Rozdział 37: HARRY

1K 75 5
                                    


Od wieczora, w którym wyjaśniliśmy sobie wszystko z Louis'em, jak i Niall'em (tego starałem się nadal jakoś udobruchać), byłem pod stałą kontrolą całej trójki. Gdy ruszyłem się za szybko, od razu był podnoszony alarm. Przez pierwsze trzy dni wszystkie posiłki dostawałem do łóżka, a Niall siedział przy mnie. Potem udało mi się ubłagać Louis'a, aby pojechać z blondynem do naszego mieszkania i nadzorować pakowanie. Moim zadaniem było zaklejanie i podpisywanie pudeł. Niezbyt ciekawe, ale zleciał mi całe dwa dni na tym. Nie wiedziałem, że mieliśmy tyle rzeczy. Część rzeczy i tak została wyrzucona, bo była stara albo niepotrzebna w Londynie. Oczywiście Louis zaopatrzył mnie w cieplejsze ubrania. Zaopatrzył to małe słowo. Mogłem otworzyć sklep z ubraniami. Dobrze, słodkie to było, ale bardzo wkurzające. Musiałem z nim walczyć, aby nie zabawiał mi tuzina wełnianych swetrów.

Oczywiście u lekarza też Louis chciał wiedzieć. Wypytał o wszystko, czego się obawiał. Pytał się o dietę, oto, ile powinienem spać, czy podróż samolotem była bezpieczna. Najbardziej zastanawiał się, dlaczego nie miałem mdłości. Trzeba było mu wytłumaczyć, że mogłem jeść wszystko, dopóki nie poczuje, że akurat to jedzenie przyprawi mnie o mdłości. Lekarz tłumaczył mu również, że zapotrzebowanie na sen jest różne. To było coś innego niż typowa, kobieta ciąża. Mogłem spać cały dzień i całą noc, bo akurat potrzebowałem tego. A samolot był bezpieczny. Nie zdziwiłbym się, gdyby zapytał o pozycje seksualne, które są dozwolone podczas ciąży. No cóż, Niall nadal zachowywał się jak mój prywatny ochroniarz. Ciągle było „Tomlinson, weź te łapy, bo ci je urwę".

— Harry!

Podskoczyłem na kanapie i zły spojrzałem na Louis'a. Uśmiechnął się do mnie, a ja miałem ochotę go udusić.

— Czego?! Normalny jesteś?! Nie wolno mnie straszyć!

— Przepraszam! Chciałem ci tylko powiedzieć, że kolacja jest w kuchni, a ty musisz iść się położyć wcześniej, aby być na jutro wypoczęty. Wstajemy o piątej, skarbie.

Kiwnąłem głową i wstałem. Nie bałem się lotu. Niczego się bałem, tylko obawiałem się, że lot mógłby zaszkodzić fasolce.

— Masz wszystko spakowane? Ubrania na zmianę w samolocie?

— Louis...

— Harry, to nie są żarty. W Londynie jest zimniej niż tutaj. Spakować swój sprzęt?

— Niall pakował, bo ktoś mi zabronił! — powiedziałem z wyrzutem i zająłem się jedzeniem.

— Skarbie, wiesz, że to dla twojego dobra. Chcesz, aby coś fasolce się stało? Lekarz powiedział, że nie możesz się przemęczać.

Spojrzałem na niego i kiwnąłem głową. Miał rację. Westchnąłem i wyciągnąłem ręce do przodu, pokazując, że miałem ochotę się przytulić. Przyciągnął mnie do siebie natychmiast.

— Znalazłem też odpowiedniego lekarza w Londynie. Wiele celebrytów korzystało z jego usług i bardzo chwalili. Dzwoniłem do niego i jesteśmy umówieni na wizytę, za tydzień.

— Okay. A odebrałeś moje wyniki? Miały być dzisiaj.

— Oczywiście. Wszystko mam w teczce, a ją w bagażu podręcznym.

Uśmiechnąłem się do niego i dokończyłem jeść. W ciągu pół godziny byłem po prysznicu i pod kołdrą. Louis też szybko się kładł, ale musiał posprawdzać, czy mieliśmy wszystko. Spakowane walizki były już na dole, rano musieliśmy tylko spakować piżamy oraz rzeczy z łazienki. Tomlinson musiał. To było naprawdę słodkie, kiedy tak się o mnie troszczył. Jednak nie byłem obłożnie ani poważnie chory. Sam lekarz mówił, że mogłem wykonywać normalne czynności, ale z umiarem. Nie rozumiałem tego zamieszczania. Wiedziałem, że Louis był z natury panikarzem. I to wielkim. Skakał nade mną jak szalony. To samo tyczyło się Niall'a czy Liam'a! Oboje stwierdzili, że nie powinienem wykonywać ciężkich rzeczy, przede wszystkim leżeć. Cała trójka knuła za moimi plecami. Chciałem wrócić do swojej pracy, a aparat nie był ciężki i nie ważył dziesięciu kilo. Lekarz sam powiedział, że mogłem pracować, dopóki czułem się pewny tego. Louis skreślił to wszystko i stwierdził, że nas nie obowiązuje już umowa i miałem przejść na urlop. Nie chciałem tego. Miałem jeszcze trzy zlecenia, ale na szczęście jedno w Londynie, a dwa w Paryżu. Stosunkowo blisko. Z Tomlinson'em nadal walczyłem oto, aby pracować tak długo, jak tylko się dało. Nie mogłem bezczynnie siedzieć i patrzeć jak cała trójka robi cokolwiek. Nawet jeżeli chodziło o zamiatanie czy gotowanie obiadu. Denerwowało mnie i mogłem to zrzucić na hormony, ale to nie było to. Naczytałem się dużo o tym. Pisało tam, że kobiety... No właśnie. Kobiety. Mężczyźni przechodzili to zupełnie inaczej. Totalnie inaczej. W moim organizmie już od początku szalały hormony, które na co dzień „nie pokazywały się". Dużo spałem, bardzo dużo. Miałem te swoje zachcianki. Upodobałem sobie biszkopty w mleku. Uwielbiałem je. Za to znienawidziłem jeść truskawki. Sam widok mnie odpychał. Gdybym dobrze pomyślał, już na początku nie mogłem na nie patrzeć. Trzeci miesiąc to było coś. Byłem w połowie, a zauważyłem tyle rzeczy, które się we mnie zmieniło. To było coś niesamowitego i z tego powodu najczęściej płakałem. Nie mogłem w to uwierzyć, że jednak zostanę rodzicem. Nie zostałem też sam, ale bardzo się oto martwiłem. Wiedziałem, że gdyby Louis tego nie akceptował czy wyparł się, miałbym Niall'a do pomocy. To niestety nie było to samo dla dziecka. Ojciec jest ojcem. Moja mama dużo mi mówiła o tym. Tłumaczyła, że nie powinienem się przejmować opinią publiczną. Zrobiłem to dla niej. Zaakceptowałem sam siebie. Nadal się obawiałem tego. Bałem się mówić o tym głośno. Wiedziała o tym jedynie moja rodzina. Wiedział też Niall. A teraz cały świat przez moją siostrą. Nie przejmowałem się, ignorowałem każdy telefon, wiadomości, nie czytałem artykułów na swój temat. Odciąłem się. Niall widział, że zrobiłem to i był bardzo dumny. Dlaczego miałem się tym przejmować? Byłem, jaki byłem i powinienem być dumny. Każdy z nas jest wyjątkowy. Każdy powinien cieszyć się z każdego dnia. Uśmiechać się szeroko i przeskakiwać kłody, które los nam rzuca pod nogi. Niektórzy bardzo chcą naszej porażki, upadku na samo dno, lecz mało osób wie, że takim zachowaniem, sami sobie wbijają gwóźdź do trumny. Nikt nie wie, kiedy przyjdzie pora, kiedy ten ktoś będzie prosić nas o wybaczenie, o pomoc. Każdy jest mądry, kiedy chodziło o niszczenie kogoś.

Gemma taka była. Nigdy nie potrafiła uszanować to, że rodzice chcieli jej pomóc, a potem tego, że pomagali mi. Ona wybrała inną drogę, a ja chciałem się rozwijać. Zazdrościła mi tego. A potem próbowała niszczyć. Nie zamierzałem się mścić. Karma przychodziła sama, a potem ona przyjdzie do mnie na kolanach prosić o jakąkolwiek pomoc. Czułem to i wiedziałem, że tak będzie. Znałem swoją siostrę na wylot. Czekałem tylko na moment aż zadzwoni.

Love game → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz