19. Nie lubię kiedy tyle pijesz

1.1K 72 18
                                    

- Cholera...

  Syknąłem sam do siebie kiedy wstając z niewygodnej kanapy szturchnąłem nogą puste  butelki po trunkach , które wczoraj sam opróżniłem. Tak sam. Czułem się żałośnie pijąc samemu. Nie ma chyba nic gorszego ale tak naprawdę nie wiem nawet czy miałbym do kogo zadzwonić.

- O Tony'ś, już wstałeś? - początkowo przestraszyłem się myśląc, że to Loki ale kiedy podniosłem wzrok odetchnąłem z ulgą - Zrobię ci śniadanie.

- Nie musisz Erno, nie jestem głodny

Erna była moją gosposią jeśli tak to można nazwać. Miała może ze siedemdziesiąt lat ale jej hart ducha i sprawność fizyczna wcale na to nie wskazywała. Poznałem ją kiedyś na jakimś targu. Byłem tam na misji, a ona sprzedawała ręczne robótki i inne bzdety. Jako jedyna pośród wszystkich kobiet nie stała i nie krzyczała o "wielkiej promocji" tylko ze stoickim spokojem przecierała kaczuszki zrobione z gliny. Okazało się że kobieta mieszka samotnie bo jej mąż nie żyje, dzieci porozjeżdżały się do innych miast, a ona sama ledwo wiąże koniec z końcem. Co wywnioskowałem sam bo Erna nigdy na nic nie narzeka. Zaproponowałem jej raz w tygodniu  wycieranie kurzów w moim domu za kilka tysięcy miesięcznie. Początkowo myślała, że z niej żartuje ale kiedy kazałem jej obiecać, że nie powie swoim dzieciom, które w tamtym momencie były dla mnie zwykłymi darmozjadami, momentalnie się zgodziła. Od tamtej pory Erna jest dla mnie jak mama, mimo że i tak rzadko się widzimy.

Po wzięciu szybkiego prysznica i ubrania w garnitur wróciłem do kuchni gdzie kobieta z uśmiechem się krzątała.

- Smacznego - podsunęła mi talerz z jajecznicą i bekonem kiedy usiadłem przy blacie.

- Mówiłem, że nie jestem głodny słońce. Kawa wystarczy. - spojrzałem na jej troskliwy wyraz twarzy i krótkie, białe jak śnieg włosy.

- Na pewno nie Anthony - pogroziła mi palcem - Schudłeś. I to bardzo. Czy ty w ogóle coś jesz chłopcze? Po co ja się głupio pytam. Ciągle tylko kawa i kawa... Brakuje żebyś zaczął palić. - oburzyła się.

-  Nie zacznę, spokojnie - uśmiechnąłem się.

- Zrobię ci kawę ale masz to zjeść - obróciła się w stronę ekspresu, a ja zmusiłem się do jedzenia. Nie chodziło o to że mi nie smakowało. Po prostu ostatnio nie miałem siły czegokolwiek przełknąć.

- A więc co się stało? - zapytała stawiając obok mojego talerza czarną kawę.

- Erna, a ty nie miałaś przypadkiem chodzić z tą kulą a nie rzucać ją gdzieś obok? - wskazałem widelcem na kulę opartą o blat.

- Nie lubię kiedy tyle pijesz Anthony - westchnęła - To zawsze świadczy o tym, że coś złego się wydarzyło.

- Nie musisz się martwić - wziąłem łyk kawy.

- Chodzi o tą twoją byłą dziewczynę prawda? Słuchaj to jej problem, że nie dostrzega jaki jesteś naprawdę dobry...

-  W tym problem - przerwałem kobiecie - Ona chyba jako jedyna to dostrzega. Ja zawsze wszystko między nami psuje. A prawie było dobrze.

- Nadal ją kochasz prawda? - spojrzała na mnie współczującym wzrokiem, a ja pokiwałem niepewnie głową - Coś czuję, że ona ciebie też.

Po jej słowach wspomniałem moment z wczoraj kiedy Rose powiedziała, że prawie wyznałam ci miłość. Ta myśl sprawiła, że moje wnętrznści wywróciły się do góry nogami ale równie szybko opadły. Znam Rose i wiem, że po tym co wczoraj usłyszała nie będzie chciała po raz kolejny mnie znać. Przeproszę ją niedługo a potem..zobaczę.

- Jadę do firmy -  wstałem - Potrzebujesz czegoś zanim wyjdę?

- Nie - uśmiechnęła się pogodnie - Trzymaj się słońce.

Wsiadłem do samochodu. Głowa pękała mi od przeróżnych myśli do więc włączyłem autopilota. Po raz pierwszy czułem, że naprawdę nie mam ochoty na kontakty z ludźmi. Do tego jeszcze w końcu spotkam Lauren, którą mocno ostatnio olewałem, a ona trzymała firmę w ryzach. Najgorzej i tak będzie wejść do siedziby Avengers. Nie miałem przez te dni kontaktu nawet z Rogersem. Mam u dosłownie wszystkich przechlapane.

Pod firmą stał tłum dziennikarzy z aparatami, które wystrzeliwały fleszem w moję stronę kiedy tylko zaparkowałem. Wywróciłem ostentacyjnie oczami wysiadając z samochodu, a tłum mnie otoczył. Byłem ciekaw co tym razem sobie wymyślili.

To prawda, że zmusił pan swoją byłą Rose Terry do aborcji?

-  Jak pan się odniesie do tych słów?

- Nie jest panu wstyd.

- Do czego zmusiłem? Żartujecie sobie?

  Skinąłem głową na stojącego pod drzwiami firmy ochroniarza bo sam nie miałem możliwości przepchnąć się między tymi ludźmi. Kiedy byłem już w środku od razu wsiadłem do windy w poszukiwaniu Happy'egi i wyjaśnień tej całej sytuacji.

- O co chodzi z tymi dziennikarzami Happy? -  zapytałem wchodząc bez pukania do jego gabinetu.

- Właśnie miałem do ciebie dzwonić Tony. Wczoraj późnym wieczorem dziennikarz poszedł do kancelarii faceta Rose tego..Owen'a? W każdym razie tam ktoś zapytał go czy Rose go zdradza bo widziano ją jak wychodzi od ciebie. Wtedy doszło do jakiejś kłótni i rzucił, że Rose powiedziała mu, że ty zmusiłeś ją do aborcji dlatego się rozstaliście, a teraz namawiasz ją żeby do Ciebie wróciła bo bałeś się że to rozpowie - westchnął zmęczony tak długą przemową - Nadążasz? Ja wiem, że nigdy byś tego nie zrobił.

- Rose powiedziała Owen'owi, że zmusiłem ją do aborcji? - powtórzyłem na głos.

  Nie dało się opisać tego co czułem w tamtym momencie. Rozumiem, że mogła chcieć się zemścić ale żeby w taki sposób? Rozpowiadać takie oszczerstwa w mediach? Poszedłem w kierunku swojego gabinetu ale kiedy tylko znalazłem się na korytarzu poczułem silnee uderzenie wprost w mój policzek.

- Jak mogłeś? - wkurwiona Lauren stała przede mną z obłąkaną miną.

-  To wszystko jest nie tak. To głupie kłamstwa.

- Tak, a te wszystkie dni kiedy nie odbierałeś ode mnie telefonu ani nie odpisałeś na głupiego sms-a? Byłeś z nią! A ja głupia robiłam sobie nadzieję. Ty się naprawdę nigdy nie zmienisz.

- Lauren..

- Zamilcz.

Kobieta odeszła zostawiając mnie z czerwonym policzkiem i zdezorientowanym wzrokiem jednej z pracownic.

  Zjechałem ponownie na parter. Już na holu zobaczyłem że za szklanymi drzwiami ochroniarz oddala reporterów, których liczba gwałtownie się powiększyła. Po drodze zabrałem od recepcjonistki mały głośnik i ochroniarza ze środka. Na zewnątrz znowu się na mnie rzucili ale tym razem dwoje mężczyzn zrobiło rękoma mur między mną a nimi.

- Dzień dobry wszystkim przybyłym - przyłożyłem wzmacniacz do ust żeby dobrze mnie słyszeli - Dopiero dowiedziałem się o oszczerstwach jakie wyrzucili w moją stronę moja była narzeczona i jej obecny partner. Jest mi niezmiernie przykro, że pojawiły się takie obiekcje co do mojej osoby i zapewniam, że są to kłamstwa. Faktycznie ja i panna Rose spodziewaliśmy się dziecka ale w przykrych okolicznościach je straciliśmy. - powiedziałem wspominając tamte chwilę więc mój głos musiał być zamyślony - W każdym razie nie zmusiłbym nigdy kobiety do takiego czynu. Jest to wybór wyłącznie tej kobiety lub dwojga rodziców. - skończyłem.

-  A czy to prawda, że planujecie do siebie wrócić? - krzyknął ktoś.

- Oczywiście, że nie. Z tego co wiem panna Terry prowadzi szczęśliwy związek. - tylko ona mogłaby wyczuć ile ironii włożyłem w to zdanie.

- Ale spotykaliście się prawda?

- Tak w ramach pracy ale to sprawy Tarczy więc nie mogę udzielić żadnych informacji. Prezes Nick Fury może to potwierdzić.

Zszedłem z ochroniarzami po schodach do mojego samochodu. Pojadę do Rose. Muszę to wyjaśnić bo bierze mnie cholera słysząc takie rzeczy, a coś mi tu nie gra.

 

Więcej Ciebie ~ Tony StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz