Rozdział 10: LOUIS

1.6K 116 20
                                    


Najgorsze z tego wszystkiego były słowa, które miałem użyć, aby go przeprosić. Układałem sobie wypowiedzi w głowie, ale rezygnowałem z tego. Niektóre brzmiały zbyt banalne. Ja nawet miałem jego ulubione ciastka i sok, który zawsze przy nim widziałem. Byłem zbyt mocno zdesperowany, aby go przeprosić. Tutaj nawet nie chodziło o seks. Harry miał w sobie coś, co pozwalało mi czuć się przy nim normalnie. Słowa Niall'a przekonały mnie, że Hazza był inni. Kilka dni, które spędziliśmy razem przed ślubem było lepsze, niż imprezy czy towarzystwo Liam'a.

Może w małym stopniu Harry mi się podobał, w małym stopniu.

To nie zmieniało faktu, że był dobrym człowiekiem i to mnie intrygowało. Zależało mi na dobrym kontakcie z nim. Mieliśmy spędzić ze sobą taki szmat czasu, a ja nie zamierzałem ciągle się z nim kłócić, a potem przepraszać. Usłyszałem podjeżdżający samochód i wyjrzałem przez okno. Liam pomógł wysiąść Harry'emu ze samochodu, a moje serce przyspieszyło do granic możliwości. To był ten czas. Prezent (ewentualnie prezenty) na przeprosiny były w jego pokoju, karton jego ciastek i trzy zgrzewki soku też. Wszystko miało kokardki, opakowane w kolorowe kartki. Tylko mi brakowało kokardy i opakowania. Uchyliłem drzwi i usłyszałem kroki na schodach. Spojrzałem przez szparę, Harry szedł w stronę swojego pokoju, patrząc się w telefon. Otworzył drzwi i zamknął je za sobą.

— Co to jest?!

Uśmiechnąłem się na jego krzyk. Wyszedłem z pokoju i delilkatnie zapukałem, a potem otworzyłem drzwi. Zacisnąłem usta, aby nie parsknąć śmiechem. Nie było odpowiednie w tej sytuacji.

— Ja... Chciałem przeprosić — powiedziałem niepewnie, widząc jego minę. — Miałem zbyt dużo rzeczy na głowie związane z wyjazdem. I...

— Wiem.

— Wiesz? Och. I ja wcale nie jestem na ciebie zły. Nie zawiodłeś mnie, Harry. Chciałem, abyś to wiedział i... Nie jestem najlepszy w przeprosinach, bo praktycznie tego nie robiłem. To chyba pierwszy raz. Nie wiedziałem co, mogę dla ciebie zrobić i... — Zaciąłem się i wskazałem na łóżko, gdzie były te paczki. — I kupiłem to i owo. Mam nadzieję, że nie jesteś zły. Nie znam się na tym. Nie wiedziałem, czy wolisz coś...

— Zamknij się, Louis. Przeprosiny przyjęte, a teraz pomóż mi to sprzątnąć. Chcę zobaczyć, co tam jest.

Uśmiechnąłem się do niego, a on odpowiedział tym samym. To był tak szczery uśmiech, który mógłbym widzieć codziennie. Ściągnąłem wszystkie rzeczy i położyłem na podłodze. Harry usiadł, a ja podałem mu pierwszą z paczek. Przygryzłem wargę. Zaczął otwierać i spojrzał na mnie.

— Louis! — Pisnął jak mała dziewczynka. — Czy ty sobie znajdziesz sprawę, ile to kosztuje?!

— Nie patrzyłem, jak wkładałem to do koszyka. Niall mówił, że przydałby ci się nowy telefon, bo na stary narzekasz i tak jakoś wszyło. Spotkałem go dzisiaj i trochę mi pomógł.

Posłałem mu delikatny uśmiech i podałem kolejną paczkę. Z każdą jego uśmiech się powiększa, a ja czułem pewnego rodzaju ulgę. Nie wiem, co to było. Ciężar z serca spadł, a ja cieszyłem się jak małe dziecko. W końcu Harry rozpakował wszystko i najbardziej cieszył się na karton ulubionych ciastek. Typowe.

— Harry? Ja naprawdę...

— Jest dobrze. Rozumiem, że miałeś dużo pracy. Wystarczyłaby szczera rozmowa, wiesz? Ja nie przepadam za takimi... Prezentami. Nie lubię, jak ktoś mi coś daje.

Kiwnąłem głową i spojrzałem na jego nogę.

— Boli cię jeszcze? Dlaczego masz ten but, a nie...

— Tak mi się lepiej chodzi. Gips nadal tam jest, a na to ten but ortopedyczny. Teraz o dziwo mnie nie boli, chociaż nie brałem tabletki ani...

— Wiem. Liam mi mówił. — Przerwałem mu. — Czuję się jak skończony dupek, bo w głównej mierze jestem za ciebie odpowiedzialny. Rozumiem, jak będziesz chciał wystąpić o odszkodowanie. Tylko nie przed sąd. Nie chcę, aby mi to namieszało i...

— Louis. Moje odszkodowanie jest w tych rzeczach, a ja nawet nie chciałem od ciebie żadnych pieniędzy. Po prostu się stało i tyle. Gwarantuję ci to, że to samo stałoby się, gdybym był u siebie. Pijane akcje z Horan'em kończą się tak samo.

Uśmiechnąłem się, ale i tak zamierzałem mu to jakoś wynagrodzić. Wiedziałem, że pieniądze nie zawsze sprawią radość. Sprzątnąłem papiery i poukładałem jego rzeczy w jedno miejsce. Spojrzałem na Harry'ego, który szeroko się uśmiechnął.

— Harry, mam pytanie.

— O co chodzi?

— Grasz na jakimś instrumencie?

— Umiem na gitarze i fortepianie, ale co to ma do rzeczy? — Zapytał mnie i spojrzał na mnie. — Nie myśl o tym, aby...

— Nie! Oszalałeś? Gitarę jeszcze byś tu zmieścił, ale fortepian jest za duży. Chciałem się czegoś o tobie dowiedzieć.

— To nie patrz się tak na mnie. Czuję się, jakbyś myślał, co kolejne możesz kupić. Nie podoba mi się to.

Zaśmiałem się i pokiwałem głową.

— Zanim coś ci kupię, to cię uprzedzę. Tak będzie sprawiedliwie. Opowiedz mi, co lubisz robić.

— Fotografować — powiedział i prychnął pod nosem. — A z tych nieoczywistych rzeczy to... Ja lubię książki, muzykę. Aparat to nie jedyne moje hobby. Tak jak wiesz, umiem grać na gitarze i fortepianie. Kiedyś ktoś stwierdził, że dobrze śpiewam, ale to nie jest prawda. W czasie podróżowania nie mam czasu na gitarę czy też książki. Dawno nie grałem ani nie trzymałem w ręku książki, ale widzę, że trafiłeś z moimi ulubionymi pisarzami, to może coś wezmę do Londynu. Może ty powiesz coś o sobie? Nic o tobie nie wiem.

Parsknąłem śmiechem i Harry razem ze mną.

— No to... Nazwanym se Louis William Tomlinson, urodziłem się dwudziestego czwartego grudnia, mieszkałem kiedyś w Doncaster, potem w Londynie, a teraz w Nowym Jorku. Jestem od ciebie stary o pięć lat. Wiem, że jesteś przerośniętą małpą, bo nie wierzę, że możesz być taki wysoki! — Harry zaśmiał się, ale nic nie powiedział. — I co jeszcze? Moi rodzince rozeszli się, kiedy miałem niecałe pięć lat, mam szóstkę rodzeństwa — pięć sióstr i jednego brata. Są kochani! Uwierzysz, jak ich poznasz. Możliwe, że Lottie cię zna, bo dzwoniła do mnie, co to za brunet na zdjęciach i zgadła. Chociaż... Lottie ma bzika na punkcie fotografii, więc na pewno cię zna.

— Wezmę parę akcesoriów do zdjęć, których nie potrzebuję i jej dam — powiedział, przerywając mi. — Może się jej przyda.

— To dobry pomysł. Staram się im wszystko kupować, ale odwiedzam rodzinę parę razy w roku i to na krótki czas. Dzięki tobie wybłagałem trzy tygodnie w Doncaster, bo i tak nie mamy teraz treningów, a trochę zdjęć z rodziną mi się przyda. Już ci załatwiłem tam lekarza, który zdejmie ci gips i zacznie rehabilitację. Nie musisz się przejmować.

— A jak wyglądała twoja kariera?

— Było ciężko. Wszystko zaczęło się w liceum. Byłem w sumie drugi najlepszy. Mój przyjaciel, musisz go znać. Zayn. Ten model.

— Zayn Malik!? Jasna cholera! Nie robiłem mu jeszcze zdjęć! Jaki jest!?

— Załatwiłem ci z nim spotkanie. Wiedziałem, że bardzo chcesz się z nim zobaczyć.

— Niall? Co za przeklęta frytka! — Zaśmiałem się i wyciągnąłem nogi do przodu. Ta podłoga była obrzydliwie wygodna. Nawet można było na niej spać. — Nie możesz robić tego wszystkiego, co Niall ci powie.

— Och, no mniejsza z tym. W liceum poznałem Zayn'a. Też grał w piłkę, był kapitanem. Kiedy przyjęli mnie do drużyny, byłem ogromnie szczęśliwy. Problemy się zaczęły, kiedy wszyscy dowiedzieli się, że jestem gejem. Trener chciał mnie wyrzucić z drużyny, nawet nie patrzył na to, co potrafiłem. Zayn się za mną wstawił i tak było do końca szkoły. W międzyczasie spotkała mnie nienawiść ze strony innych uczniów. Wiesz, odmienność parę lat wstecz była rzeczną, której nie wolno było pokazywać.

— Nikt ci nie pomógł? Żaden nauczyciel? Zupełnie nikt?

— Harry. Jestem gejem. Każdego to odrzuca.

— Mnie nie i nie mów tak. Ty masz w sobie coś wyjątkowego i to się liczy. Nie jesteś taki sam jak inni.

Love game → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz