Rozdział 44: LOUIS

859 63 0
                                    

Kiedy nie wiedziałem, co się działo z Harry'm byłem przerażony. Dobra — przegiąłem, kiedy tak bardzo nalegałem na to wszystko, ale chciałem, aby mu było dobrze. Wiedziałem, jak bardzo kochał fotografię. Chciałem, aby nadal robił to, co kochał. To nie było wiele.

Pakowałem się też na szybko. Musiałem zdążyć na samolot. Otrzymałem bilet od Harry'ego, więc zamierzałem z niego skorzystać.

Zjechanie na dół, wymeldowanie się z hotelu, a potem złapanie taksówki, zajęło mi ponad pół godziny. Samolot mieliśmy dopiero o ósmej, była piąta, ale zanim dojechałbym na lotnisko, odnalazł Harry'ego, trochę czasu minie, pomyślałem. Chwyciłem mój telefon, który zaczął dzwonić. Zmarszczyłem brwi, kiedy zobaczyłem, że dzwoni Niall. Odebrałem natychmiast.

— Halo?

— Musimy sobie poważnie porozmawiać, Lewis.

— Louis.

— Lewis — powiedział i mogłem się założyć, że uśmiechał się w ten swój bezczelny sposób. — Słuchaj mnie teraz uważnie. Nie życzę sobie, aby traktować Harry'ego przedmiotowo. Szczególnie teraz. Ba! Zawsze. To, że jest w ciąży i jesteś ojcem tego dziecka, to nie znaczy, że możesz podejmować za niego decyzję czy mówić za niego. Skoro on sam ci powiedział, że rezygnuje z pracy, to znaczy, że masz uszanować jego zdanie i się z tym pogodzić. A ty nadal chciałeś drążyć temat opiekunki. Harry ci mówił, że jego rodzice zostawiali go pod opieką opiekunek. Jego rodzice byli złotymi ludźmi, ale w którymś momencie po prostu zamazali tę granicę między rodziną a pracą. To bardzo się odbiło na Harry'm i od tamtego czasu ma uraz do opiekunek. Zanim cokolwiek powiesz, Harry jest już na lotnisku, jest po odprawie i je w restauracji. Weźcie, porozmawiajcie, bo mam dosyć łez Hazzy. Moja ochota na przywalenie ci coraz bardziej rośnie.

— A...

— Nie mów nic tylko przyspiesz, cokolwiek tam robisz i jazda do niego! Nadal liczy, że przyjedziesz. Odbiorę was o dziewiątej. Będę sam i znajdziecie mnie gdzieś na hali przylotów. Będę miał do niego jedzenie, bo pewnie zgłodnieje.

Rozłączył się, a ja spojrzałem na telefon. Westchnąłem. To było szybkie. Niall też ma rację. Mocno przesadziłem. On miał własne zdanie, a ja zbyt mocno się rozpędziłem.

W przeciągu kolejnego pół godziny znalazłem się na terenie lotniska. Zapłaciłem taksówkarzowi odpowiednią ilość euro i pognałem oddać bagaż, a potem na odprawę. Miałem jeszcze dwie godziny do samolotu, ale chciałem być przy nim. Musieliśmy porozmawiać, ale tym razem pójść na jakikolwiek kompromis. Nie chciałem, aby Hazz czuł się w ten sposób. Bardzo się o niego martwiłem. Sam stresowałem się za niego — przy każdym szybszym ruchu czy jak gdzieś szedł sam. Prawie umierałem ze strachu, bo nie wiedziałem, czy da sobie radę, czy nie zasłabnie.

Cały czas miałem przed oczami scenę z pierwszej sesji oraz to wredne babsko.

Przede wszystkim — nie chciałem, aby coś Harry'emu się stało. Nie wyobrażałem sobie życia bez niego. Jemu i dziecku. To były moje najważniejsze osoby w życiu.

Nie byłem bez winy, bo obiecywałem mu gruszki na wierzbie. Sam nie wiedziałem, że trasa będzie tak szybko. Premiera płyty miała być za dwa miesiące, a nie byłem na to przegotowany. Musiałem nagrać jeszcze pięć piosenek jak nie lepiej. Liam na razie wszystko wstrzymywał. Nikt nie mógł być na mnie zły. To ja byłem szefem, a w razie czego, jakiekolwiek zażalenia wszyscy kierowali do niego. Nie chciałem sobie zadręczać głowy takim czymś. Przejmowałem się tylko czymś poważnym. Sprzętem czy czymkolwiek.

Byłem trochę nieodpowiedzialny. Płyta miała wyjść, kiedy Harry będzie w szóstym miesiącu. A trasa, kiedy fasolka miałaby dwa miesiące. W tym okresie miałem zaplanowane wiele wywiadów, wyjazdów. Musiałem wypromować tę płytę. A to nie było łatwe zadanie. Samo wydanie płyty będzie czymś wielkim.

Żałowałem, że zgodziłem się na płytę w tym roku. Mogłem chociaż poczekać aż przeprowadzę się do Londynu. Głupi ja, pomyślałem.

Rozglądnąłem się po całym pomieszczeniu i ruszyłem do pierwszej, lepszej restauracji. Musiałem go znaleźć.

Nie musiałem szukać długo. Siedział przy jednym ze stolików i jadł lody. Przeglądał coś na telefonie. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem jego stronę.

— Hazz?

Podskoczył na swoim miejscu, a ja miałem ochotę bić sobie brawo za swoją głupotę. Uśmiechnąłem się lekko i usiadłem na miejscu obok. Wrócił do jedzenia lodów, a ja nie wiedziałem, jak zacząć rozmowę.

— Przepraszam! — powiedziałem nagle, przez co znowu się przestraszył. — Przepraszam, nie chciałem, abyś się przestraszył. Ja... Ugh. Po prostu... Chciałem, abyś był szczęśliwy. Chciałem, abyś robił to, co kochasz. Nie chciałem się zatrzymywać, to samo wyszło, bo sam nie wiedziałem, że trasa będzie tak szybko. Jeszcze ta płyta... Jest mi naprawdę głupio i zrobię wszystko, abyś mi to wybaczył. Jestem idiotą, który... Który się o ciebie bał. Za każdym razem, kiedy gdziekolwiek wychodziłeś sam albo cokolwiek robiłeś. To nasze pierwsze dziecko i nie wiem, co sobie myślałem. Jesteście dla mnie naprawdę bardzo ważni. Nie chcę was stracić i proszę wyba...

— Zamkniesz się wreszcie i mnie pocałujesz?

Spojrzałem na niego zaskoczony, ale zrobiłem to, o co poprosił. Wtulił się we mnie, a ja automatycznie położyłem dłoń na brzuszku. Usłyszałem jego westchnięcie.

— Wreszcie! Fasolka zaczęła delikatnie kopać.

Spojrzałem na niego z szeroko otwartymi oczami.

— Naprawdę? — Zapytałem, a po chwili poczułem delikatny ruch. — O Boże! Zrobiła to! Poczułeś?!

— Tak. Robiła to, odkąd wszedłem na teren lotniska.

Uśmiechnąłem się i poczułem pieczenie pod powiekami. To było coś niesamowitego. Znowu poczułem ten sam ruch. Pogładziłem delikatnie dłonią.

— Czytałem, że przy pierwszym dziecku ruchy pojawią się pomiędzy dwudziestym a dwudziestym trzecim tygodniem. Apogeum tego jest od dwudziestego siódmego. Wtedy dziecko ma jeszcze miejsce, aby uprawiać takie dzikie harce. Potem powinna się uspokoić.

Kiwnąłem głową, chłonąc każdą informację.

— Dokończę lody i chciałbym... Coś do zjedzenia, ale coś dobrego.

Spojrzał na mnie, a ja nie umiałem mu ulec. Przytaknąłem i pozwoliłem mu dokończyć mu pucharek lodów. Później ruszyliśmy do fastfoofów. Wywróciłem oczami i miałem ochotę przypomnieć Harry'emu, aby się nie objadał przed lotem, ale nie mogłem. Zauważyłem, jak zaświeciły mu się oczy na widok menu. Zaśmiałem się, ale nic nie komentowałem. Ostrzegałem go tylko przed frytkami. Wzięliśmy to na wynos, bo Harry zbyt długo się zastanawiał nad wyborem, że została nam godzina do wylotu.

— Skarbie, wiesz, jak cię kocham prawda? — Zapytałem, przyglądając mu się. Trzymał mocno torbę z jedzeniem i chciał zacząć jeść teraz.

— Nie kochasz mnie. Nie pozwalasz mi zjeść.

— Bo za godzinę mamy samolot, musimy iść sprawdzić, pod którą bramkę musimy iść, a tam sobie usiądziesz i zjesz, okay? Niall też będzie mieć do ciebie coś dobrego, ale musisz teraz ze mną iść.

— Dobrze, ale szybko! Fasolka chce jeść.

Love game → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz