Spacer rzecz zwyczajna
I właściwie dość banalna
Lecz oddech jakoś zwalnia
Wyobrażenia to urealnia
Spoglądam w oczy nocy
Czy z nieba cień nie zeskoczy?
Ale jego magia żyje tylko w mych snach
Gdzie codzienność bez niego to kara
Błagam... dotyk twój bezdennie upaja
Nawet byłoby tak w arktycznych krajach!
Kroczę i chodnik z lekka faluje
Od rozmarzenia ledwo nogi czuję
Dłoń się zaciska nieproszona
Nagle tak samotna, opuszczona
I mówi do mnie, z lękiem już woła
Gdzie jest mój pan, gdzie smak anioła?
Oblizuję usta, już czuję ich puchnięcie
Rzuciłeś na mnie jakieś zaklęcie!
Możliwe, że to noc mnie spętała
Złapała w swe wici, latać kazała
I tak wpatrywałam się w świetliki ludzkości
Szukając jednego, co sprosta mej wredności
Niech leci, niech szumi
Niech świeci, niech tuli...
I zmieni się w barwnego motyla
Który nigdy nie da ode mnie dyla
Nieś mnie na skrzydłach
Gdy opadnę na siłach
A ja Cię ocalę, gdybyś się wahał
Gdyby ktoś w Tobie lęk zasiał
To ja się stanę Twym motylem
Może i nocnym, ale nietrefnym
Mniej oczywistym, ale dzielnym
Będę zawsze dla Ciebie azylem
W każdy dzień
A też i w noc
Na drodze jadą na rolkach jakieś dzieci
Szkoda, że takiego czasu żeśmy nie mieli...
Lecz może jeszcze wykreujemy
Dziury w kolanach wybijemy
I może zapach letnich nocy przesiąknie Twe włosy
Onyks błyszczący mam w palcach, gdy ocieramy nosy
Spadnie z nieba biała kuleczka pełni
Obietnica lodów w nocy się spełni
Kwiat polny zerwę i włożę za ucho
I znowu patrzysz na mnie czuło
Mogłabym przysiąc, że tuż obok szedłeś
Że z żartów w mej głowie się śmiałeś
Że cicho mruczałeś swym miękkim tonem
Gdy czuliśmy się, stykając się całym ciałem
Miałam te lody już prawie w ustach
Lecz nie lepiej poczekać na Ciebie?
Zjeść pierwszy raz z miłością w sercach
Moje i Twoje oddane w potrzebie
Możliwe że zagalopowałam zbyt daleko
Lecz ciągnęło mną, jak mgłą nad rzeką
Widziałam, jak się starzejemy z czasem
Ale dalej w niebo spoglądamy razem
Widziałam jak dzieci uczymy rowerować
I jak na wakacjach wodą się atakować
Tyle czeka, tyle przed nami!
A to tylko jedna noc przeminęła
Jakby pociąg z marzeniami
Pędził, a tyle wagonów do zwiedzenia
Oby tory się nie kończyły i zakręcały setki razy
Z takim towarzyszem nieskończoność brzmi radośnie
Niczym taka jedna Łęcka, żyłabym w wiecznej wiośnie!
I tak mój świat wypełniają nasze wspólne obrazy
YOU ARE READING
Pseudowiersze
ŞiirRandomowa poezja. Tfu, pseudopoezja. Jakieś dziwne przemyślenia, niekoniecznie w formie "normalnych" wierszy. Zalecane czytanie bez oczekiwań. Dodam, iż początkowe będą trochę inne (pewnie gorsze), potem jest lepiej.