Rozdział 52: LOUIS

766 61 0
                                    

Minęły dwie godziny, odkąd Harry wrócił do domu. Od razu zajął kanapę i zapadł w głęboki sen, że nawet trzaskanie czym popadanie w kuchni przez Liam'a go nie zbudziło. Dom to jednak był swój dom. Odszedłem tylko raz od niego, aby zrobić mu kanapki, nakryć je i zanieść do salonu. Zjadł tylko małe, naprawdę bardzo małe, szpitalne śniadanie. Nie wziął nawet do ręki kubka z herbatą. Naprawdę wtedy mnie wystraszył, ale było wszystko dobrze. W pierwszym momencie myślałem, że to Harry o coś się przewrócił, strącił kubek albo talerz.

— Louis?

Podniosłem głowę i spojrzałem na Liam'a, który stanął w progu drzwi, które prowadziły do kuchni. Tam szwendał się Niall.

— Na, kiedy ma termin Harry?

— Początek lutego, koniec stycznia, ale bliźniaki. To wiadomo, że może być wcześniej.

— Dobrze. Pamiętaj, że w czerwcu jest pierwszy koncert. Zarząd trochę to przesunął. Maluchy będą trochę starsze, więc będą mogły pojechać razem z tobą i Harry'm na trzy koncerty. Tylko na tyle zgodził się zarząd. Nie chcą przemęczać Harry'ego, no i boją się o bezpieczeństwo maluchów. Dobrze wiesz, jacy są fani. A mówiłeś, że ci do góry to zapyziałe dupki i skurwiele, którzy robią ci pod górę. Oni naprawdę martwią się o twoją rodzinę. Rozmawiałem z nimi i powiedzieli, że zrobili wszystko, co mogli, aby były jak największe przerwy. I kiedy będzie okazja, masz lecieć do domu i być przy rodzinie — powiedział i uśmiechnął się szeroko. — Zająłem się twoimi mediami. Są daty sprzedaży biletów i uwierz mi, zrobiłeś wielkie bum. Teledysk...

— Chwila. Jaki teledysk?

— Och? Hazz zaproponował mi, że te filmiki, które ma idealnie pasują do Always you. To był naprawdę dobry pomysł.

Spojrzałem na niego i kiwnąłem głową. Tak — nie wiedziałem, że Harry miał jakiekolwiek filmiki. Może dobrze?

— Co jeszcze mówili? — Zapytałem, będąc ciekawy. Nie miałem nawet ochoty chodzić na te spotkania. Chciałem być jak najwięcej przy Harry'm. — Coś ciekawego?

— Cóż... Powinieneś ogłosić, że spodziewacie się dziecka. W sieci i tak pojawiły się zdjęcia, jak wychodzicie ze szpitala i brzuszek Harry'ego jest bardzo widoczny. Poza tym,wyglądał, jakby połknął dwie piłki.

— Bez przesady. Wygląda Normalnie na ciążę bliźniaczą. Co ty od niego chcesz?

— Nie spinaj się. Mówiłem to tylko w żartach.

Prychnąłem pod nosem i spojrzałem na Harry'ego. Spał tak spokojnie. Westchnąłem i poprawiłem włosy.

— Dobra. Jak mam niby to zrobić?

— Nie wiem. Wysil swoją głowę. Zdjęcie wystarczy, Louis.

— Okay. Co jeszcze? Wiem, że to nie koniec rozrywek od góry.

— Jeszcze jest kwestia siostry Harry'ego. Była widziana na lotnisku w Londynie. Poszperałem trochę i dowiedziałem się, że przyleciała tutaj, aby zobaczyć się z Hazz'ą.

— Po moim pieprzonym trupie! Nie po to starałem się o zakaz zbliżania się, aby ona teraz wszystko niszczyła. Ma się nie zbliżać do niego. Nawet na krok. Pewnie przyleciała, aby porozmawiać z nim o tym pozwie prawda? Trochę za późno, bo sprawa jest już w toku, ale jej nawtykam! Niech tylko mi podejdzie do drzwi! Uduszę ją gołymi rękoma!

— Skarbie, załóż rękawiczki. Po co marnować tyle lat w więzieniu na takie ścierwo? A powód zabójstwa to samoobrona. I tyle.

Spojrzałem zaskoczony na Harry'ego, który nadal miał zamknięte oczy. Uśmiechał się delikatne.

— Jestem głodny. Chcę mi się pić. Jest tu jakaś woda? Herbata? Cokolwiek, proszę!

— Woda... Mam kanapki i kur...

— Skoczę po sok. Pomóż mu usiąść. Minuta i jestem!

Kiwnąłem głową i chwyciłem jego ręce. Usadziłem go prosto i wtedy otworzył oczy. Wyglądał, jakby czegoś się dał. Zacisnąłem usta.

— Gemma nie przekroczy progu tego domu. Jeżeli przekroczy to, jak jej wpierdolę, że mnie popamięta.

— Dziewczyn się nie bije.

— Lottie jej wpierdoli. Pasuje? Och, właśnie! Zaproszę ją do nas, co ty na to? Tydzień przerwy i wyrwanie się z Doncaster powinno się jej spodobać. Weźmie sobie wolne.

— Ona pracuje? — Zapytał.

— Jasne. Skończyła w tym roku szkołę. Odkąd wstawiła wasze zdjęcie na Instagram, jest rozchwytywana przez miejscowych fotografów, którzy mają swoje studia. Planuje przenieść się do Londynu, więc możemy ją ugościć u nas, a potem znajdzie coś swojego. Co ty na to?

Albo niech zostanie w domu, dodałem w myślach. Bo hej! Miałbym kogoś, kto pilnowałby Harry'ego tak? Oprócz pielęgniarki i Niall'a.

— Proszę sok — powiedział Payne i podał mu szklankę. Wypił ją od razu i oddał mi pustą. Podałem mu talerz. — Jutro punkt ósma przyjdzie pielęgniarka, tak?

— Tak. A mamy coś zaplanowane?

— Będziesz musiał się wyrwać na dwie godziny i pojechać do studia.

— No ale...

— Louis. Jak musisz, to jedź. Będzie Niall, ta pielęgniarka. Nic się nie stanie.

Kiwnąłem głową na słowa Harry'ego. Nic nie mogło się stać. To były tylko dwie godziny. A przez dwie godziny mogło zdarzyć się naprawdę wiele. Harry mógł potknąć się, spaść z kanapy, rozpłakać się, poczuć się znowu źle, maluchy mogły mocno kopać, mogłaby rozboleć go głowa, nogi, znowu brzuch. Pokiwałem głową na 'nie'.

— Nie mogę. Nie pojadę! Nie zostawię Harry'ego.

— No na litość boską!

— Liam nie przekonasz mnie! — powiedziałem i wstałem. On zrobił to samo. — Nie.

— Musisz. To, że na tyle ci pozwalają, jesteś właścicielem tej wytwórni, to nie znaczy, że możesz odwalać takie cyrki! Jako twój menadżer wręcz ci rozkazuje jechać tam. Dwie godziny cię nie zbawią. Macie jeszcze ponad dwa tygodnie zanim gdziekolwiek wyjedziesz.

— Liam...

— Louis! Pojedziesz tam, przy okazji zrobisz zapas jakiegoś zdrowego czegoś i kupisz mi jakieś soki. Może do jutra będę miał ochotę na coś innego.

Spojrzałem na niego i z rezygnacją przytaknąłem. Co on miał, że go słuchałem? No tak. Ciężarny facet to chyba gorsze niż moje siostry z okresem.

— Słyszałem to! Czy ty chcesz oberwać poduszką?!

— Co?!

— Powiedziałeś to na głos.

— Kurwa. Nie to miałem na myśli — powiedziałem i w tej samej chwili dostałem poduszką prosto w twarz. — Harry, skarbie...

— Nie odzywaj się do mnie! To była jawna obraza! Co ty sobie myślisz?! Wiesz jakie to nie wygodne?! Non-stop coś mnie boli! Oni jeszcze tak kopią! I cholera! My nic nie mamy! Nawet imion! Louis!

Rozszerzyłem oczy, patrząc na Harry'ego i Liam'a. On też był przerażony.

— Oddychaj! Spokojnie. Przyniosę laptopa... Liam, przyniesiesz? — Zapytałem, a on ruszył do góry biegiem. — Może uda nam się coś zamówić, tak? Nie panikuj. Zdążymy... Mamy jeszcze dużo czasu!

— Jestem w siódmym miesiącu, Louis! O Mój Boże! Ja w każdym momencie mogę rodzić!

— Wydech i wdech! Mamy dwa tygodnie, tak? Skarbie, nie panikujemy. Będzie dobrze, tak? Będzie dobrze. Wybierzesz coś dzisiaj, zamówimy, meble mamy w pokoju. Moją mamę wyślę na zakupy ściśle związane z kąpielą i tymi innymi. Poproszę ją, aby przyjechała, dobrze?

Kiwnął głową i starł łzy. Liam w tym samym czasie wkroczył do salonu z otwartym laptopem. Zacisnąłem usta, bo kompletnie się na tym nie znałem, ale trzeba zacząć, prawda?

Love game → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz