46. Najgorzej

993 78 25
                                    

- No proszę, kto się pokazał - rzuciłam arogancko do Tony'ego, który wpadł na mnie przypadkiem w kuchni gdy z braku zajęcia postanowiłam zrobić obiad dla Avengersów.

   Wczoraj położyliśmy się spać pokłóceni. Powiedziałam mu, że nie mam za złe Bucky'emu tego co zrobił, a on stwierdził, że więcej się z nim nie zobaczę. Pożarliśmy się chwilę ale byłam zbyt zmęczona żeby to kontynuować jednak dzisiaj nie mam zamiaru dać mu spokoju. Kiedy się obudziłam jego już nie było i zobaczyliśmy się teraz pierwszy raz od rana, a dochodziła trzynasta.

- Nie zaczynaj znowu, proszę - westchnął odpalając ekspres do kawy gdy zobaczył, że czajnik jest pusty.

- Chciałabym tylko coś wyjaśnić i poruszyć kwestię tego, że próbujesz mną rządzić - uniosłam brew patrząc jak on za wszelką cenę unika spojrzenia w moim kierunku.

- Nie rządzić ale dbać o ciebie - wzruszył ramionami. - A to spora różnica.

- Czyli moje zdanie się nie liczy? - burknęłam. - Umiem o siebie zadbać tak się składa.

- Umiesz ale nie jeśli chodzi o byłych płatnych zabójców z poprzestawianymi niektórymi szarymi komórkami - westchnął.

- Bucky jest normalnym człowiekiem tak jak my - zauważyłam. - Błagam nie traktuj go jak wroga bo nim nie jest.

- Czemu ci tak na nim zależy co? - zapytał trzymając nerwy na wodzy.

- Lubię z nim rozmawiać. Widzę jaki jest samotny i że cierpi dlatego nie podoba mi się traktowanie go jak kogoś niewartego uwagi. - powiedziałam najsokojniej jak umiałam.

- Nie obchodzi cię to że mógł zrobić coś tobie i naszemu dziecku? - syknął.

- To nie tak... - próbowałam powiedzieć.

- Ile razy ktoś jeszcze musi cię dotknąć ale tak żeby to on się poparzył a nie ty? - rzucił ze spojrzeniem wbitym w metalowy blat, na którym zacisnął pięści tak mocno, że kostki mu pobielały. - Ale tak żeby więcej ani razu nie miał odwagi? No ile?

  Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować Tony chwycił kawę i wyszedł z impetem, w ostatniej chwili omijając wchodzącą do kuchni Natashę.

- Kłopoty w raju? - zapytała z typowym dla siebie stoickim spokojem w głosie.

  Opadłam na krzesło wydając z siebie głos przypominający wycie orki i głośny ból istnienia.

- Jeśli tak wyglądają te hormony, cieszę się że nie mam dzieci - skomentowała.

- Czasami nie mam na niego siły - rzuciłam ignorując jej uwagę.

- A co ty myślałaś? - usiadła bliżej. - To w końcu Tony Stark. Największy narcyz w historii Ameryki. 

Spojrzałam na nią spode łba. Uwielbiałam Natashę, serio. Ale jej bezpośredniość czasami mnie dobijała.

- Do tego jesteś jedyną kobietą, którą kiedykolwiek darzył szczerym uczuciem i odbija mu na twoim punkcie. To zrozumiałe jeśli przez trzydzieści lat jest się samcem alfa z tysiącami adoratorek.

- Wiem, że się martwi i w ogóle, i doceniam to. Tylko, że chciałabym mieć coś do powiedzenia w niektórych sprawach. - skrzyżowałam  ręce na piersi.

- A o co tym razem poszło? - uniosła brew.

- Wczoraj Bucky nie był przez chwilę sobą. Tony stwierdził, że mógł mi coś zrobić i zakazał mi jakiegokolwiek kontaktu z nim. Nie zgadzam się z tym bo nie wierzę, że Bucky mógłby mi cokolwiek zrobić,  a tym bardziej świadomie. - skończyłam wywód.

Więcej Ciebie ~ Tony StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz