Płonące prążki wzlatujące do nieba
Dym zatykający płuca
O chleb się ludzie kłócą
Syczące odgłosy
Wystrzały
Czerwona maź splamiła biel
Skóry i porcelany
Twarze rumieńców nabierają
Smród spalenizny wypełnia powietrze
Głośne głosy wszędzie wołają
Płonące węgle
Owczarka szczek
Podpalone meble
Stali szczęk
Po jednej stronie śmiech
Po drugiej cisza śmiertelna
Spokój nastał
Wynoszą resztki
Przejmują tereny
Pierwszych już nie ma
A drudzy – styrane twarze, posępne spojrzenia i małe uśmiechy
Bo w naszym świecie zawsze...
Nie.
Bo w naszym świecie...
Nie.
Bo w świecie...
Nie.
Bo...
Nie ma już świata. Został zamknięty.
Ciała wyniesiono.
Ale dla jednych, bo ci drudzy
Chociaż zmęczeni, to uradowani.
Świat się otwiera coraz bardziej.
Sąsiedzi spojrzeli
Ramionami wzruszyli
I spać poszli, zasłaniając uszy
Ludzie z odległego miasta nic nie zauważyli
Mało to ich i tak obchodzi
Niby coś się dzieje
Ale właściwie to jak jakiś słaby serial
Od czasu do czasu zerknie się na to
Skomentuje
I koniec
Następni krzyczą głośno na nich
Albo się dołączą i trochę pomogą
Choć nie wiadomo czy to na pewno pomoc jest
Ostatni w cieniu się przyglądają
Resztki zębami odbierają
Szukają słabości
By całe garści korzyści
Wyciągnąć na sam koniec
Kim jesteśmy my?
Którą stronę obejmiemy?
YOU ARE READING
Pseudowiersze
PoetryRandomowa poezja. Tfu, pseudopoezja. Jakieś dziwne przemyślenia, niekoniecznie w formie "normalnych" wierszy. Zalecane czytanie bez oczekiwań. Dodam, iż początkowe będą trochę inne (pewnie gorsze), potem jest lepiej.