Rozdział 42: LOUIS

878 68 1
                                    

W kolejnych dniach Harry czuł się zdecydowanie lepiej niż na początku. Dobrze dobrane posiłki, które gotował szef kuchni, porcja witamin, dużo snu, wody — to strzał w dziesiątkę. Tamta kobieta z poprzedniej sesji była oburzona, że zdjęcia się opóźniły. Styles nawet pokazał jej e-mail, gdzie pisał, że jest w ciąży i to jest ostatnia ich umowa. Była bardzo niepocieszona, chciała nawet odszkodowanie od Harry'ego, bo miała zaplanowane parę sesji, w których chciała, aby Harry był fotografem. Tłumaczenia, że po porodzie chce zająć się wychowywaniem dziecka oraz domem, też nie działały. W końcu wkroczyłem ja. Zagroziłem, że jeżeli się nie odwali od niego, zdjęcia, które były wykonane przez te dni, nigdy do niej nie trafią. Zamknęła się, a Hazz pozbył się natrętnego klienta. Nie narzekał. Mówił, że miał już trzy umowy z nią, wcale dużo nie płaciła, a nawet minimum za taką sesję. Czasami spóźniała się z przelewami, co bardziej go irytowało.

— Louis?

Spojrzałem na niego. Leżał na łóżku, miał lekko przymknięte oczy. Dzisiaj był wolny dzień, druga sesja zakończyła się bardzo szybko i nikt nie miał problemów, aby robić co jakiś czas przerwy. Tamten mężczyzna rozumiał, że Harry zgodził się tylko, dlatego że nie mógł im odmówić. Mieliby za mało czasu na poszukanie nowego fotografa. Mieliśmy jeszcze tydzień, cały tydzień, na swoje własne przyjemności. Mogliśmy nawet przeleżeć ten czas w łóżku.

— Co się stało?

— Pójdziemy na spacer? Plecy od leżenia mnie bolą.

Zaśmiałem się, ale się zgodziłem. Cały dzień siedzieliśmy w hotelu, bo znowu męczyły go nudności. Nadal nie czuł się zbyt dobrze.

— Na pewno chcesz iść?

— Tak. Świeże powietrze zrobi mi dobrze. Zobaczy, poczuję się o sto procent lepiej.

Przytaknąłem, chociaż nie byłem do końca przekonany. Spojrzałem na jego twarz. Sińce zniknęły, ale nadal był blady.

— Ale jeśli tylko poczujesz się źle, wracamy do hotelu.

— Jesteś przewrażliwiony. Wczoraj wieczorem...

— Ale to było wczoraj! — powiedziałem szybko, a potem usłyszałem jego śmiech. — Dzisiaj jest dzisiaj i znowu czujesz się źle, prawda?

— Trochę, ale świeże powietrze...

— O nie, skarbie. Zasłabniesz mi na spacerze i co ja z tobą zrobię? Paparazzi mnie napadną i nawet nie dam rady zadzwonić na pogotowie, a nie umiem francuskiego zbyt dobrze!

Uniósł głowę i spojrzał na mnie zaciekawiony.

— Umiesz francuski?

— Oczywiście. Najbardziej umiem francuskie pocałunki. Chcesz się przekonać?

Zaśmiał się i znowu się położył. Zapanowała cisza, ale to nie była ta krępująca. Położyłem delikatnie dłoń na odstający brzuszek. Lubiłem to zrobić. Harry mówił, że dziecko czuło wszystko, co działo się w ogół niego. Chciałem też już poczuć ruchy. Hazz mówił, że na to będzie trzeba poczekać parę tygodni. Może trzy? Sam nie rozumiałem pewnych rzeczy. Mówił, że odczuwa lekkie gilgotanie? Zauważył to dopiero w nocy. Naczytał się wiele artykułów. Sam nie byłem lepszy — kiedy on spał, ja chwytałem i czytałem. Dowiedziałem się, że płeć dziecka można zobaczyć już w szesnastym tygodniu! Harry był... No właśnie, w którym Harry był tygodniu? Czwarty miesiąc to który tydzień?

— Harry?

— Co się dzieje? — Zapytał i spojrzał na mnie. — Matko jedyna! Czemu jesteś taki blady?

— Czwarty miesiąc to który tydzień?

— To drugi trymestr, osiemnasty. Już prawie jestem w dziewiętnastym. Poza tym, czy ty naprawdę nie słuchałeś, jak byliśmy u lekarza?

— Ja... Chyba nie. Nie wiem. Byłem zbyt zestresowany tym wszystkim. Czyli jak dziewiętnastym to...

— Niestety płci nie było widać, skarbie. Musimy na to poczekać. Przecież siedziałeś przy mnie i dokładnie patrzyłeś lekarzowi na ręce. Jak mogłeś nie słuchać?

Spojrzałem na niego urażony, co bardziej go rozśmieszyło.

— No wiesz! Gdybyś był tak samo przerażony tym wszystkim, to też byś nie słuchał! Nadal mam obawy, że kiedyś skrzywdzę fasolkę. Nie umiem trzymać małego dziecka!

— Przecież byłeś praktycznie dorosły, kiedy twoja mama urodziła Doris i Ernesta — powiedział i spojrzał na mnie. — Nigdy ich nie trzymałeś?

— Bałem się! Mama mi chciała dać, ale bałem się, że ich połamię! Oni byli bardzo malutcy!

— Fasolka taka nie będzie. Jest tylko jedna, więc ma dużo miejsca, aby urosnąć bardzo duża. Za tydzień? Może dwa będę już czuł mocniejsze ruchy dziecka. Teraz mnie przyjemnie gilgocze.

Uśmiechnąłem się do niego i znowu pogładziłem jego brzuszek kciukiem.

— To dziwne. Kiedy ciebie nie ma, fasolka zaczyna mnie męczyć. Wręcz wariuje. Jest mi bardziej niedobrze,a ale kiedy jesteś i trzymasz rękę, jest mi lepiej.

Poczułem niemałą dumę. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Delikatnie się nachyliłem i podniosłem koszulkę bruneta. Pocałowałem jego brzuszek, przez co do moich uszów doszedł naprawdę uroczy chichot.

— Możemy porozmawiać Harry? — Zapytałem, kiedy się odsunąłem. Zerknąłem na niego. — Zależy mi na rozmowie i...

— O czym? O mojej pracy? — Westchnął i poprawił koszulkę. — Mówiłem ci już na ten temat.

— Mógłbyś mnie chociaż wysłuchać?

— Po co? Louis, nie...

— Bo tak chcę — powiedziałem i spojrzałem na niego. — Nie ma co podejmować pochodnych decyzji. Rozwiążemy problem opieki nad fasolką. Będziesz mógł wrócić do pracy, a ja na trasę.

— Serio? Nie pozwolę dać swojego dziecka pod opiekę kogoś obcego. Możesz sobie pomarzyć o tym.

— To też moje dziecko. Też mogę o nim decydować.

— Naprawdę? A czy razem zdecydowaliśmy o tym, że nie będę mógł wrócić do pracy czy też zostawisz mnie samego z „to też twoim dzieckiem" na Bóg wie ile czasu i pojedziesz w świat? Myślisz, że jak robiłem sesje noworodkom, miałem z nimi styczność to sobie sam poradzę?!

— Czy ja chcę cię zostawić?! Wydaję płytę! To normalne, że po niej jest trasa koncertowa — powiedziałem spokojnie. Cały czas, przyglądając mu się. Nie mógł się denerwować. — Musisz zrozumieć, że...

— Że co? Że to twoja kariera, musisz to zrobić, nie chcesz stracić fanów, wytwórni czy czegokolwiek, prawda? Rozumiem wszystko. Mogłeś mi to od razu powiedzieć. Dlaczego kazałeś mi żyć w tych złudnych nadziejach?

— Harry, nie denerwuj się. Chciałem ci powiedzieć, ale...

— Ale co? Znowu kręcisz Louis. Mam tego dość. Naprawdę. Chciałem spędzić z tobą miły czas. Czemu wałkujesz ten temat, skoro już się zgodziłem zostać w domu? Byłoby to temacie i nie musiałbym się denerwować.

— Dlaczego tak bardzo nie chcesz tej opiekunki, do cholery!?

— Bo nie! Myślisz, że to jest tak fajnie, kiedy rodzice zostawiają cię opiekunce? Tatuś lata po świecie, śpiewając, a mamusia zapier... — Przerwał, wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie. — Nie. Nie chcę opiekunki. A jeżeli zrobisz coś za moimi plecami, to obiecuję, że nie zobaczysz tego dziecka na oczy. I również mnie. Tyle na temat. Nie mam ochoty na spacer. Idę spać.

Obrócił się do mnie plecami i naciągnął na siebie kołdrę. Musiałem wyjść na balkon, aby nie zrobić bezpodstawnej awantury. Musiałem go jakoś przekonać, ale nie wiedziałem jeszcze jak. Musiało się udać.

Love game → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz