39. Mówię prawdę

979 73 23
                                    


Pov Tony

- To że łaskawie cię tu wpuściłem Stev'ie Rogersie to nie znaczy, że masz prawo do podnoszenia tych cholernych zasłon - warknąłem kiedy promienie słońca uderzyły mnie w oczy.

- Śmierdzi tu Stark - odezwał się Clint.

- Kolejny - pokręciłem głową. - Mniejsza. Potrzebujecie czegoś?

- Nie. Przyszliśmy zobaczyć czy jakoś sobie radzisz. - stwierdził Kapitan.

- Jak widać jest świetnie - mruknąłem ironicznie.

- Widać. Przestaniesz być na chwilę sobą i powiesz co się z tobą dzieje? Dopiero co wróciłeś do żywych, a znów nie wpadasz w alkoholizm? Takie wahania nastrojów nie są dobre. - zapytał Steve.

Clint w tym czasie przerzucił graty z kanapy na stolik i oboje usiedli obok. Steve na fotelu, z którego mierzył mnie groźnym spojrzeniem.

- Martwie się o Rose - rzuciłem. - Dopiero zaczynało być dobrze, a teraz ona biedna jest tam sama. Nawet nie mogę jej odwiedzić chociaż może to i lepiej. Prosiła mnie żebym jej nigdzie nie wysyłał, a ja i tak to zrobiłem. - westchnąłem.

- Chciałeś dobrze - Clint poklepał mnie po ramieniu. - A dzwoniłeś chociaż do tej kliniki dowiedzieć się co u niej?

- Ta

- I? - zapytali równo.

- Rose sprawia kłopoty - zrobiłem cudzysłów z rąk. - Nie chce połykać tabletek, nie je, ciągle kłóci się z terapeutą i szarpie z lekarzami, jest nadpobudliwa. Cała ona. - wcale nie dziwiło mnie jej zachowanie ale powinna zrozumieć, że to dla jej dobra.

- Na pewno mówimy o Rose? - zapytał Steve. - Co jak co ale ten opis w ogóle do niej nie pasuje.

- Jest na mnie wkurzona i próbuje się odegrać.

- To nadal dziwne - dodał. - A co z twoimi atakami?

- Cholera... - mruknąłem zirytowany. - Czy Bruce wygadał się wszystkim? 

- Język - pouczył mnie blondyn. - Powiedział przypadkiem po tym ja zabrali Rose. To nie są żarty Tony.

- A czy ja sobie żartuje? - zapytałem retorycznie. - Wszystko jest na razie w porządku.

- Na razie - mruknął łucznik. -  Powinieneś to ogarnąć zanim Rose wróci. Ona cię potrzebuje. I powinineś też tam jechać. Jesteś w końcu Tony'm Starkiem na pewno dadzą wam pogadać.

- Nie mogę już słuchać waszego jęczenia - pokręciłem głową. - Jestem dorosły i nie potrzebuję dwóch nianiek. A do Rose nie pojadę bo zwyczajnie nie chcę. - wypuściłem z siebie powietrze. Wolałem być sam.

- Nie chcesz? - zapytał Steve.

- Źle to zabrzmiało. Ja nie mogę patrzeć na nią w takim stanie. -  spuściłem wzrok.

Chwilę ciszy między nami przerwał dzwonek połączenia. Spojrzałem zdziwiony na telefon.

- To z ośrodka Rose - rzuciłem przykładając telefon do ucha. - Halo?

Pov Rose
Chwilę wcześniej

- Oj nie ładnie - usłyszałam za sobą głos Otisa.

- Łazisz za mną?

- Czuje się za ciebie odpowiedzialny - uśmiechnął się. - Nie powinnaś wymiotować. Nie połykasz tabletek?

- Połykam ale nie działają na mnie -  wzruszyłam ramionami wycierając buzie husteczką. - Nie mogłam się powstrzymać.

  Przeszłam na mały chodnik i opadłam na niego opierając się o ścianę budynku. Byłam tu już prawie tydzień i wariowałam. Chociaż jak na razie oprócz mojego terapeuty nie jest tu tak najgorzej. Ośrodek okazał się być małym pałacem gdzieś w środku lasu. Byliśmy odcięci od świata, rodziny i własnego rozumu.

Więcej Ciebie ~ Tony StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz