Rozdział 57: HARRY

828 66 3
                                    


Byłem przerażony, zdezorientowany i nieco szczęśliwy, kiedy po raz kolejny otworzyłem oczy. Było już jasno. Westchnąłem i poprawiłem włosy ręką. Ostatnie godzin, a nawet cała doba była dla mnie przerażająca i męcząca, ale byli tutaj. Anne i Nick. No i Louis. Rozejrzałem się po sali, nie dostrzegając ani dzieci, ani tym bardziej Louis'a. Zamarłem, czując, jak serce bije mi w zawrotnym tempie.

— Co? — wymamrotałem pod nosem i się odkryłem. Musiałem wstać i iść, znaleźć dzieci. Było mi ciężko, to fakt, ale musiałem. Stanąłem na równe nogi i niemal jęknąłem z rozrywającego bólu. Moja koszulka zabarwiła się na czerwono, a była przed chwilą biała. — Kurwa!

— Co się dzieje?!

Spojrzałem na Louis'a. Dotknąłem brzucha ręką, więc tam spojrzał.

— Kurwa! Oszalałeś!? Tobie nie wolno wstawać! Znaczy wolno! Ale nie tak szybko! Pięknie, nawet opatrunek przesiąkną. Jak szybko stanąłeś?

— Nie było dzieci, ciebie i... Wystraszyłem się.

— Skarbie. Dzieci są u pielęgniarek, właśnie przed chwilą u nich byłem. Muszą je nakarmić, wykąpać, przebrać, prawda? A ja podpatrywałem, jak nie zrobić im krzywdy — powiedział, a mnie to trochę uspokoiło. Trochę. — Są zdrowe jak ryba, mają po dwa i pół kilo, wszystko jest z nimi dobrze. Nie musisz się o nich bać. Anne jest bardzo... Bardzo głodna. Musi jeść więcej niż Nick! Och! Zagadujesz mnie! Musisz się położyć i zawołam pielęgniarkę.

Przewróciłem oczami, ale z jego pomocą położyłem się, a potem znowu wyszedł. Jak bardzo miałem przechlapane? Uśmiechnąłem się, patrząc na płaski brzuch. Nie możliwe, oni byli na świecie.

— Harry! — Podniosłem głowę i spojrzałem na Lottie, która szeroko się uśmiechnęła. — Och... Co ci się stało?

— Wstałem za gwałtownie. Cóż, zaraz pewnie przyjdzie pani doktor i zacznie mnie wyzywać. Kiedy...

— Zaraz pielęgniarki je przywiozą, są piękni, bardzo słodcy!

Kiwnąłem głową i przygryzłem wargę. Kiedy wstawałem, nie myślałem o bólu, jaki mogłem sobie zadać. Zadziałałem impulsywnie.

— Och! Harry!

Spojrzałem na panią doktor i posłałem jej uśmiech, z którego wyszedł grymas. Widziałem jej groźną minę, która wcale mi się nie podobała. Westchnąłem i dałem jej robić swoje. I tak nie miałem nic do gadania. Jedynym plusem było to, że nie rozerwałem szwów.

Minusem było to, że musiałem zostać w szpitalu do zdjęcia szwów. Takie coś wymyślił Louis i zgodzie z moim przyjacielem — ogłosili mi to po założeniu nowego opatrunku.

Czy byłem zły? Och, bardzo. Byłem wkurwiony, ale czy to się liczyło? Oczywiście, że nie. Zobaczyłem już Niall'a w roli panikarza, tyle mi wystarczyło. Wolałem trzymać się ich postanowień niż być wręcz obserwowany w domu.

Nie wiedziałem też, do, kiedy Louis zostawał w domu. Nawet go nie pytałem. Miałem nadzieję, że jak najdłużej. Zaakceptowałem to, że musiał gdzieś pojechać. Własna, a przede wszystkim pierwsza była była czymś wow. Czymś niesamowitym i zazdrościłem mu tego. Miał swoje pięć minut, miał wiele fanów, talent(!), który był bardzo ważny. Najważniejszy. Louis był idealnym artystą i nie dziwiłem się, że poszedł w tym kierunku. Teraz jedynie mogłem cieszyć się chwilą i delektować się tym, że Louis był obok. Po moich wszystkich przemyśleniach stwierdziłem, że to, co mówił Niall, nie miało sensu. Po co Louis miał udawać, że mnie kocha? Jakie miałby w tym intencje? Jaki byłby w tym sens? Nie było żadnego albo ja nie widziałem. Gubiłem się w tym. Nie mogłem o tym myśleć. Kochałem go, całym sobą. Był najważniejszą osobą w moim życiu. Zaraz po Niall'u. Uważałem, że przyjaźń jest ważniejsza niż miłość. Jednak... No właśnie. Trochę naginałem to. Nie słuchałem Horan'a w tej dziedzinie. Mieliśmy dzieci, to się liczyło prawda? To musiał być znak, że Louis naprawdę mnie kochał, wziął odpowiedzialność za dzieci, był ze mną i wspierał w czasie, kiedy ja najchętniej gdzieś bym się schował.

Niall mógł mówić, co chciał. Nie zamierzałem rezygnować z miłości.

— Harry?

Spojrzałem na Louis'a, który usiadł na krzesełku przy łóżku. Nadal bardzo mnie pilnował, abym nie ruszał się zbyt gwałtownie. Uśmiechnąłem się do niego.

— Co się stało?

— Chciałem się tylko o coś zapytać. Rozmawiałem z Lottie.

Zmarszczyłem brwi.

— I co w związku z tym? Zmieniła zdanie?

— Nie, nie. Ona... Hm, jakby to ująć. Mówiła mamie i mama chciałaby z tobą porozmawiać. Ma trochę obaw o nią, o ciebie i o twoją karierę. Wypracowałeś sobie i twoje nazwisko jest znane i...

— Nie piej do tego, Louis. Pracowałem z nią, poza tym, nie wysyłam ją jutro. Teraz ona skupia się na teorii, programach. Powiedziała mi, że przy okazji, kiedy będzie w domu, pomoże mi z bliźniakami. To wszystko nie jest jeszcze dopracowane. Jak chcesz, możesz poprosić swoją mamę, aby tutaj przyszła i mogę jej wszystko wytłumaczyć oraz odpowiedzieć na każde pytanie. Napisz do niej i kiedy będzie jej pasowało, to niech przyjdzie.

— Wiesz... Istnieje możliwość, że ona jest za drzwiami, wiesz? Przyszła niedawno i poprosiła mnie oto.

— Więc niech wejdzie. Niedługo bliźniaki mają porę karmienia, więc tym razem zajmiesz się tym ty. Ja robiłem to praktycznie codziennie. Twoja kolej.

Uśmiechnął się i wstał. Pocałował mnie lekko i zniknął za drzwiami. Spojrzałem w stronę okna. Już zaczynało się ściemniać i on powinien jechać do domu. Siedział ze mną codziennie, od ósmej aż do dziewiątej wieczora.

— Harry? Jak się czujesz skarbie?

Uśmiechnąłem się do mamy Louis'a. Nie usłyszałem nawet, jak weszła. Poprawiłem się na łóżku, aby bardziej siedzieć, a nie leżeć. Szatyn spojrzał na mnie karcącym spojrzeniem.

— Dobrze się czuję. Dziękuję, że pytasz, ale to nie jest to, o co chciałabyś zapytać, prawda?

— Tak, ja... Louis, mógłbyś nas zostawić samych? Proszę?

— Ale...

— Louis, proszę.

Kiwnął głową i rzucił mi spojrzenie typu "I tak mi powiesz, o co jej chodzi". Wyszedł, a kobieta jeszcze chwilę milczała.

— Lottie mi mówiła, że zaproponowałeś jej pracę, prawda?

— Tak. Uważam ją za bardzo utalentowaną osobę. Ma to coś i naprawdę, uważam, że ona zasługuje na dużą karierę. Sam siedzę w tym od trzech lat, krótko, prawda? Ja uczyłem się sam, musiałem się starać, załatwiać wszystkie sesje, pomagali mi rodzice, to fakt, ale potem ich zabrakło, ale nie poddałem się.

— I naprawdę uważasz, że Lottie da radę przy sesjach? Jest moją córką, bardzo ją wspieram, nie chcę jej podcinać skrzydeł, chcę, aby się rozwinęła jak najlepiej. Jest młoda, dopiero co skończyła szkołę, nie ma doświadczenia.

— Ma. Lou mówił, że pracowała w różnych studniach w Doncaster. W Londynie nic nie złapała, bo wolała siedzieć przy mnie. Poza tym mam do niej małe wyzwanie, ale kiedy wyjdę ze szpitala — powiedziałem i się uśmiechnąłem. — Proszę mi uwierzyć, Lottie jest najzdolniejszym fotografem, którego kiedykolwiek spotkałem, a trochę się ich przewinęło. Nawet fotograf polecony przez kogoś cenionego, nie był tak dobry, jak ona.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo ona się cieszy. To jej spełnienie marzeń. Samo to, że cię poznała, zobaczyła i mogła zobaczyć coś, co robisz... Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna.

— To nic takiego. Do końca stycznia wszystko będzie ogarnięte i najpóźniej do końca lutego Lottie będzie mogła jechać na pierwszą jej sesje. Musiałbym polecieć z nią, ale...

— Zajmę się maluchami! Mam doświadczenie, nie będziesz musiał się martwić.

Posłała mi uśmiech. Wiedziałem, że miałem już ją po swojej stronie. Nawet Louis czy ktokolwiek inny, nie mógł jej wybić z tego głowy. Wiedziałem, jak bardzo chciała, aby jej córka miała dobrze. To samo robili moi rodzice. Wspierali mnie, ale musiałem też dopracować wszystko sam. Siostra Louis'a miała wszystko podane na tacy i cieszyło mnie to, że mogłem kogoś uszczęśliwić, dopóki moje dzieci były zbyt małe.

Love game → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz