Rozdział 56: LOUIS

743 63 5
                                    


Siadaliśmy do samochodu po czwartej. Mieliśmy szczęście, samolot był trochę przyspieszony, a ja wręcz skakałem z radości na tę nowinę. Najlepsza wiadomość dzisiejszego dnia. Liam prowadził, bo czuł się na siłach, a ja czułem się ospały. Oparłem się o szybę i przymknąłem oczy.

Nadal towarzyszyło mi niewygodne uczucie. Nie minęło przez te godziny w samolocie. Zacisnąłem usta i usiadłem prosto z frustracji.

— Nada czuję, to coś. Jak się tego pozbyć?

— Byłeś zbyt długo bez Harry'ego, Louis. Nie wiesz, co tak naprawdę się z nim dzieje. Wiadomości czy rozmowy nie dają ci stuprocentowej pewności, że to, co mówi, jest prawdziwe. Za niedługo będziemy w domu. Wyjeżdżamy na początku stycznia i potem będziesz w domu aż do połowy lutego. Do trasy będziesz miał tylko trzy wywiady, potem coś w Paryżu i w Rzymie, a tak to będziesz wolny.

— Cieszy mnie to. Pomogę trochę Harry'emu, bo wiem, jak bardzo się obawia.

— Bliźniaki to nie przelewki. Trafiło się wam podwójne szczęście.

Uśmiechnąłem się i przytaknąłem. Duże szczęście. Nie mogłem nadal w to uwierzyć. Los lubił plątać figle. Bardzo duże z resztą. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że... Ktoś taki jak Harry wytrzyma mój charakter. Nawet rodzina miała z tym czasem problem, a on nie dość, że to wytrzymał to jeszcze, odpowiedział tym samym.

— Och i Louis? Otwórz schowek — powiedziałem i zrobiłem to. Zobaczyłem pudełko. Zamrugałem zaskoczony. — Wszystkiego najlepszego. Jesteś stary.

— Masz tyle samo lat co ja, ba, jesteś starszy, Liam. Nie denerwuj mnie.

— Ty i tak będziesz stary. Masz praktycznie rodzinę! Dzieci w drodze, chłopaka, który poszedłby w ogień za tobą. Nie zmarnuj tego. Nie wiedziałem ci co kupić. To świąteczny i urodziny prezent. Marudziłeś ostatnio, że poprzedni zegarek ci się znudził.

Otworzyłem pudełko i uśmiechnąłem się, widząc zegarek. Zamknąłem pudełko i zamknąłem schowek.

— Dziękuję. Dobrze wiesz, że nie musiałeś. Podwędziłbym jakichś od Harry'ego. Ma ich pełno.

— Daj spokój. Ten jest twój własny.

Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się szeroko. Stanie w korkach to nie było coś, co chciałem dzisiaj. Spieszyło mi się jak nigdy. Półtora tygodnia to zdecydowanie za dużo. Jak w ogóle to wytrzymałem!? To było nierealne! Odszukałem swój telefon w torbie i szybko go włączyłem.

— Masz włączony telefon? Bo zanim mój się włączy to, chwilę potrwa. Chcę uprzedzić mamę, że będziemy trochę wcześniej. Albo... Może zrobić niespodziankę?

— Harry się ucieszy! Nic do nich nie pisz. Twoja mama nie wytrzymałaby i wszystko rozpowiedziała.

— Masz racj-o kurwa! — Krzyknąłem, patrząc na wiadomości od Harry'ego. Rozszerzyłem oczy, a moje serce zabiło szybciej. — Liam! Szpital. Jedź do szpitala. Harry... On! Kurwa! Rodzi! Dalej! O mój Boże!

— Co robi?! Dzisiaj?!

— Dzisiaj! Chyba zaraz odlecę! O mój Boże! Muszę zadzwonić do Niall'a — powiedziałem i wybrałem jego numer. Długo nie odbierał, przez co naprawdę się denerwowałem. — Halo? Niall? Co się dzieje?!

— Jesteście w drodze?

— Dziesięć minut i jesteśmy.

— Wyjdę przed szpital po was.

Rozłączył się, a ja niemal nie wyrzuciłem telefonu ze złości. Otworzyłem okno, aby wpuścić trochę zimnego powietrza. Dlaczego nie mógł mi powiedzieć od razu? Miałem prawo wiedzieć! Starałem się unormować oddech, ale nie mogłem. Wiedziałem! Czułem to! Czułem to dziwne coś, te przerzucie.

— Mówiłem ci, prawda? Mówiłem! Miałem przerzucie! O Boże! On rodzi! Ja pierdolę! On rodzi! Liam szybciej albo zaraz wyskoczę.

Byliśmy tak, jak powiedziałem - dziesięć minut. Wyskoczyłem z samochodu zanim Liam cokolwiek by powiedział. Popędziłem do wejścia. Miałem tylko na sobie bluzę, bo w Miami było bardzo gorąco, ale to mnie nie obchodziło. Zobaczyłem Niall'a, który chodził w tę i z powrotem.

— Niall?! Co z Harry'm?

— Chodź, musimy iść — powiedział, kiedy pojawił się Liam. — Dalej! Nie mamy całego dnia! Jest prawie wieczór!

Spojrzałem na niego. Był bledszy niż zawsze, co mnie bardzo zaniepokoiło, ale dałem się ze spokojem prowadzić do Harry'ego. Jazda windą bardzo mi się dłużyła. Myślałem nawet, że schodami byłoby o wiele szybciej. Kiedy wreszcie wjechaliśmy na odpowiednie piętro, Niall zaprowadził nas po salę, gdzie była moja mama, siostry. Zamrugałem szybko, patrząc na nich.

— Gdzie...

Przerwałem, słysząc płacz dziecka, a może nawet dzieci zza drzwi. Kiedy zobaczyłem panią doktor, która wyszła z sali i uśmiechnęła się do mnie szeroko, zrobiło mi się ciemno przed oczami, a później... A później tylko wylądowałem na podłodze.

Znowu byłem nieprzytomny i wcale mi się to nie podobało. Kiedy otworzyłem oczy, zamrugałem szybko i skrzywiłem się, widząc tylko światło i biel. Czułem się dziwnie, bo... Znwou zerwałem się z łóżka i spodziewałem się, że zobaczę Harry'ego, który powiedziałby coś w stylu "Spróbuj jeszcze raz, a cię uduszę", ale go nie było. Nie było nikogo. Przetarłem twarz i niemal jęknąłem. Musiałem się dowiedzieć co nimi.

Musiałem trochę odczekać, zanim świat przestał wirować. Wyszedłem z sali, gdziekolwiek byłem. Usłyszałem prychnięcie i śmiechy. Spojrzałem w tamtą stronę. Siedziała tam moja rodzina, która zaczęła się śmiać na mój widok. Założyłem ręce na krzyż i ruszyłem w tamtym kierunku.

— Przestańcie się śmiać! To nie jest miłe! Co z Harry'm?

— Możesz wejść do sali. Wybudził się.

Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc.

— Jak to się 'wybudził'? Co się tutaj stało?

— Lepiej będzie, jak Hazz ci wytłumaczy. Jest trochę osłabiony, ale powiedział, że da radę. No i jest na ciebie zły. Po raz drugi zemdlałeś.

— A ty Niall? Za pierwszym razem, kiedy się dowiedzieć o bliźniakach też odleciałeś.

Prychnąłem, a ja posłałem mu szeroki uśmiech. Spojrzałem w stronę drzwi i wziąłem głęboki wdech. Nie mogło być tak źle, prawda?

— Idę tam.

— Tylko nie zemdlej, jak ich zobaczysz.

— Pierd... Wal się, Niall!

Nacisnąłem klamkę i wszedłem po cichu do środka. Zobaczyłem dwa... Nawet nie wiedziałem, jak to nazwać. Przypominały łóżeczka, ale na kółkach i nie było drewniane, a potem spojrzałem na łóżko szpitale. Harry patrzył w pościel, więc podszedłem do niego.

— Hazz?

— Lou?

Spojrzał na mnie i zobaczyłem łzy. Naprawdę się przeraziłem. Usiadłem natychmiast na krześle i złapałem za jego dłoń.

— Co z dziećmi? Wszystko dobrze? Boli cię coś? Dlaczego płaczesz? Możesz mi powiedzieć? Harry? Martwię się. I to bardzo. Proszę, bo zaraz zwariuję.

— Łzy? Och! — powiedział i szybko je starł. — To nic. Czuję się lekko naćpany lekami. To nic takiego. Ja... Hm. Wszystkiego najlepszego?

Widziałem jego mały uśmiech.

— Najlepszy prezent, jakikolwiek mogłem dostać. Naprawdę. Najpiękniejszy. A teraz mówi mi, co się stało?

— Um... Miałem cesarkę, dlatego jestem... Po lekach przeciwbólowych i trochę otępiały przez narkozę, ale wybudziłem się dobre trzy godziny temu.

— Co? To, niby która jest godzina?

— Jedenasta? Nie przejmuj się. I... I tak muszę ci to powiedzieć. Zdenerwowałem się, bo... Od rana miałem już delikatne skurcze, ale nie bolało. Chciałem poczekać za tobą, wytrzymałbym to, ale potem... Potem przyszła Gemma i ona... Ona powiedziała, że jestem...

— Nie musisz kończyć. Mamy kamery przed domem. Wyślę to prawnikowi i zapłaci za to. Poza tym wylądowałeś po jej wizycie w szpitalu i urodziłeś wcześniej dzieci.

Spojrzał na mnie i przygryzł delikatnie wargę.

— Pamiętasz jakie imiona wybraliśmy?

— Anne i Nick.

— Tak. Po prawej Anne, po lewej Nick. I wszystkiego najlepszego, Louis.

Love game → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz