Pociągnąłem nosem, rzucając swoje ubrania do walizki. Byłem skończony. Kariera fotografa minęła mi koło nosa. Starłem łzy i niemal jęknąłem, kiedy drzwi od pokoju się otworzyły.
— Spierdalaj! — powiedziałem, nawet nie patrząc, kto wszedł.
— Dzięki za takie ładne wyproszenie, ale nie ze mną takie numery.
Prychnąłem i dopakowałem resztę ubrań, kosmetyki z łazienki i swoją elektronikę.
— Co ty wyprawiasz? — Zapytał Niall, kiedy skończyłem. — Rozumiem, że chcesz się stąd wynieść, ale gdzie pójdziesz?
— Nie martw się. Mam gdzie iść. Weź tylko torbę z aparatami do siebie, okay? Nie będę jej brać.
— Ale Harry...
— Nie. Ja... Nie. Chcę być sam, dobrze? Sam. Bez nikogo — powiedziałem i spojrzałem na niego. Nie był zadowolony z tego. — Nie będę tutaj mile widziany. Przeczytam umowę i zobaczę, jaką karę będę musiał zapłacić za jej zerwanie.
— Oszalałeś? Harry!
Wziąłem walizkę i podręczną torbę w rękę, i wyszedłem na korytarz. Odłożyłem kartę od pokoju i po prostu wyszedłem. Słyszałem krzyki Niall'a nawet przy windzie. Nie obchodziło mnie to. Chciałem dotrzeć na dół i złapać jakąś taksówkę. Odszukałem klucze od mieszania w płaszczu. To był jedyny mój płaszcz, który tutaj miałem. Odetchnąłem z ulgą, czując teksturę kluczy pod palcami. Zjechałem na dół i wyszedłem na zewnątrz. Los uśmiechał się do mnie. Stały trzy taksówki przed hotelem i każda była wolna. Zapukałem w okno i uśmiechnąłem się do kierowcy.
— Jest pan wolny?
— Zaraz mam klientkę — powiedział i spojrzał przed siebie.
— A jeśli zapłacę dwa razy więcej? — Zapytałem, a mężczyzna wysiadł z auta, pakując moją walizkę do bagażnika. Uśmiechnąłem się do niego i wsiadłem.
— Dokąd jedziemy?
Podałem mu adres i po chwili ruszył. Obróciłem się w stronę hotelu, ciężko wzdychając. Zobaczyłem wybierającego Louis'a na zewnątrz i coś mnie skręciło. Rozglądał się na boki, a ja ścisnąłem bardziej klucze. To była dobra decyzja, musi być dobra, pomyślałem. Po czterdziestu minutach jazdy i stania w korkach dojechaliśmy na miejsce. Zapłaciłem i tak jak powiedziałem — dwa razy więcej. Dodatkowo dałem mu duży napiwek. Uśmiechnął się do mnie i wyciągnął moją walizkę. Podał mi ją, a ja ruszyłem w stronę dużego wieżowa. Tam mieścił się mój drugi dom. Przeszedłem szybko cały hol i nacisnąłem guzik, który przywołał windę na dół. Kliknąłem metalowy przycisk z największym numerem. Uśmiechnąłem się smutno i oparłem się o ścianę. Jazda nudziła mi się strasznie, choć nie było to jakoś strasznie długo. Poczułem wibracje w kieszeni. Westchnąłem. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Louis.
— Nie odbieraj, nie odbieraj, nie odbieraj — powiedziałem sam do siebie, ale i tak w końcu przeciągnąłem zieloną słuchawkę. — Co?
— Gdzie jesteś? Boże, powiedz mi, gdzie jesteś? Dlaczego wziąłeś swoje rzeczy?
Westchnąłem po raz kolejny.
— Przestań mówić. Jestem... Gdzieś. Nie powinienem od ciebie odbierać.
— Nie rozłączaj się! Proszę! Jestem głupi frajerem! Nie powinienem tak na ciebie krzyczeć, nie powinienem wymagać tego, abyś powiedział mi o... O tym.
— Po co ta rozmowa? Słyszę w twoim głosie obrzydzenie, Louis — powiedziałem i w tym samym czasie drzwi windy się otworzyły. Ruszyłem korytarzem prosto do swojego apartamentu, mieszkania, cokolwiek. — To nie ma sensu. Po co zadzwoniłeś? Pewnie twoje sumienie ci kazało albo Niall. Obstawiam, że Niall.
— Nie! To ja! Ja chciałem. To nie tak, Ha...
Rozłączyłem się, wyciszając telefon. Otworzyłem mieszkanie, zatrzaskując za sobą drzwi. Walizkę zostawiłem przy wejściu i zrzuciłem płaszcz na ziemię, a potem rozebrałem buty. Nie było mnie w tym miejscu praktycznie rok, a nawet dłużej. Nie często miałem jakieś sprawy w Londynie. Zawsze była to Ameryka, Los Angeles, Miami, Las Vegas, Nowy Jork. Czasami też leciałem do Paryża, do Rzymu, do Barcelony czy Mediolanu. Spojrzałem na panoramę miasta. Zbliżał się wieczór i też szare chmury wisiały na niebie. Musiałem wziąć się w garść. Zapaliłem światła, złożyłem zamówienie na zakupy spożywcze, odświeżyłem wszystko i dopiero na końcu spojrzałem na telefon. Miałem mnóstwo nieodebranych połączeń od Louis'a i parę od Horan'a. Były też wiadomości, które mało mnie obchodziły. Rozpakowałem laptopa i odszukałem umowę. Przeskanowałem wzrokiem cały tekst i uśmiechnąłem się, widząc kwotę, którą musiałem przelać. Zalogowałem się na swoje konto bankowe. Odszukałem numer konta Tomlinson'a i wpisałem dwieście tysięcy dolarów. Kliknąłem, przelej i chwyciłem telefon.
Ja: Przelałem pieniądze za zerwanie umowy.
Nie zdążyłem odłożyć urządzenia, a znowu zaczął dzwonić. Rozłączyłem Niall'a, ale on znowu dzwonił. Westchnąłem.
— Co chciałeś? Jestem zajęty.
— Nie zrywasz tej umowy! — powiedział Louis, a ja zrobiłem duże oczy. — Nie pozwala...
— Cholera, Tomlinson! Oddaj ten pieprzony telefon! — Krzyknął Niall, a ja się rozłączyłem.
Znowu numer Horan'a mi się wyświetlił. Zdecydowałem się odebrać.
— To ja.
— Super, cześć Liam. Co się sprowadza? Co robi Niall i... No. Co robi Niall?
— Powstrzymuje się od morderstwa. Och... Chyba za długo siedział już spokojnie — powiedział, a ja usłyszałem krzyki kłótni. — Cisza!
Odsunąłem telefon od ucha na nagły i bardzo głośny krzyk Payne'a.
— Zachowujecie się jak dzieci! Na litość boską, Louis! Do sypialni i tam siedź! Niall! Na kanapę i napchaj się pizzą! Chcę porozmawiać z Harry'm na spokojnie! Przeszkadzają mi wasze krzyki! Nie odzywaj się, Tomlinson! Chcę ci uratować dupę, więc spierdalaj do sypialni, teraz.
Zaśmiałem się i rozsiadłem się wygodnie na kanapie. Chwilę musiałem poczekać, aż Liam mógł spokojnie rozmawiać. Sprzeczał się z Louis'em, a potem z Niall'em o telefon.
— Możesz mi powiedzieć, dlaczego się spakowałeś i wyniosłeś? Dlaczego zerwałeś umowę? Czy ty jesteś poważny?
— Bo... Bo tak będzie lepiej. Uwierz mi. Każdy pójdzie w swoją stronę. Nie chcę niszczyć wam życie. Nie chcę, aby pisali, że znajcie się z dziwa...
— Nie kończ, proszę cię. Nie kończ. Nie odpowiadasz za to, co rozpowiedziała twoja siostra. Jest podłą suką i już się nie zmieni. Dlaczego pokazujesz, że to, co ona zrobiła, to cię boli?
— Bo mnie boli! Sam... Sam jej powiedziałem, że ma się odwalić i nawet pójść do prasy z tym. To moja wina. Kurwa, ja wszystko zjebałem.
— I tak by to zrobiła, Hazz. Uwierz mi. Chciałaby się na tobie mścić i być w centrum uwagi — powiedział, a ja zapomniałem, co chciałem powiedzieć. — Rozumiem, że chcesz dać chwilę Louis'owi, aby przyswoił sobie tę informację. Możesz chociaż potwierdzić, że siedzisz gdzieś bezpiecznie i nic ci się nie stanie.
— A kto pyta? Niall?
— Tak... Tak, Niall. Martwi się o ciebie.
— Tak. Siedzę bezpiecznie w swoim... W hotelu.
Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na stolik. Bolało mnie serce i to tak porządnie.
CZYTASZ
Love game → larry ✔
FanficHarry nie znał się na piłce nożnej. Jedynie wiedział, jak ją kopnąć, aby siebie samego nie uszkodzić. Nigdy się tym nie interesował i nie zamierzał. Wolał to co robił - wybieg, muzyka i aparaty. Nie. On nie był modelem. Był fotografem, który zarabia...