Rozdział 58: LOUIS

815 64 3
                                    


Wyjście ze szpitala przez Harry'ego było czymś wow. Cieszył się niczym dziecko na nową zabawkę. Sam powtarzał, że "Gdybyś ty leżał tam przez tydzień, z zeszytym brzuchem, bolałoby cię wszystko i nie mógłbyś się zbyt gwałtownie ruszyć, bo ktoś (ty, Louis) nie pozwala, też byś się cieszył". Cóż, zdania złożone Harry miał opanowane. Ja się tylko martwiłem. To nic dziwnego. Nawet kiedy szedł sam do łazienki, bałem się, że się przewróci i sobie coś zrobi. I to go wkurzało. Nie kazałem mu leżeć całe dnie, bo nie mógł. Musiał trochę się ruszać, ale na litość boską, gdyby coś mu się stało przy kąpieli? Poślizgnąłby się? Poza tym nie mógł moczyć opatrunku! Jak miałem być spokojny? Drżałem ze strachu. Sam Liam stwierdził, że przesadzałem, ale nie zamierzałem odpuścić. O nie. Dopiero się rozkręcałem i byłem w domu przy swojej rodzinie, zamierzałem być irytującym, przewrażliwiony ojcem i facetem. Ot tak.

I naprawdę mi się to udawało. Przez pierwszy tydzień Harry był mi wdzięczny, że to ja wstawiałem w nocy do maluchów. Były dwa powody. Chciałem, aby to on się wyspał, bo w dzień się nimi zajmował. Miałem też trochę papierkowej roboty i zależało mi na zrobieniu tego jak najszybciej. A drugi to taki, że Hazz był zmęczony po całym dniu. Dwójka tak małych dzieci dawała w kość. Zaczynając od poranku, kiedy dzieci budzą się przed szóstą aż do wieczora, kiedy jedzą o dziesiątej. W międzyczasie jest przebranie z piżamek, karmienie co trzy godziny, przewijanie i usypianie ich. Anne była pod tym względem aniołkiem. Nick... Pokazywał małe różki, które z każdym dniem coraz bardziej mu rosły. To zdecydowanie miał po mnie. Anne była inna, spokojniejsza i przede wszystkim, robiły się jej małe loczki, które były cudowne. Harry uważał, że przesadzałem. O nie. Ja dopiero mogłem przesadzić, ale dzieci musiały być starsze. Chciałem, aby Anne była podobna do Harry'ego. Zielone oczy, kręcone włosy, te słodkie dołeczki. Za to Harry chciał odwrotnie. Chciał, aby Nick był podobny do niego, a Anne do mnie. Co to za różnica? No żadna!

— Louis William Tomlinson!

Zatrzymałem się w pół kroku i spojrzałem na Harry'ego, który stał u szczytu schodów. Był zły i nawet nie wiedziałem na co. Kiedy zobaczyłem coś, co trzymał w rękach, miałem ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie. Czy ja naprawdę tego nie schowałem?

— Co to kurwa jest?

Wyprostowałem się i przygryzłem wargę. Schodził powoli w dół, a ja czułem... Satysfakcję.

— Niespodzianka?

— Myślisz, że ja zostawię dzieci? Poważny jesteś? Nie zamierzam! Nie o koniec. Możesz sobie pomarzyć. Nigdzie nie pojadę.

— Skarbie... To tylko weekend. Paryż jest cudowny.

— Jest styczeń.

— No i co? Potraktuj to jako część prezentu urodzinowego. Naprawdę. Moja mama zgodziła się przyjechać w piątek. I tak chciała odwiedzić Lottie, a ona chętnie jej pomoże. A my... My trochę odpoczniemy, co? Potem wyjeżdżam. Wiesz przecież, że ze względu na wcześniejszy poród wszystko zostało przesunięte ze stycznia. Od marca nie będzie mnie praktycznie w domu i chcę spędzić z tobą czas.

Kiwnął głową, a ja szeroko się uśmiechnąłem. Zamierzałem spędzić ten czas w jego towarzystwie. Fakt, dzieci były małe, bo zbliżał się ich pierwszy miesiąc.

— Ale...

— Harry, skarbie. Taka okazja będzie dopiero po mojej trasie. Chciałbym spędzić z tobą jak najwięcej czasu. Jak wrócimy to potem z dziećmi i tobą. Proszę.

— Dobrze, ale tylko weekend i ani dnia dłużej, tak?

— Oczywiście.

Znowu posłał mi uśmiech. Przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem.

— Będziemy się świetnie bawić.

Widziałem jego śmiech, który potwierdził to na sto procent. Byłem z siebie zadowolony, że udało mi się go przekonać. Miał jeszcze jeden wyjazd w lutym na trzy dni i obawiałem się, że nie zgodzi, bo stwierdzi, że to było za dużo.

— Widziałeś się dzisiaj z Lottie? — Zapytał.

— Cóż, siedzi w swoim pokoju, który częściowo przerobiła na małe biuro. Stwierdziła, że chce ci pomóc ze wszystkim i nie widzi innej opcji.

Harry zaśmiał się i kiwnął głową.

— No tak. Pytałem się, czy pomoże mi wszystko ogarnąć. Martwi mnie trochę Niall. Ostatnio jest jakiś... Nieobecny. Liam coś ci mówił?

— Nie. Sam miałem cię zapytać, czy Niall czegoś ci nie mówił.

Spojrzałem na Harry'ego, który wyraźnie coś wiedział. Poprawił włosy ręki i chciał już pójść, ale chwyciłem go za rękę.

— Harry...

— Nie mogę mówić tego, co Niall mi mówi. Jest moim przyjacielem i nie zdradzam jego sekretów. Kiedy będzie gotowy, to sam powie Liam'owi. Sądzę, że szybko to zrobi. Poza tym sam też nie wiem. Próbowałem z nim rozmawiać, ale wściekł się, a od wczoraj mnie wyraźnie unika. Nie wiem, co jest grane.

— Harry, Liam naprawdę się o niego martwi. Mógłbyś z nim jeszcze raz porozmawiać?

— Spróbuję, ale nie obiecuję, że mi się ud...

— Niall, kurwa! Możesz mi wreszcie powiedzieć, o co ci chodzi?! Od paru dni jesteś jakiś dziwny! — Krzyknął Liam, który wszedł do domu za Horan'em. Zrobiłem zdziwioną minę. Po cholerę oni tutaj przychodzili, skoro mieli mieszkanie do kłótni? Nie przeszkadzała mi ich obecność, ale krzyki mogły zbudzić czy przestraszyć maluchy. — Dlaczego mnie unikasz?!

— Od dzisiaj śpię tutaj! Nawet się do mnie nie odzywaj, Liam!

— Co?! Oszalałeś?! Oni nie po to kupowali dom, abyś teraz tutaj zamieszkał, bo masz taki kaprys!

— Aha! To teraz kaprys!? A jak sam mówiłeś, że mam tutaj sobie iść skoro tak się zachowuje! — Krzyknął i gwałtownie się obrócił. Widziałem też, że Harry mu się uważnie przygląda. — Bo jak zwykle przesadzam, nic nie robię, co?

— Co?! Niall! Tego nie powiedziałem!

— Nie wcale! Zostaw mnie! Harry! Chodź ze mną! Nie mam zamiaru tutaj być z nim.

Horan ruszył w stronę schodów, zabierając Harry'ego po drodze. Popatrzyłem się na Payne, który wyglądał jakby, miał się zaraz popłakać. Ja też nie wiedziałem, o co mogło chodzić Niall'owi.

Sądzą po minie Harry'ego, którą zrobił, jak Niall ciągnął go do góry, nie wiedział tym bardziej.

— Co tutaj się stało?

— Nie wiem. Jest taki już od prawie dwóch tygodni! Wcześniej przy was zachowywał się inaczej, ale kiedy pokłócił się z Harry'm był coraz gorszy. Nie kłóciliśmy się wcześniej, nic się nie stało, nic nie zrobiłem. Po prostu nie wiem.

Usiadł na kanapie. Wyglądał na załamanego.

— Chciałem zaproponować mu jakąś wycieczkę. Wy jedziecie do tego Paryża i myślałem, że chodzi mu o to. Kiedy mu to powiedziałem, to stwierdził, że mogę sobie to wsadzić w dupę, on i tak tego nie będzie chciał. Potem zaczął się czepiać różnych rzeczy. Nawet tego, że bluzka leżała na kanapie! Ona zawsze tam leżała, kiedy ją rozbierałem przed prysznicem!

Parsknąłem śmiechem, ale zaraz pożałowałem. Rzucił we mnie poduszką, przez co bardziej zanosiłem się śmiechem. Może to było okropne, ale bawiło mnie to. Harry zachowywał się czasami podobnie, kiedy był...

— O kurwa. Liam, o kurwa.

— To o kurwa czy Liam, czy o kurwa dwa? Zdecyduj się!

— Liam, o kurwa. Słuchaj. Harry zachowywał się podobnie, jak był w ciąży.

— Czy ty sugerujesz, że Niall...? Nie, to niemożliwe. Mówił, że nigdy się nie badał pod tym względem, nigdy nic mu nie było. Nic!

— Czytałeś o tym?

— Nie, ale to niemożliwe! Jak ty sobie to wyobrażasz?! Mamy twoją trasę, Niall...

Przerwały nam głośne kroki. Niall zbiegł ze schodów i wybiegł z domu. A po nim Harry.

— Niall, kurwa jasna! Jak Boga kocham, jak cię tylko złapię, to cię zabiję! Jeszcze mnie popamiętasz!

— I tak oto Harry Styles prawie zamordował Niall'a Horan'a — powiedziałem, a Liam parsknął śmiechem. — Zobaczysz, Hazz wyciągnie z niego wszystko. Wtedy będziemy wiedzieć, na czym stoimy. Na razie się niczym nie przejmuj. Harry zrobi to za ciebie.

Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy zobaczyłem go w drzwiach. Trzymał mocno Horan'a za ramiona i posłał nam mały uśmiech.

— Idziemy porozmawiać na górę.

Love game → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz