Czy ludzie patrzą na świat oczami?
Czy tylko pieniędzmi rządnymi duszami?
Czy widzą światła zagranie ciekawe?
Czy tylko nazwy marek, ciała zaprzedane?Dostrzegam barwy jaskrawo tańczące
Jak dziki ogień na czubku świecy
Kolory zapomnianą prawdą migające
Jak gdy patrzą w lustra nasze oczyŚwiat jest zbyt prędki
By brać głębi tchnienia
Świat - ślepców rządki
Żrą resztki z mieleniaJej świat jest również uszyty z szarości
Z błękitnej czerni, z różanej białości
Paleta tak zwyczajna, a tyle w niej odcieni
Choć w sumie... Jej życie podobnie się mieniSzpitalna pościel - zawsze nieczysto biała
Ubrania - chwilami barwne, czerń zaś trwała
Zagubienie w świecie - deszczowo-szare
Zachody i noce - ich kolory tylko docenianeJeśli jej życie było kinem
Znała doskonale filmy noir
Ewentualnie gorzkim winem
Którym jakoby się naraz trułaJednak... Jej oczy dostrzegały zawsze piękno przyrody
Widziały ciemność zieleni igieł, gdy nadchodziły chłody
Przyroda zawsze cicho słuchała
Nigdy też jej mylnie nie oceniała
Kochała brązy lasu, spokój błękitu nieba
Płatki delikatnego fiołka, brunatna gleba
Ta dzikość nieokiełznana podziwiana
Bo ona sama siebie wyrazić nie umiałaNękały ją kolory łagodne
Wszak tak naturalne
W nich tak swobodnie się czuła
Jakby nową tożsamość nasuwałaNie wspominając, że inne żywe kolory...
Zbyt odważne, przywołują wzroków sfory
A ona nie chciała być widziana
Wolałaby zostać zrozumiana...Na kiedyś odrzucone czerwienie pożądania
Pomarańcz życia i żółć energii
Najpierw musiała wyjść z cierni
I być przygotowana do próby czasu - trwaniaCo ciekawe, nie chciała porzucić kojących barw
Zamierzała kiedyś tylko przywdziewać nowe
Nieco bardziej czepliwe, ciepłe i czadowe
Lecz kończy się czas, kończy siła z ostatnich rezerwUwierzycie lub nie, przywdziała jednak kolory nowości, życia, słońca
Choć nie bezpośrednio, to na jej drodze stanęła osoba kusząca
Nie przejmował się nigdy kontrastami
Prędzej cieszył oryginalnymi pomysłami
Gdy ona nigdy by błękitu lodu z czerwienią nie zmieszała
On nosił się w nich, jakby każdy z nich był kolorem lata
Pasującymi do siebie nienagannie
Chociaż wyróżniał się w tłumie nieustannieZ jednej strony nie lubił zbędnej uwagi
Z drugiej nie chciał być jak każdy - byle jaki
Podziwiała cichutko ten kroczący Zachód
Nie robiący sobie nic z innych opinii lądolódWidziała setki różnorakich zachodów słońca
Tyle esencji życia, pragnienia życia
Każdy był odmienny - ekscytacja bycia
A on... obecność tak słodka, niemalże bolącaPrzyciągał jej wzrok
Tak cicho a mężnie
Przyciągał jej dotyk
Tak winnie/niewinnie
Przyciągał jej słuch
Mówiąc i będąc tak żywotnie
Powodował odruch
By spalić się w nim nieprzytomnieLecz zastanawiała się chwilami
Czy nie nudzę go mymi szarościami?
Wszak nie każdy pragnie mieć do siebie kontrast
W głowie jej huczał nieustający huraganu wrzask
Marzyła, by polubił jej zwykłą odmienność
I nie myślał, że to kopia innych - im wiernośćNie umiała skończyć do niezapominajek miłości
Do szumiących lasów, do nocy czarnej gibkości
Miłowała sobie upierzenie wróbelka
Choć i taka krwawa róża przyciąga - walkaLecz to zbyt widoczne by wszędzie było
A ona musiała zostać w swych znajomych cieniach
Musiała zostać jeszcze w bezpiecznych objęciach
Może ją lśnienie Zachodu by uleczyło?Może przy nim w końcu zwalczy strachy
Może wyrośnie na swą prawdziwą całość
Może utworzysz bezwstydny nóż z tej blachy
By nie pętała mnie więcej duszna żałość?Chwilami nie dowierzam, że mnie przez nią dojrzałeś
Jakim cudem właśnie TY się we mnie zakochałeś?
Jakimi kolorami mnie namalowałeś?
Jak jednak nie żałowałeś?
Nie umiem Ci nie wierzyć
Muszę się z prawdą mierzyćWięc doświadczamy przy swoich bokach
Idziemy wolno, a jednak w podskokach
Ja szukam odblasków ikry jaskrawo-matowej
Czasem naturalnej, a właściwie... Tak Twojej
Ty zaś... za czym patrzą te studnie czekolady?
Jakie kolory widzisz, jakie kryjesz do szuflady?Chciałabym móc spojrzeć Twymi patrzałkami
Poznać rzeczywistość Twymi myślami
A także... wyczuć, czy rozumiesz mą maść
I chcę powiedzieć - że Twojej oddaję cześć
Choć kłóci się ona z moim poznaniem
Zgłębiam ją codziennie z oddaniem
Jest inna, nadzwyczajna, a tak pasuje
Przyciąga wzrok, więc oczy kłuje!
Nie bierz tego jednakże do siebie
W końcu znalazłam się w swoim niebie
A Tobie chyba o to chodzi
Twój byt mnie nigdy nie wynudziOddałam swe serce niezwykłemu Tobie
Nie jakiemuś innemu w, jak mojej, żałobie
Czasem myślę, że jesteś dla mej zwykłości niczym przeciwwaga
Wtem olśnienie - zagubiona druga połówka, a w niej odwaga
YOU ARE READING
Pseudowiersze
PoetryRandomowa poezja. Tfu, pseudopoezja. Jakieś dziwne przemyślenia, niekoniecznie w formie "normalnych" wierszy. Zalecane czytanie bez oczekiwań. Dodam, iż początkowe będą trochę inne (pewnie gorsze), potem jest lepiej.