Rozdział 34: LOUIS

1K 91 10
                                    


Od trzech dni Harry zachowywał się bardzo dziwnie. I cóż — martwiło mnie to. Czasami nawet specjalnie mnie unikał, kiedy chciałem spędzić z nim czas. Nawet Niall patrzył się na mnie, jakbym naprawdę coś zrobił. Jednak ja nawet nie wiedziałem, co się stało. Widziałem też ten wzrok Liam'a, który mówił wszystko. Gdzieś w głowie miałem, że znowu coś zepsułem. Jeszcze dziwniejsze było to, jak tydzień po tych zakupach zniknęła walizka Harry'ego, część jego rzeczy. Podniosłem taki alarm, że pobudziłem wszystkich. Co z tego, że była czwarta rano? Nie mogłem spać i chciałem pójść do Styles'a. Moje serce podskoczyło w momencie, kiedy zniknął jego ulubiony aparat i laptop.

— Liam! — Wydarłem się po raz kolejny na cały dom. Niall został na noc i pewnie też niedługo przyleci do pokoju. — Liam! Payne!

— Co się drzesz?! — Krzyknął w odpowiedzi i wszedł do pomieszczenia. — Co... Czemu jesteś w pokoju Harry'ego? Gdzie on jest?

— Nie wiem! Nie ma jego rzeczy! — powiedziałem i akurat wszedł Niall. — Ty! Horan! Gdzie jest Styles?!

Otworzył szerzej oczy, jakby dopiero się rozbudził. Rozejrzał się po pokoju, a potem spojrzał na mnie.

— Jak skończyliśmy oglądać, ja poszedłem spać, a on mówił, że musi jeszcze obrobić zdjęcia. Zasnąłem krótko po prysznicu — powiedział i podszedł do szafy. Otworzył ją na szerz. — Gdzie są jego, kurwa, rzeczy!?

Spojrzał na mnie wściekły.

— Co mu zrobiłeś?!

— Ja? On mnie unikał cały tydzień! Chciałem iść z nim do kina, coś zjeść, nawet na spacer czy pooglądać zdjęcia, film w domu, ale nawet nie zamieniłem z nim słowa! Patrzyliście się na mnie, jakbym co najmniej kogoś zabił. O co wam chodzi?

— O kurwa — powiedział nagle Niall. Obrócił się do nas z czymś w ręce. — Chyba wiem, dlaczego spierdolił jak spłoszona sarenka w podskokach.

Parsknąłem pod nosem, a potem spojrzałem na jego rękę.

— Co to jest?

— Testy ciążowe! Pięć pozytywnych! Ile razy się pieprzyliście bez zabezpieczenia?! — Zapytał oskarżycielsko. Rozszerzyłem oczy. Co? — Pozytywne! Kurwa mać! Trzymajcie mnie, jak tylko go dorwę! Zabiję tego... Ugh! Co za zjeb! Gdzie jest telefon!?

Wcisnął mi w ręce te testy i wyszedł z pokoju. Usłyszałem trzaśnięcie drzwi. Nadal tam stałem w szoku. Pozytywne. Pięć. Wyprostowałem się jak struna. Będę ojcem, pomyślałem.

Kurwa!

Będę ojcem!

Kurwa drugi raz!

Harry przez to uciekł.

Cholera jasna!

— Dobrze się czujesz?

— Muszę usiąść Liam — jęknąłem. Zrobiło mi się słabo. Ja nawet nie wiedziałem, jak trzymać dziecko! — Zabiję Harry'ego!

— Najpierw to musicie sobie porozmawiać — powiedział i usiadł obok mnie. — Obserwowałem go trochę. Myślałem, że się pokłóciliście i dlatego się do siebie nie odzywacie. Może nie powinienem się wtrącać, ale kiedy ostatni raz rozmawialiście szczerze? Kiedy robiliście coś jako „para"? Jesteście razem ze sobą? Harry pewnie chciał tego zapewnienia, tych dwóch słów, które są ważne dla każdego.

— Ja...

— Słuchaj Louis. Harry to nie ci wszyscy chłopcy, z którymi spędzałeś co drugą noc, sprowadzając ich do swojego łóżka bądź hotelowego. On naprawdę cię kocha. Wystraszył się i dlatego wolał tego uniknąć. Poza tym wspominałeś coś, o tym, że dziecko poprawiłoby twoją opinię publiczną, prawda? On pewnie tego nie chce.

Miał cholerną rację.

— Było mi dobrze, tak jak było. Wyznałem mu, co do niego czułem. Byłem z tego dumny, że to zrobiłem. Harry też mnie kocha. Nie wiem, dlaczego go nie zapytałem, czy chciałby zostać moim chłopakiem. Nie znam się na tym i myślałem, że zapewnienie i powiedzenie „Kocham cię" to...

— To nie znaczy „Jesteś moim chłopakiem", Louis. Harry jest romantykiem, powinieneś to wiedzieć. Spędzacie ze sobą tyle czasu, że pewnie znacie się na wylot. A teraz... No cóż, wygląda na to, że spodziewacie się dziecka. Na oświadczyny i ślub to jest za wcześniej, ale musisz z nim porozmawiać. Przede wszystkim, zapewnić, że dziecko nie będzie upublicznione. Prywatność, Louis. Harry od zawsze chciał prywatności.

Kiwnąłem głową. Wstałem i ścisnąłem testy w dłoni. W tych dziesięciu minutach całe moje życie wywróciło się do góry nogami. Jednak lubiłem tę zmianę. Już teraz. Z miejsca ją pokochałem. Kochałem Harry'ego. Kochałem to dziecko. Gdyby testy okazały się błędne i jakimś cudem, pokazywały błędny wynik, to nic by się nie stało. Kochałem ich obu.

— Muszę do niego zadzwonić. Muszę i tyle.

Wyszedłem i minąłem się z Horan'em na korytarzu. Chwycił mnie za koszulkę i podał telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Harry. Wziąłem drżący wdech. Raz grozi śmierć!

— Halo? Harry, skarbie?

Chwilę panowała cisza, a potem usłyszałem płacz. Przeszedłem do swojej sypialni i zamknąłem drzwi, aby nikt mi nie przeszkadzał.

— Dlaczego płaczesz? Gdzie jesteś? — Zapytałem. — Proszę. Powiedz mi, gdzie jesteś?

— Ja... L-louis...

— Uspokój się, proszę. Powiedz mi, gdzie jesteś.

— Nie m-mogę.

— Skarbie. Wszystko wiem — powiedziałem i spojrzałem na te pięć kawałków plastiku. — Czy teraz możesz mi powiedzieć, gdzie jesteś? Martwię się o ciebie. Przyjadę, tylko powiedz gdzie.

— Jestem na lotnisku — powiedział cicho. Zacisnąłem usta. Chciał stąd perfidnie uciec.

— Nie ruszaj się nigdzie. Jestem w ciągu pół godziny. Oddam Niall'owi telefon i zadzwonię od siebie. Pamiętaj, nie ruszaj się i siedzieć w tym miejscu, gdzie jesteś.

Rozłączyłem się i zadzwoniłem natychmiast od siebie. Harry odebrał natychmiastowo. Odetchnąłem z ulgą i wziąłem tylko bluzę oraz założyłem skarpetki. Oddałem blondynowi telefon. Odszukałem swój portfel i klucze od samochodu.

— L-louis? — Odezwał się cicho, kiedy odpaliłem samochód. — Nie jesteś zły?

Czy byłem zły? Oczywiście, że nie. Byłem zmartwiony i bardzo denerwowałem się o niego oraz dziecko. Mocno się o nich bałem.

— Nie jestem zły, skarbie. Będę za dwadzieścia minut. W którym dokładnie jesteś miejscu?

Harry zaczął mi tłumaczyć, którym wejściem na halę odlotów miałem wejść oraz gdzie siedział. Nadal słyszałem, jak pociągał nosem. Łamało mi to serce. Wina była po środku. Ja nie umiem z nim porozmawiać na tak ważne tematy, a on nie umiał mi powiedzieć o dziecku. Obaj zawiniliśmy. Mogłem się do tego przyznać. Już dawno chciałem się zabrać do tej rozmowy.

Zaparkowałem i pognałem szybko do odpowiedniego wejścia. Cały czas miałem telefon i połączenie od Harry'ego. Rozłączyłem się, dopiero kiedy zobaczyłem go pod tablicą informacyjną, tam gdzie mówił. Pobiegłem tam i przytuliłem go.

— Nie strasz mnie tak! — powiedziałem i odgarnąłem włosy z jego twarzy. Starłem jego łzy. Pocałowałem go natychmiast i przyciągnąłem bardziej do siebie. — Nie rób tego więcej!

— Ja...

— Do samochodu, Harry. Porozmawiamy sobie, jak będziemy w domu.

Spojrzał na mnie i kiwnął głową. Zaczęliśmy się kierować do wyjścia, kiedy Harry zatrzymał się na komunikat wylotu do Londynu. Widziałem, jak się wahał, ale stanąłem przed nim i chwyciłem jego policzka w swoje dłonie.

— Skarbie, kocham cię. Bardzo cię kocham. Nie mówiłem ci tego dawno... Bo nigdy nikogo nie kochałem. To dla mnie nowe. Dopiero się uczę. Kocham cię tak bardzo mocno, że bolało mnie, to kiedy mnie unikałeś. Rozumiem, że miałeś do tego powód. Jednak wina leży również po mojej stronie. Zachowałem się egoistycznie i myślałem tylko o swoich uczuciach. Będziemy musieli naprawdę bardzo porozmawiać — powiedziałem i dotknąłem dłonią jego brzucha. Delikatnie się wzdrygnął. — Gdyby cokolwiek się wam stało, nie wybaczyłbym sobie tego, wiesz? Musimy iść do lekarza, sprawdzić, czy...

— Tak, to pewne.

— Och. Który tydzień?

— Piętnasty. Połowa trzeciego miesiąca.

Mój uśmiech zmalał, a zastąpiło go przerażenie.

— Co? Przez ten cały czas byłeś narażony na cokolwiek! Marsz do samochodu i mnie nawet nie wkurzaj! Jazda! Będziesz od dzisiaj leżeć, dopóki nie pójdziemy znowu do lekarza i sam się wszystkiego nie dowiem!

Love game → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz