27. Nic na siłę

1K 69 19
                                    

- Jezu - wysapałem porywając się do pozycji siedzącej.

  Łapałem oddech próbując odnaleźć się w jakim jestem miejscu i dlaczego. Załapałem po chwili, że to skrzydło szpitalne Tarczy rozglądając się po śnieżnobiałym pomieszczeniu. Panowała wszechobecna cisza. Usiadłem na łóżku odrywając od siebie wenflon i wstając po czarne spodnie i bluzę z logo Tarczy bo nikt nie pofatygował się przynieść tutaj moich rzeczy. Przyznam, że cholernie wszystko mnie bolało. Przytrzymałem dłonią zabandażowane miejsce po wyciągniętej kulce i powolnie zdjąłem z siebie białe spodnie od piżamy. Głowa przy tym niemiłosiernie mnie bolała sprawiając, że wszystko wokół wirowało. Nie miałem jednak czasu na rozczulanie się nad sobą.

W końcu ubrany w normalne rzeczy ruszyłem korytarzem do wyjścia z tej kaplicy. Nie widać było żywej duszy ale nie dziwiło mnie to. Byłem pewnie jedynym poszkodowanym tutaj.

- Tony? - oczywiście wysiadając z windy musiałem wpaść na Bruce'a - Wiesz, że jest tam taki specjalny dzwonek który przywołał by kogoś kto by stwierdził czy możesz się w ogóle ruszać? - zapytał retorycznie ze skrzywioną miną.

- Nic mi nie jest - rzuciłem.

- Operacja trwała dwie godziny - westchnął, a ja skierowałem się do kuchni - Kula uszkodziła ci lewe płuco dlatego... - zachłysnąłem się przypadkiem łykiem wody co spowodowało okropny ból - ...może ci się ciężej oddychać i powinieneś leżeć. Usiądź. - podtrzymał mnie i podsunął krzesło żebym mógł usiąść.

- Ile spałem? - spojrzałem na zegarek, dochodziła piętnasta.

- Prawie dwie doby

- Świetnie, tyle straconego czasu - pokręciłem niezadowolony głową.

- Tony? - do kuchni wszedł Steve.

Zamilkłem na chwilę patrząc na niego spod butelki wody. Powinienem był coś powiedzieć. Podziękować. Przeprosić. A najlepiej wszystko na raz. Chociaż raz zachować się dojrzale.

- To może pogadajcie sobie sami -  mruknął Bruce i wyszedł.

- Usiądź - rzuciłem do Steve wskazując na krzesło obok mnie, a on bez słowa zajął miejsce - Przepraszam za to wszystko. Wiem, jestem nieodpowiedzialny, żenujący i po raz kolejny was zawiodłem. - mruknąłem - Ale dziękuję, że pomogłeś

- Taka praca - wzruszył ramionami Kapitan.

- Dziękuję za wszystko - strasznie ciężko przeszło mi to przez gardło -  Zawsze jesteś tam gdzie trzeba - Steve uśmiechnął się tylko i podał mi rękę.

- Do usług - uśmiechnął się - Jak się czujesz? Nie powinieneś leżeć?

- Brakowało mi tego niańczenia mnie - parsknąłem - Nie mam czasu czuć się źle. Muszę pojechać do Rose.

- Nie wiem czy to dobry pomysł - wysapał - Powinineś dać jej trochę zneutralizować się do tej całej sytuacji.

- O czym ty mówisz? - zmarszczyłem czoło.

- Sam znasz ją lepiej i wiesz, że zawsze była delikatna, a ty no... zabiłeś człowieka na jej oczach. - powiedział to jakby z bólem.

- Musiałem to zrobić - obruszyłem się - Nie miałem innej możliwości,  wtedy on pierwszy strzeliłby do mnie lub do Rose!

- Ja wiem Tony i wszyscy także to rozumieją. Podjąłeś dobrą decyzję ale to nie o to chodzi. Rose nie jest Avengersem ani agentem Tarczy.

- Myślisz, że się mnie boi?

- Nie wiem tego. Zamieniłem z nią dosłownie parę słów po tym wszystkim ale nie czuła się najlepiej.

  Pokiwałem głową rozumiejąc jego słowa. W takim razie dam Rose na razie odpocząć ode mnie i tego wszystkiego. Stwierdziłem to z bólem bo niczego nie pragnąłem bardziej niż jechać do niej. Wymieniłem jeszcze kilka słów z kapitanem po czym zadzwoniłem do kierowcy żeby zawiózł mnie najpierw do domu. Po incydencie sprzed dwóch dni nie było tam śladu. Jakby nigdy nic się tu nie wydarzyło. Wziąłem bolesny prysznic, a bolesny bo woda cholernie szczypała ranę dlatego był też ekstremalnie szybki. Przebrałem się w pierwszy lepszy garnitur i wyszedłem. Wszystko zajęło mi około dwadzieścia minut po czym znów siedziałem w samochodzie jadąc do szpitala, do Happy'ego.

Więcej Ciebie ~ Tony StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz