Rozdział 25: HARRY

1.2K 92 11
                                    


Droga bardzo się dłużyła. Może to była też wina tego, że nie mogłem usiedzieć na miejscu, w jeden pozycji przez dwadzieścia minut. Louis stawał przy każdej stacji i kazał mi wychodzić z samochodu na dziesięć minut. Było to jakieś ukojenie, ale do Doncaster jechało się ponad trzy godziny, a nie ponad sześć! Denerwowało mnie to, ale siedziałem cicho. Porozmawialiśmy też dużo na wiele tematów. Dowiedziałem się tego, kiedy Louis zaczął interesować się muzyką i jakiej muzyki słuchał. Mój gust był trochę odmienny niż jego, ale jedno lubiliśmy wspólnie: Selena Gomez i Ariana Grande rządziły!

— Mam ich wszystkie płyty! — powiedział, a ja się zaśmiałem. — Mam autograf Ariany i Seleny na ostatnich albumach. Ich koncerty są magiczne!

— Nigdy nie byłem. Jedynym moim marzeniem było spotkać Zayn'a, ale ono się już spełniło.

Spojrzałem na niego i zobaczyłem zaskoczoną minę.

— Naprawdę? — Zapytał. — O niczym innym nie marzysz? Jak to? Można tak?

— Jak widać - można. Nie wiem, jak to, ale nie jestem osobą, która chce dużo od życia. Mam przyjaciela, mam pasję, którą łącze z pracą.

— A pomyśl. Co byś mocno chciał?

Na chwilę zamilknąłem. Co bym chciał? Nie wiedziałem. Ja naprawdę nie wiedziałem. Nie chciałem nic więcej.

— Nie wiem.

— A jakie jest... Nie mogę nazwać tego marzeniem. Nie wiem. Co chciałbyś zobaczyć?

Spojrzałem na niego i przekrzywiłem trochę głowę. Chciałem zobaczyć wiele miejsc. Chciałem tam fotografować.

— Najbardziej chciałbym spędzić trochę czasu w jakiś wyspach. Malediwy, Bahamy, Hawaje, Islandia czy Cypr. Nigdy tam nie byłem, a jako fotografa mnie tam ciągnie. Nie miałem też okazji być w Australii i Nowej Zelandii.

— Widzisz! Jednak jest coś, o czym marzysz — powiedział i widziałem jego uśmiech. Westchnąłem. — To są marzenia, Harry. Pamiętasz nasze wakacje? Malediwy! Potem możemy zahaczyć o Hawaje, Bahamy, co tylko chcesz. Mogę jechać z tobą nawet na Kubę i na Filipiny.

Uśmiechnąłem się i poczułem łzy pod powiekami. Louis już od jakiegoś czasu był inny i bardzo mi się to podobało. Moje serce biło coraz szybciej, kiedy ten był obok mnie i było mi dziwnie. Motylki w brzuchu i te inne sprawy. Zamarłem, zdając sobie sprawę, co to było. Albo się zakochałem, albo mój obiad chciał wyjść i pokazać się światu.

— Wszystko dobrze? Słabo wyglądasz.

Poczułem jego rękę na kolanie i momentalnie się spiąłem. Musiałem jak najszybciej wyrzucić te motylki albo zadzwonić do Niall'a.

— Wszystko dobrze. Trochę mi duszno, ale otworzę okno.

Zrobiłem to, co powiedziałem i chwyciłem telefon. Wszedłem w wiadomości i odnalazłem konwersację moją i Niall'a.

Ja: Niall, ratuj. Kod czerwony

Ja: Motylki

Ja: M O T Y L K I

Niall: Co? Dobrze się czujesz?

Niall: Jakie motylki?

Ja: CHYBA SIĘ ZAKOCHAŁEM.

Niall: Co?

Ja: W Louis'ie......

Ja: Da się to anulować?

Ja: Chcę to anulować!

Niall: Uspokój się!

Niall: Teraz sobie z tego zdałeś sprawę?

Niall: Zadzwoń, jak dojedziecie i będziesz sam.

Ja: Dobra, jak nie umrę po drodze.

Mogłem sobie wyobrazić jak Niall prycha i przewraca oczami. Zablokowałem telefon i odłożyłem go do kieszeni. Okay, Harry, uspokój się i później sobie porozmawiasz z Niall'em, pomyślałem i ułożyłem się wygodnie. Spojrzałem na Tomlinsona'a, który był skupiony i patrzył na drogę.

— Ile jeszcze pojedziemy?

Szatyn parsknął śmiechem i pokręcił głową.

— Zadałeś mi to pytanie już chyba z dwudziesty raz w ciągu godziny — powiedział. — Mamy jeszcze pięćdziesiąt kilometrów do samego domu. Chcesz przerwę czy wytrzymasz?

— Louis — jęknąłem i się zaśmiałem. — Jedziemy od sześciu godzin. Ja naprawdę chcę wysiąść z tego auta na dobre i przez tydzień do niego nie wchodzić. Irytuje mnie samo siedzenie czy patrzenie przez okno.

— Dobra, dobra. Nie gorączkuj się tak już. Tylko pytałem.

Westchnąłem i założyłem ręce na krzyż. Nudziłem się.

— Loouis — powiedziałem, przeciągając „o". — Nudzi mi się. Zrób coś.

— Siedzimy w samochodzie.

— Przyspiesz. Będzie szybciej.

Szatyn prychnął. Uśmiechnąłem się, bo uwielbiałem go irytować czy drażnić. On robił to od początku znajomości ze mną, teraz była moja kolej. Wyjrzałem przez okno i okolica przed Doncaster była ładna. Droga, droga... I droga. Oparłem się o szybę i przymknąłem oczy. Byłem zmęczony, mimo że spałem dosyć długo. I w nocy oraz w samochodzie.

— Jak chcesz iść spać, to możesz się przespać. Spróbuję jechać szybciej, to za czterdzieści minut będziemy na miejscu. Jak będziemy dojeżdżać, to cię obudzę.

— Okay, ale pamiętaj, że masz mnie nie budzić przed domem, bo wyglądam okropnie po przebudzeniu.

— Harry, słońce, ty zawsze wyglądasz pięknie.

Poczułem gorąco na policzkach. Przygryzłem wargę, ale spróbowałem zasnąć. Może udało mi się zasnąć, ale tylko na moment. Czułem, jak samochód zwalnia i potem parkuje. Nie miałem ochoty otwierać oczu, bo tym razem było mi zbyt wygodnie.

— Harry, skarbie.

Poczułem szturchnięcie i chciałem powiedzieć coś w stylu „Zostaw mnie. Ja śpię.", ale nie udało mi się. Mruknąłem coś pod nosem i zacisnąłem bardziej oczy.

— Nie udało mi się wcześniej obudzić, więc jesteśmy pod domem.

Otworzyłem oczy i naprawdę — byliśmy już pod jakimś domem. Uśmiechnąłem się do Louis'a.

— Wszystko przespałem? — Zapytałem, a on przytaknął. — Cholera.

Odgarnąłem włosy z twarzy i odpiąłem się z pasów.

— Wyglądam jak gówno.

— Wyglądasz pięknie i nie marudź. Teraz idziemy na obiad, bo mama już mi pisała, że jest podane i czekają tylko na nas.

Otworzyłem drzwi i wyszedłem. Czas zmierzyć się z rodzinką Tomlinson'ów. Nie mogło być tak źle. Przeżyłem szatyna, a pewnie on był najgorszy ze wszystkich. Wiedziałem, że miał dużo rodzeństwa, jego mama była przemiłą kobietą, a ojczym był dosyć miłym mężczyzną. Wszystko by się zgadzało, dopóki ktoś na mnie wleciał, piszcząc tak głośno, jak tylko możliwe. Prawie się przewróciłem, ale zachowałem pion. Chwyciłem blondynkę i otworzyłem szeroko oczy. Louis zaczął się śmiać i gdzieś zniknął. Byłem sam z tym blond potworem.

— Harry prawda? Boże! Wreszcie mogę cię poznać! Uwielbiam cię i twoje prace! Nie mogłam się doczekać, aż cię zobaczę. Louis bardzo dużo o tobie mówił i nie wierzyłam, że przyjedziesz z nim tutaj! — powiedziała bardzo szybko i gdzieś mnie pociągnęła. Starałem się nadążyć, ale marnie mi to wychodziło. — Nie mogę w to uwierzyć! Mogę zrobić ci parę zdjęć? Możesz ocenić moje prace? Będę wdzięczna! Chciałabym w przyszłości też fotografować, ale nie mam szans na wybicie się. Nie chcę...

— Lottie! Daj na razie spokój Harry'emu! Macie trzy tygodnie rozmowy na temat aparatów, fotografii i tego wszystkiego!

Spojrzałem na niską kobietę, która z uśmiechem patrzyła się na naszą dwójkę. Już wiedziałem po kim Louis, odziedziczył tak piękne oczy i uśmiech.

— Harry Styles.

Przedstawiłem się, a kobieta uśmiechnęła się szerzej.

— Johannah Deakin, ale mów mi po prostu Jay. Witaj w zwariowanej rodzince, Harry! — powiedziała. — A teraz! Myć ręce i do stołu! Posiłek czeka!

Love game → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz