Rozdział 33: HARRY

1.1K 77 8
                                    


Czas leciał. Zanim się obejrzałem, minęło pół roku, odkąd podpisałem umowę z Louis'em. Byliśmy też już jakiś czas w „związku". Bynajmniej dla Niall'a to był związek. Po prostu... Wyznaliśmy sobie wtedy uczucia i od tamtego czasu robiliśmy to dosyć często. Nigdy nie było jakieś poważniejszej rozmowy na ten temat. Sam bałem się ruszać tego tematu. Uważałem, że to, co było, w zupełności mi wystarczyło. Chodziliśmy na randki, które przez media były traktowe jako „spotkania dwójki przyjaciół". Trochę mi to dokuczało, ale nic nie mówiłem. Zacząłem też jeździć na sesję razem z Niall'em. Louis przygotowywał się do przeprowadzki. Pakował swoje i nasze rzeczy do kartonów, i odstawiał je podpisane do salonu. Louis długo o tym myślał i lepszą opcją było wysłanie paczek do mojego mieszkania. Zgodził się na tę opcję pod moją groźbę. Wspólne mieszkanie razem wydawało się rozsądniejsze niż kupowanie drugiego mieszkania. Wiedziałem, że nasz „związek" mógł długo nie trwać. Louis mógł w każdej chwili odejść, stwierdzić, że znudziło go to. Bądź cokolwiek innego. Przerażała mnie ta myśl. Pierwszy raz kogoś tak bardzo kochałem. To było coś innego. Kochałem Niall'a, ale jako brata. Był dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałem. To było naturalne. To było inne. Trochę się tego bałem. Niall uważał inaczej. Stwierdził, że powinienem jakoś zapoczątkować tę rozmowę, ale jak? Nie byłem w tym dobry. Nie umiałem, o czym takim rozmawiać. Po prostu nie. Niall na mnie naciskał, a ja nie czułem się gotowy. Okay — kochałem go. Powinienem szczerze z nim porozmawiać, ale co jeśli, Louis... Okay, Harry. Zbyt dużo myślisz i mocno się zapędzasz. Nie mogłem tak wybiegać w przyszłość.

— O czym myślisz?

Podskoczyłem i spojrzałem łzy na Louis'a.

— Nie strasz mnie! — powiedziałem.— Co na kolację? Jestem głodny.

— Jadłeś obiad dwie godziny temu.

— Ale Niall też jest głodny!

— Co ja?! — Krzyknął blondyn z kuchni. — Louis! Kiedy żarcie? Jestem głodny!

— Ha! Widzisz!

Uśmiechnąłem się do niego z wywyższeniem i rozsiadłem się na kanapie.

— Dobra. Chcesz loda?

Podniosłem brwi i zacząłem kierować swoją dłoń do guzika od spodni. Twarz Louis'a zrobiła się czerwona i rozszerzył oczy.

— Nic takiego! — Wydarł się na cały dom. — Harry! Ty zboczeńcu!

— Żartowałem! — Parsknąłem śmiechem. — Ale przenieść te lody. Miętowe są w drugiej szufladzie. Bardzo dużo ich przynieś. Mam na nie dużą ochotę!

Louis kiwnął głową i parę sekund później, zniknął w kuchni. Byłem z siebie zadowolony, bo miałem swojego sługusa. Podobało mi się to i bardzo chciałem, aby Louis nadal przynosił mi wszystko. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Nie mogłem go tak mocno wykorzystywać. Zauważyłem też, że był bardzo podejrzliwy. Wiedziałem, o co mi chodziło, ale nie zwracałem na to uwagi. Po prostu. Sam też nie byłem pewny. Ba! Nie myślałem o tym, bo mnie to po prostu przerażało. Miałem ledwo dwadzieścia jeden lat i dziecko w tym wieku, byłoby traktowane jako wpadka. Otoczenie zlinczowałoby mnie. Część ludzi (bo czytałem komentarze) uważała, że przebywam z Louis'em dla większego rozgłosu. Było mi cholernie przykro. Czy ja miałem im pokazać swoją umowę, która mnie obowiązywała? Denerwowało mnie to bardzo mocno. Dlaczego oni nie umieli się odczepić? Nie byliby sobą, gdyby tego nie zrobili. Taki był już świat i nie mogłem ja to poradzić.

— O to twoje lody — powiedział Louis i podał mi je. Uśmiechnąłem się szeroko. — Przez ciebie nie ma już lodów. Będzie trzeba jechać na zakupy.

— To jedz — powiedziałem luźno i zacząłem jeść. Wiedziałem, że zdenerwowałem tym Tomlinson'a. — Dobra. Pojedziemy razem, ale później. Teraz mi się nie chcę.

— Będziesz nosić te siaty.

Uśmiechnąłem się do niego, bo wiedziałem, że tylko tak mówił. Oczywiście, że ich nie będę nosić, pomyślałem.

— Jesteś tego pewny? — Zapytałem i spojrzałem na niego uważnie. — Serio?

— No tak, zapomniałem. Harry ma delikatne rączki.

— Pierdol się.

— Wolę ciebie.

— Jasne. Będziesz jechać na ręcznym. Zobaczymy, co wtedy powiesz. Nie przychodź do mnie, jak opanuje cię podniecenie.

Prychnął pod nosem, ale zobaczyłem jego uśmieszek. Spojrzał na mnie.

— Chcesz się założyć, że ty pierwszy do mnie przybiegniesz?

— Naprawdę chcesz się zakładać?

Spojrzał na mnie lekko zmieszany.

— Och... Nie chodzi mi o to! Boże! Przepraszam Harry! Ja naprawdę...

— Spokojnie. Chodzi mi o to, że jesteś pewny, że chcesz się ze mną założyć. Zawsze wygrywam.

— Co to, to nie! Ja wygrywam!

Parsknąłem śmiechem i znowu zacząłem jeść. Chwilę odczekałem, zanim się znowu odezwałem.

— Pocałujesz mnie? — Zapytałem.

Louis pochylił się nade mną, a potem szybko odsunął. Zmrużył oczy, a ja zacząłem się śmiać.

— Mówiłem?

— To jest niesprawiedliwe!

Parsknąłem śmiechem i spojrzałem na niego.

— A w życiu jest coś sprawiedliwego?

Pokręcił głową i spojrzał na włączony telewizor. Mogłem go bezwstydnie poobserwować.

— Gapisz się.

— Ty też.

— Patrzę się w telewizor — powiedział. — A nie w ciebie.

— No właśnie! Wolisz ten sprzęt bardziej ode mnie?

Spojrzał na mnie z politowaniem. Zmarszczyłem brwi. Czy ja zaczynałem się robić nie do wstrzymania? Zdecydowane tak. Powinienem udać się do lekarza, bo coraz bardziej obstawiałem to, czego w tym czasie nie chciałem. Nie to, że miałem dużo pracy. Dziecko nic by nie zrobiło, ale sam fakt, że miałbym je i to jeszcze z Louis'em... Robiło mi się niebezpiecznie ciepło na żołądku. Dobra. Chodziło mi tylko o pracę. Tomlinson jasno i wyraźnie przestawił mi swoje stanowisko w tej sprawie. Gdyby było dziecko — to okay. Gdyby nie była dziecka — to też okay. Też miał już swoje lata i czuł się poniekąd trochę źle, że nie miał stałego związku. Coraz bardziej i coraz szybciej chciał mieć dzieci i tę stabilność. Czekałem na jakiś ruch z jego strony. Spojrzałem na zegarek, który wykazywał dopiero czwarta. Odstawiłem pustą miseczkę i wstałem z kanapy.

— Gdzie idziesz?

— Idę na zakupy — powiedziałem poważnie. — Sam!

— No ale...

— Tak, kupię ci te twoje batoniki. Zjawię się do dwóch godzin.

Pocałowałem go i szybko zgarnąłem swoje rzeczy. Portfel, telefon i jakąś bluzę. Tak, było mi zimno. Chwilę mi zajęło, aby dotrzeć samochodu. Teraz kierunek apteka i zakupy.

Love game → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz