Kiedy rozmawiałem z Louis'em, nie było źle. Starałem się ukryć to, że coś mnie bolało. Nie powinienem, ale on wracał z daleka, nie chciałem go niepokoić jeszcze bardziej. I tak był cały zestresowany, jak jeszcze nigdy w życiu. Bliźniaki rodziły się w ósmym miesiącu, a on miał przykład po jego mamie, która właśnie rodziła jedną parę w trzydziestym piątym tygodniu, a drugą w trzydziestym siódmym. Chciałem go zapewnić, że to nie jest jeszcze czas, że maluchy jeszcze nie śpieszą się na świat, ale nie. One się śpieszyły jak struś pędziwiatr.
Sięgnąłem po herbatę, kiedy zadzwonił dzwonek. Niall był u góry, a Lottie pojechała na małe zakupy, bo robiła je na ostatni moment.
— Otwarte! Właź Lottie!
Wziąłem łyk i niemal się tą herbatą zakrztusiłem, kiedy obróciłem się w stronę drzwi. Rozszerzyłem oczy i zatrzęsła mi się ręka. Zacisnąłem usta.
— A więc to jednak prawda. Inkubator? Ale żeś się urządził! Ładny dom.
Usiadła na fotelu. Nie denerwuj się, nie denerwuj się, nie denerwuj się, nie denerwuj się, nie denerwuj się Harry. Wziąłem głęboki wdech.
— Czego chcesz, Gemma?
— Niczego? Przyszłam tylko odwiedzić brata. W święta rodzina się jednoczy, prawda?
Wstała i przeszła się po całym salonie.
— Niall! Chodź na chwilę Niall!
— Minuta!
— Gdzie Louis? Zostawił cię? — Zapytała, a ja na nią spojrzałem. Przyglądała mi się. Przykryłem się szybko kocem, aby nie patrzyła na brzuch. — Nieźle, Hazz. Myślisz, że Louis jest z tobą tak na poważne? Powinieneś się domyślić, co robi, kiedy jest w Stanach. Nie ma nikogo, kogo mógłby pieprzyć. Ciebie pewnie nawet po... Po wykluciu się tych bękartów nie tknie. Czego się spodziewałeś? — Prychnęła. — Jesteś żałosny, Harry. Naprawdę żałosny. Nie spodziewałam się, że mam takiego naiwnego, beznadziejnego brata.
— Harry co... Wypierdalaj stąd, Gemma! Kto ci pozwolił się do niego zbliżyć?! Masz zakaz! Mam zawiadomić policję?! Zjeżdżaj stąd.
Niall wyprowadził z domu i nawet na dworze słyszałem, jak na nią krzyczał. Zrobiło mi się przykro. Zamknąłem oczy i dotknąłem brzucha.
— Wszystko dobrze, Harry?
— Tak, tak... Ja tylko... Trochę mnie boli? Nie wiem — powiedziałem i spojrzałem na niego. — I chyba... Nie wiem. Boli mnie trochę. Podasz mi telefon i zrobisz nową herbatę, ale tym razem malinową?
— Na pewno mogę cię zostawić tutaj na dziesięć minut? — Zapytał i podał mi telefon. Kiwnąłem głową. — Okay. Jestem za dosłownie dziesięć minut.
Kiedy wyszedł, złapał mnie po raz kolejny silny ból. Spojrzałem na telefon. Chciałem coś sprawdzić. Czy to, co mówiła pani doktor się, naprawdę sprawdzało. Skurcze były w równym czasie, prawda? Kiedy minął, odetchnąłem. Za niedługo Niall wszedł z herbatą i podał mi kubek. Uśmiechnął się do mnie, a ja spróbowałem to odwzajemnić, ale wyszedł grymas.
— Na pewno dobrze się czujesz? Jesteś jakiś blady.
— Nie, nie. Jest dobrze, po prostu... Wystraszyłem się Gemmy. Skąd ona miała nasz adres?
— Nie wiem. Nikt jej nie podawał, a poza tym, ona ma zakaz i nie powinna się zbliżać. Jak się Louis dowie, to ją rozszarpie.
Siedzieliśmy w ciszy dopóki nie złapał mnie kolejny skurcz. Spojrzałem szybko na godzinę. Pół godziny po tamtym. Zacisnąłem usta. Oddałem Horan'owi herbatę i odkryłem koc.
— Muszę do łazienki. Pomożesz mi?
— Dobrze, ale powoli. Musisz uważać.
— Zawsze uważam, za kogo ty mnie masz? — Zapytałem i spojrzałem na niego. — Ale tak szybko, bo zaraz nie wytrzymam.
Niall parsknął śmiechem, ale zaprowadził do łazienki, a potem zostawił samego na dosłownie minutę. Jakąś prywatność musiałem mieć, prawda?
— Niall? Możesz wejść.
Zmarszczyłem brwi, czując coś dziwnego, ciepłego. Kiedy Niall wszedł, zrobił się blady jak ściana. Rozszerzył oczy.
— O... O kurwa. O matko! O Boże! Ja pierdolę!
— Co?
— Odeszły ci wody! Masz całe mokre spodnie! Ja pierdolę! — Pisnął mało męsko, a potem wybiegł z łazienki. Usłyszałem jego krzyk, który rozniósł się po całym domu. — Rodzi! Rodzi! Kurwa! Rodzi!
Kiedy miałem się zaśmiać, poczułem kolejny skurcz. Mocniejszy niż poprzedni. Podparłem się ściany. Niemal usłyszałem głos pani doktor, która mówiła "Oddychaj, wydech, wdech. Spokój, bądź spokojny". Jak miałem być spokojny, kiedy oni pchali się na świat, a nie było tutaj Louis'a?!
— Niall! Muszę się przebrać! Nie mogę tak jechać do szpitala! Na litość boską! Sam nie ujdę! Jestem zbyt ociężały! Chodź tutaj panikarzu! A podobno to ty miałeś być tym spokojnym! — Krzyknąłem, krzywiąc się z bólu. Chwilę później znalazła się przy mnie pielęgniarka. — Gdzie Niall? Muszę się...
— Nie mamy czasu. Jedziemy do szpitala. Od kiedy masz skurcze?
— Od nocy? Nie wiem!
Spojrzała na mnie zła.
— Miałeś mówić, mi wszystko! Muszę powiadomić panią doktor, aby nie schodziła z dyżuru.
Zacisnąłem usta i ruszyłem z nią do przodu. Dlaczego to tak bolało z każdym krokiem? Nie wiem, jak w ogóle udało mi się dotrzeć do samochodu, ale poczułem ulgę, kiedy znalazłem się w środku. Obok mnie wylądowały dwie torby. Te z ubraniami dla maluchów oraz moje. Widziałem przerażenie kucharki, kiedy przyglądała się nam.
— Lottie niedługo przyjdzie! — Krzyknął Niall i wskoczył do samochodu. Niemal od razu ruszył. — Kurwa! Dlaczego teraz? Nie mogłeś poczekać na Lewis'a?
— Louis'a! Gdyby nie Gemma... Poczekałbym! Wytrzymałbym te skurcze!
Nigdy nie widziałem go tak zestresowanego. Starałem się zachowywać spokój. Kobieta na przednim siedzeniu rozmawiała z panią doktor, a ja odszukałem telefon w kieszeni. Musiałem go tam odłożyć, bo nie było go na stoliku czy kanapie. Odetchnąłem, kiedy wyczułem go pod palcami. Zawahałem się, mogłem napisać wiadomość do Louis'a, że "WŁAŚNIE R O D Z Ę", ale wiedziałem, że zdenerwowałby się bardzo poważnie.
— Masz telefon? Napisz do Louis'a albo do Liam'a, obojętnie! Niech jadą na szpital.
Kiwnąłem głową i z grymasem na twarzy, odblokowałem telefon. Napisałem do niego wiadomość. No dobra. Nawet paręnaście, licząc, że mi odpisze. Chciałem nawet zadzwonić, ale brak odpowiedzi po pięciu minutach utwierdził mnie w przekonaniu, że miał wyłączony telefon.
— Napisałem mu, ale ma chyb-ah! Kurwa, to bolało! To nie jest śmieszne. Dlaczego to tak boli? Zabiję Tomlinson'a. Jak matkę kocham! Jak tylko mi się pokaże na oczy!
Usłyszałem prychnięcie z przedniego siedzenia. Skrzywiłem się, ale starałem się usiąść prosto.
— Spokojnie, Harry. Za niedługo będziemy.
— Proszę mi nie mówić co mam robić, jak być! To wina Tomlinson'a! Gdyby trzymał swojego...
— Harry!
— No co!? Mówię prawdę! Czy możesz przyspieszyć?! Zapłacę każdy mandat, czy cokolwiek innego! Tylko szybciej! Myślisz, że to takie fajne, jak coś mocno boli? Zobaczysz, kopnę cię, ale to tak solidnie. Będziecie cię tak samo boleć!
I to podziałało. Poczułem, jak wbijam się w siedzenie, a miasto wydawało się rozmyte. Widziałem też, jak przejeżdżał na pomarańczowy czy czerwonym, ale robił to z uwagą. Moli nawet nas ścigać. Policja, czy ktokolwiek inny. Gdyby tylko spróbowali się odezwać na temat szaleńczej jazdy Horan'a, odgryzłbym im głowy.
Do szpitala i tak dojechaliśmy bardzo szybko. Wystarczyło dwadzieścia minut jazdy Niall'a jak wariat. Zobaczyłem panią doktor, która od razu wzięła mnie na salę, gdzie zrobiła mi USG i inne badania, ale nie zwracałem na to uwagę. Nawet nie zwracałem uwagi, że do do czegoś mnie przypięła. Kazała mi oddychać spokojnie i niczym się nie martwić. Jak miałem to robić?
— Harry? Um... Dziewczynka jest źle ułożona. Musimy... Musimy przeprowadzić cesarkę. Podpiszesz, zgodzę? Musimy zrobić to jak najszybciej. Skurcze masz co chwilę i to niebezpieczne. Liczy się czas.
— Ale Louis... On...
— Louis wybacz, że nie czekaliśmy. Ważne jest zdrowie waszych dzieci. Podpiszesz?
Kiwnąłem głową i złapałem za długopis. Drążąc ręką, podpisałem się na dole kartki.
Wszystkiego najlepszego, Louis.
CZYTASZ
Love game → larry ✔
FanfictionHarry nie znał się na piłce nożnej. Jedynie wiedział, jak ją kopnąć, aby siebie samego nie uszkodzić. Nigdy się tym nie interesował i nie zamierzał. Wolał to co robił - wybieg, muzyka i aparaty. Nie. On nie był modelem. Był fotografem, który zarabia...