem, że im prędzej skończę, tym szybciej wsiądę w samolot i polecę do Londynu. A czas leciał zdecydowanie szybciej, jak dobrze się bawiłem na scenie. Takim sposobem prawie trzy godziny zlatywały naprawdę bardzo szybko, a ja potem mogłem wziąć swoją torbę i wręcz biec na lotnisko. Potrzebowałem Harry'ego jak jeszcze nigdy w życiu. Szczególnie jak byłem gdzieś indziej. Kiedy musiałem być w Los Angeles miesiąc, myślałem, że oszaleje na miejscu. Wszystko było obce. To nie było to, kiedy byłem z nim. Mogłem być nawet na końcu świata, ale musiał być on. Z nim było inaczej, bardziej domowe. Harry był do tego stworzony, a ja wkurzałem się coraz bardziej, jak nie mogłem go przy sobie. Liam też wariował, kiedy siedział ze mną. Powtarzał, że "Niedługo będziesz przy nim" albo "Zaproś go tutaj, może się zgodzi". Nie przyleciał do LA. Rozumiałem dlaczego. Sam zawsze karciłem siebie za takie pomysły. Maluchy były za małe. Gdyby miał rok, może trochę mniej, byłoby inaczej. Harry zwyczajnie się bał. Też się bałem. Tęsknota naprawdę mnie niszczyła.
— Louis?
Ocknąłem się i spojrzałem ledwo przytomny na Liam'a. Westchnął, kiedy zobaczył moją minę.
— Dasz radę wytrzymać pół roku w Stanach? Możemy to...
— Nie... Ja... Muszę. Wytrzymam. Nie chcę zawodzić fanów. Potem będzie przerwa po pół roku. Są telefony, kamerki. Będzie dobrze!
Wiedziałem, że nie będzie dobrze. To głupie zapewnienie było do bani. Sam siebie karmiłem kłamstwem, ale coraz lepiej mi wtedy wychodziło. Na każde pytanie Payne odpowiedziałem zawsze pozytywnie i to, co chciał usłyszeć. Nie chciałem zawodzić fanów, siebie, zarządu, pracy tych wszystkich ludzi, którzy pracowali nad płytą, trasą, nad koncertami. To był wysiłek, a ja nie chciałem psuć i marnować tego. Tłumiłem w sobie tęsknotę, coraz bardziej wgłębiając się w internet, w pisanie, koncertowanie. To zajmowało mi tyle czasu.
— Louis?
— Co?
— Powinieneś zadzwonić do Harry'ego. Wczoraj nie dzwoniłeś. Martwi się o ciebie, bo nie odbierasz telefonu.
No tak. Byłem zbyt zmęczony, zmartwiony, aby przestać myśleć. Umiałem to dobrze kryć. Wymuszałem uśmiech i to wystarczyło, aby wszyscy mi uwierzyli. Nawet Niall, który pytał mnie paręnaście razy dziennie, czy na pewno dobrze się czuję, czy wszystko w porządku. Dlaczego mieliby się o mnie martwić? Mieli zbyt dużo na głowie niż moje problemy.
— Minęły trzy dni, Louis. Dlaczego do niego nie zadzwonisz? On czeka.
— Zadzwonię.
— Kiedy?
— Później.
To później było o wiele później, niż mogłoby mi się wydawać.
— Harry?
— Louis! Wreszcie! Niall mówił, że praktycznie po powrocie z koncertu idziesz spać! Musisz być bardzo zmęczony, prawda?
— Nawet nie wiesz jak bardzo.
— Może idź spać?
— Nie, och, nie. Opowiedz mi, co u dzieci, co u ciebie?
— U dzieci... Rosną jak na drożdżach! Wyślę ci potem zdjęcia. Anne ma loczki! Są piękne i miałeś rację. Ona będzie do mnie podobna. Za to Nick... On wyrośnie na przystojnego mężczyznę jak jego tata.
— Tak. Poproszę. Dawno ich nie widziałem.
Czułem się źle. Naprawdę czułem się źle. Z każdym dniem, kiedy się budziłem, miałem wrażenie, że zmęczenie (a nie tęsknota) opanowuje nad moim ciałem i nigdy z niego nie wyjdzie. Liam zaczął zauważać to, co się ze mną działo, ale nic nie mówił. Do czasu.
— Louis?
— Co?
— Wyglądasz okropnie.
— Dzięki. Zawsze tak wyglądam, nie wiem, dlaczego teraz mi to mówisz.
— Martwię się o ciebie. Harry znowu dzwonił do mnie i pytał, co u ciebie. Powiedziałem mu, że śpisz. On też się martwi.
— Nie musicie się martwić, jest dobrze. Naprawdę jest dobrze. Ostatnio coś nie mogę spać, ale jest naprawdę okay.
— Żeby to była tylko prawda, Louis. Olewasz rodzinę, a Harry ci tego nie wybaczy, dobrze o tym wiesz.
— Wiem. Idę się przespać.
Dla osób z mojego otoczenia, które były ze mną na co dzień nigdy nie brały na poważnie mojego zachowania. Nigdy. A może właśnie powinni?
Kiedy wszedłem do domu po półrocznej trasie po Stanach, odczułem zimno, jakiego nigdy nie miałem, nie znałem, nie czułem.
Nie było nikogo, a ja wtedy odczułem, jak bardzo zjebałem to wszystko.
Wiedziałem też jedną rzecz. Harry nigdy mi tego nie wybaczy. Byłem skończony.
Byłem nikim.
CZYTASZ
Love game → larry ✔
FanfictionHarry nie znał się na piłce nożnej. Jedynie wiedział, jak ją kopnąć, aby siebie samego nie uszkodzić. Nigdy się tym nie interesował i nie zamierzał. Wolał to co robił - wybieg, muzyka i aparaty. Nie. On nie był modelem. Był fotografem, który zarabia...