Byłem naprawdę zły i kiedy Louis wyszedł przedpołudniem pod pretekstem wyjścia do sklepu, kupiłem nowe bilety lotnicze na dzisiejszy wieczór. Nie miałem ochoty siedzieć w tym hotelu ani w Paryżu. Ten wyjazd miał sprawdzić przyjemność, a jedynie co robiliśmy to, się kłóciliśmy Nie było mi tutaj dobrze, a fasolka coraz bardziej dawała popalić. Nie byłem pewny, czy za kilka dni przesiedziałbym dwie godziny w samolocie, czy gdziekolwiek. Powoli bolały mnie plecy, a to nie było dobrze. Nie wiedziałem, jak miałem siedzieć czy leżeć. Kiedy stałem — bolało mnie mniej, ale za to puchły stopy. Czwarty miesiąc. Prychnąłem pod nosem i rozmasowałem dół pleców i przeszedłem się po całym pomieszczeniu. Brak Tomlinson'a też dawała mi popalić.
— Gdzie on jest?! — Mruknąłem pod nosem i spojrzałem na swój telefon. — Pięknie!
Obróciłem się gwałtownie, kiedy usłyszałem, jak ktoś zapukał do drzwi. Zmrużyłem oczy i ruszyłem do drzwi. Byłem też głodny. Coraz bardziej się irytowałem. Otworzyłem drzwi i spojrzałem na kobietę, która przed sobą miała wózek.
— Harry Styles?
— Tak, to ja. O co chodzi?
— Przywiozłam obiad oraz małe co nieco na później. Mogę wejść?
Ustąpiłem jej miejsca, a ona weszła. Podprowadziła wózek na środek pokoju i usiadła na jednym z foteli.
— Mam również dotrzymać ci towarzystwa, dopóki pan Tomlinson nie wróci.
Prychnąłem pod nosem.
— A co tak ważnego robi? — Zapytałem i chwyciłem talerz. Klasycznie zupa krem z pomidorów i bazylią. Pokochałem to tak bardzo mocno, że codziennie jadłem to samo. — Niech lepiej wróci, bo mam bilety na dzisiejszy wieczór. Wracam do domu. Nie czuję się tutaj zbyt dobrze. Dziecko daje popalić.
Czarnowłosa wydawała się zaskoczona tym, co jej powiedziałem. Przeprosiła mnie i wyszła. Odprowadziłem ją wzrokiem i westchnąłem. Nie miałem ochoty się nią przejmować. Teraz było jedzenie, a potem pakowane. Szybko pochłonąłem przystawkę i danie główne. Nie wiem, czy to był kurczak, czy coś innego, ale było bardzo pyszne. Wstałem i ruszyłem do łazienki. Pozbierałem swoje rzeczy i spojrzałem na te Louis'a. Dlaczego on był taki uparty? Dlaczego chciał zostawić nasze dziecko obcej osobie? Wiedziałem, że chciałby, abym czuł się jak najlepiej. Jednak czułem się źle z myślą o opiekunce. Pierwsze miesiące, lata dziecko potrzebuje rodziców, ich miłości, opieki. Uśmiechnąłem się smutno, czując uścisk na sercu. Pokręciłem głową i wróciłem do pokoju. Wrzuciłem te rzeczy do walizki, a potem te z pokoju. Sprawdziłem, czy na pewno wszystko miałem, a telefon był wystarczająco naładowany, aby wytrzymać mi kilka godzin poza hotelem. Dokończyłem też czekoladowe ciasto i spojrzałem na jeszcze parującą herbatę. Złożyłem naczynia i z bólem spojrzałem na pokój. Pokręciłem głową i zabrałem z torby Tomlinson'a swoje dokumenty. Sprawdziłem jeszcze raz, czy miałem swój bilet na telefonie, a Louis'a wysłałem na jego numer. Wyszedłem i ruszyłem w stronę windy. Musiałem trochę się czekać za nim przyjechała. Miałem też nadzieję, że jakaś wolna taksówka będzie pod hotelem. Nie umiałem się kompletnie z nimi dogadać, nawet na migi.
Piętnaście minut później, odszedłem od recepcji, gdzie poinformowałem (na szczęście po angielsku!), że ja wracam wcześniej, ale Louis zostaje. Tak naprawdę nie wiedziałem, co on zamierzał zrobić. Po wczorajszej (kolejnej) kłótni nie odzywał się do mnie i dziś rano wyszedł.
Miałem też szczęście z taksówką. Jakaś para z niej wychodziła, siedział dosyć młody chłopak, więc mogłem się z nim dogadać i poprosić o podwiezienie na lotnisku. Miał też terminal; mogłem bez problemu zapłacić, z czego się ucieszyłem. Nie miałem euro w gotówce. Mój telefon w pewnym momencie zawibrował. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem zdjęcie Niall'a. Odebrałem z uśmiechem.
— Harry! Nie dzwoniłeś! A miałeś zadzwonić!
— Przepraszam, nie miałem czasu. Nawet o tym nie pomyślałem. Fasolka daje w kość i... No. Właśnie! Obierzesz mnie o dziewiątej z lotniska? Nie chcę wracać sam z lotniska.
— Jak to sam z lotniska? Harry! Czyś ty oszalał?! Gdzie Louis? Miał cię do cholery jasnej pilnować! Co on sobie wyobraża?!
— Nie wiem, gdzie on jest. Pokłóciliśmy się wczoraj wieczorem, a dzisiaj rano gdzieś wyszedł.
— O co poszło? — Zapytał już spokojnie. — I oczywiście. Odbiorę cię z lotniska. Będę nawet dziewiątą przy hali przylotów.
— Louis uważa, że powinienem oddać fasolkę do opiekunki i wrócić do pracy. Dobrze wiesz, jaki mam do tego stosunek. Nie chcę, aby moje dziecko to samo przechodziło co ja. Moi rodzice też ciągle pracowali, kiedy się urodziłem, spędzałem czas z opiekunkami i Gemmą. Nie chcę tego dla własnego dziecka. Wolę zrezygnować z pracy i zająć się nim oraz domem.
— Mówiłeś to Louis'owi?
— Mówiłem! Mówiłem mu, że nie chcę tego dla własnego dziecka. Że wolę być w domu i nic nie robić. I że się z tym pogodziłem i jest dobrze, a on cały czas wałkuje ten temat, jakby nie wiadomo co to było! Denerwuje mnie to strasznie i mam ochotę go udusić gołymi... Nie, w rękawiczkach, bo jeszcze by odkryli, kto to jest!
Niall parsknął śmiechem, a potem westchnął. Ktoś wszedł do pokoju, w który siedział. Usłyszałem też, że Liam z kimś rozmawia przez telefon.
— Niall? Louis do mnie zadzwonił, że Harry zniknął z hotelu. Wiesz coś od niego?
Słyszałem przez moment ciszę. Horan się wahał.
— Nic nie wiem. Nikt mi nie mówił, a teraz rozmawiam z mamą. Spróbuję się do niego dodzwonić.
— Dzięki, stary. Kocham cię.
— Ja ciebie też. Do zobaczenia.
Westchnąłem i spojrzałem na telefon. Miałem parę wiadomości. Wiedziałem, że były od Louis'a i pewnie część z nich była o treści "Gdzie ty jesteś" albo "Zdzwonię do ciebie" bądź "Dlaczego nie odbierasz?". Znałem go na wylot. Nie było go cały dzień. Wysłałem mu bilet, to powinien się domyśleć. Nie miałem ochoty na kolejną kłótnię z nim. Dosyć nerwów sobie popsułem, kiedy przez dwa dni ciągle się kłóciliśmy. On nie rozumiał. Dziecko to nie była rzecz, że podrzuca się do kogoś, mówi się "Przyjadę po nie za pięć dni" i wychodzi. Dziecko potrzebuje miłości. Domowego ciepła i bezpieczeństwa. Mój telefon zaczął wibrować. Louis. Przewróciłem oczami i odebrałem.
— Co?
— Gdzie jesteś? Czy ty chcesz mnie przyprawić o zawał serca?! Poważny jesteś?! Jesteś w ciąży! Nie możesz...
— Cały czas mi mówisz, co mogę, a co nie mogę. Czy wreszcie zacznę decydować o sobie?
— Harry, nie bądź kapryś...
— Przestań Louis. To, że to jest też twoje dziecko, nie daje ci uprawnień, abyś mną kierował. Przede wszystkim, jestem dorosły. Mogę robić, co chcę i wiem, co jest dobre dla dziecka, które uwaga przypomnę ci — jest w moim brzuchu. Źle się czułem w hotelu, nie pod tym względem źle. Chciałem już do domu, a ciebie nie było. Wczoraj nawet nie zaczynałem tego tematu, bo się obraziłeś, kiedy po raz kolejny odmówiłem opiekunki.
— Czy możesz zrozumieć, że chcę, abyś był szczęśliwy?
— To przestań mnie zmuszać do tego oraz innych rzeczy. Co to była za kobieta, która przyszła do mnie z obiadem?
— Córka właściciela hotelu. Poprosiłem ją, aby przypilnowała.
— A czy ja mam pięć lat?
— Nie, ale...
— Louis. Tutaj jest problem. Nie umiesz mi zaufać, a nawet jak mi ufasz, to nie potrafisz zaakceptować moich wyborów. Wolę zostać z dzieckiem w domu, to musisz to uszanować. Moi rodzice zostawiali mnie z opiekunką, a ja nie chcę, aby nasze dziecko przechodziło przez to samo, bo rodzice pracują. A teraz przepraszam, nie mam ochoty rozmawiać. Zobaczymy się w domu. Wysłałem ci bilet. Na razie.
CZYTASZ
Love game → larry ✔
FanfictionHarry nie znał się na piłce nożnej. Jedynie wiedział, jak ją kopnąć, aby siebie samego nie uszkodzić. Nigdy się tym nie interesował i nie zamierzał. Wolał to co robił - wybieg, muzyka i aparaty. Nie. On nie był modelem. Był fotografem, który zarabia...