Rozdział 48: LOUIS

786 62 7
                                    

Wytrzymanie z Harry'm graniczyło z cudem. To był totalny cud, jeżeli ktoś przesiedział z nim dwie godziny. I tutaj nie chodziło o jego zachowanie. Spał. On po prostu całe dnie spał i nie można było z nim nawet porozmawiać. Denerwowałem się, bo nie wiedziałem, czy to było całkowicie normalne. Musiałem zadzwonić do pani doktor. Uspokoiła mnie, mówiąc, że ciąża bliźniacza wyciska wszystkie siły z Harry'ego. To mnie nie uspokoiło. Wręcz przeciwnie. Nakręciło mnie bardziej, aby przy nim siedzieć. Obserwowałem go, jak śpi w dzień, przy okazji załatwiałem niektóre sprawy telefonicznie i podpisywałem zdjęcia do wysyłki. Miałem ich aż dwanaście średnich kartonów i tylko dwa tygodnie. Premiera płyty zbliżała się wielkimi krokami. Sam Harry był prawie w piątym miesiącu, a jego brzuszek przypominał dmuchaną, piłkę plażową. Podobało mi się to. Naprawdę. Wyglądał pięknie.

Jak dla mnie mógłby być cały czas w ciąży.

Jego oczy wręcz błyszczały, jak nie spał. Nabrał większych krągłości. Wyglądał przepięknie, cudownie.

— Louis?

Spojrzałem na niego. Leżał przy mnie i tym razem — uwaga - oglądał albo starał się oglądać film. Walczył ze snem. Wiedział o moich obawach, więc starał się to zatrzymać.

— Myślisz, że Niall i Liam już się wyrobili?

Pokręciłem głową i westchnąłem.

— Nie wiem, skarbie. Niall chce idealny pokoik dla księżniczki, a Liam dla księcia.

Brunet zachichotał i delikatnie się poprawił. Spojrzał w moją stronę.

— Przypomnij mi, dlaczego ja się na to zgodziłem?

— Bo jesteś dobrym przyjacielem i chciałeś sprawić im przyjemność? Poza tym patrz. Oni wydają pieniądze, a nie my. Niech się pobawią.

Uśmiechnął się do mnie.

— Racja, ale chcę już do nowego domu. Dlaczego trzymasz mnie jeszcze w niepewności? Byłem tam tylko raz! Prawie miesiąc temu.

— Wynająłem epikę remontową, aby odnowiła trochę wnętrze. Nie podobało ci się, prawda? — Zapytałem, a on przytaknął. — No właśnie. Najpóźniej do końca tygodnia tam pojedziemy. Zmieniłeś wszystko w papierach, to co chciałeś?

Usłyszałem prychnięcie, a potem śmiech. Sam musiałem się uśmiechnąć, bo nie dałem rady. Harry był bardzo przewidywalny. Szczególnie teraz.

— Naprawdę myślisz, że to zrobiłem? Nie chcę mi się wstać, a co dopiero to zrobić!

— A nie można tego zrobić telefonicznie?

— Nie można. Trzeba podejść tam do tego urządzenia, wejść w ustawienia i zmienić numer konta czy inne dane. Poza tym nie podoba mi się to, że...

— Przestań. Nie zaczynaj kwestii finansowej. Mówiliśmy coś ci na ten temat.

Westchnął. Pomogłem mu usiąść, podziękował i złapał za pilot. Wyłączył telewizor.

— Ale nie lubię tego. Jestem bez...

— No właśnie. Więc dlaczego ty masz nas utrzymywać? Oddajemy ci pieniądze, skoro idą z twojego konta na utrzymanie. Sam powiedziałeś, że chcesz mieć jakieś awaryjne pieniądze na koncie.

Widziałem jego niezadowoloną minę. Nie mogłem nic z tym zrobić. To były słowa.

— No, ale Louis!

— Harry, naprawdę. To są twoje słowa. Nie wyssałem sobie tego z palcem.

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym samym czasie otworzyły się drzwi wejściowe. Harry zerknął w tamtą stronę, zrobiłem to samo. Rozszerzyłem oczy na widok na Niall'a i Liam'a, upaćkanych w dwóch kolorach farby. Niebieski i jasny szary. Zmarszczyłem brwi i westchnąłem.

— Co robiliście? — Zapytał Harry i z moją pomocą wstał. — Szary i niebieski?

— To tylko salon.

Parsknąłem śmiechem na minę Styles'a. Tego się nie spodziewał.

— Ugh! Dlaczego nie chcecie mi powiedzieć, co kombinujecie? To moje dzieci!

— Pozwoliłeś nam, Hazz. Nie gorączkuj się tak. Skończyliśmy dzisiaj już robić pokoiki.

Zrobił śmieszną minę i obrócił się z powrotem do telewizora. Widziałem, jaki obrażony był. Ponownie się zaśmiałem, a on obdarzył mnie jednym spojrzenie, które mówiło "Śpisz na kanapie". Westchnąłem tylko i przyciągnąłem go do siebie. Oparł się o mnie, a ja położyłem dłoń na brzuchu. Klasycznie pogładziłem kciukiem i otrzymałem, odpowiedź. Jeden z maluchów kopnął w tamtą stronę.

— Boże.

— Co?

— To bolało mnie. Dlaczego oni mi to robią?

Usłyszałem z tyłu śmiech Niall'a.

— Mają to po tobie — powiedział. — Liam, idziemy się przebrać!

Harry chciał coś powiedzieć, ale znowu sapnął, kiedy maluchy kopnęły w tym samym czasie.

— No ja pierd...

— Harry...

— No co? To też mnie bolało.

Pokręciłem głową i znowu spojrzałem w telefon. Musiałem przeczytać to, co wysłali mi na pocztę. Trochę tego było. Głównie o koncertach; wstępne daty. Nie byłem zadowolony. Nie znosiłem, kiedy oni robili sprzeczne rzeczy do tych, co powiedziałem. Zmrużyłem oczy, patrząc na daty w Wielkiej Brytanii. Pomiędzy Londynem a Manchesterem było tylko dwa dni przerwy. Po koncercie w Londynie nie miałem co jechać do domu. Byłbym tam dwie godzin? Gdyby tylko udało mi się ubłagać jedną noc w domu. Jeżeli dobrze policzyłem, to maluchy miałby wtedy trzy miesiące. Zacisnąłem usta. Zostawiałem go w najgorszym momencie. Kurwa. Wierzyłem, że z jednym by sobie poradził, ale dwa?

— Chcę mi się spać, Lou. Pójdziesz ze mną? Poprzytulasz... Albo nie. Został jeszcze ten batonik? Albo czekoladę? Louis! Biszkopty w mleku!

Zaśmiałem się i zablokowałem telefon. Spojrzałem na niego i odgarnąłem jego włosy z czoła.

— Jeszcze jakieś specjalne życzenia? Zaraz je spełnię, a ty może...

— Pójdę od razu pod prysznic. Czuję, że śmierdzę.

— Nie jest źle, Hazz — powiedziałem, a on uderzył mnie z łokcia w brzuch. Jęknąłem z bólu. — Za co?!

— To z miłości. Chcę jeszcze banana, pokrojonego. I czekoladę. I te biszkopty. I malinową herbatę.

— Będzie wszystko, jak wyjdziesz spod prysznica. Tylko uważaj tak? Nie poślizgnij się, a w razie czego to krzycz. Albo... Pomóc ci?

— Mam dwie zdrowe nogi oraz dwie zdrowe ręce. Poradzę sobie, a w razie czego będę krzyczeć, ile mogę.

Pocałowałem go krótko i pomogłem wstać. Obserwowałem go w obawie, jak szedł w stronę sypialni. Odetchnąłem dopiero, kiedy zniknął za drzwiami. Zdecydowanie byłem mocno przewrażliwiony, ale nic nie mogłem na to poradzić. Martwiłem się.

Przygotowałem wszystko, co chciał Harry. Banana obrałem i pokroiłem. Ciepła herbata wylądowała na tacy jako pierwsza, aby była idealna do picia, kiedy Hazz dostanie swoją kolację. Dorzuciłem jeszcze pokrojone jabłko. Odszukałem w szafce zapasowy karton jego ulubionych batoników i czekolady. Musiałem być zabezpieczony! Zrobiłem sobie kanapki i nalałem sok.

— Dla mnie też zrobiłeś?

Wzdrygnąłem się na głos Liam'a. Obróciłem się do niego i pokazałem środkowy palec.

— Pieprz się. Tylko dla Harry'ego i dla siebie. Masz rączki, to sobie zrób.

— Pantofel.

— Zamknij się. Dbam o moją rodzinkę. Czy to jest coś dziwnego?

Pokręcił głową. Nie miałem już siły się z nim kłócić. Chwyciłem tackę i ostrożnie ruszyłem w stronę sypialni. Drzwi były na szczęście otwarte, więc tylko je popchnąłem nogą. Harry był już w łóżku i robił coś na telefonie.

— Kolacja!

Podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie.

— Umieram z głodu!

Uśmiechnąłem się do niego i położyłem tacę na stoliku. Podałem mu letnią herbatę.

— Śniadanie do łóżka?

— Jutro muszę jechać na szybki wywiad do radia — powiedziałem. — Ale dopiero na dwunastą. Z chęcią zrobię ci śniadanie do łóżka. Jeżeli będziesz miał ochotę spać długo, to śpij. Wiem, że ledwo co śpisz w nocy.

Spojrzał na mnie urażony.

— Przez twoje dzieci.

— Teraz moje? Jasne, co złego to moje. Ciekawe, kto będzie chodzić do szkoły, jak coś nabroją.

— Oczywiście, że ty.

Parsknął śmiechem. Przygryzłem wargę, sam musiałem się powstrzymać, aby nie zacząć się śmiać. On był po prostu niemożliwy.

Love game → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz