Dni odznaczamy
Kartki zrywamy
Oczekujemy zmian
Nie dając nic w zamian
Czas upływa
Lekko, lecz i bez wytchnienia
Każdy z nas to zbywa
Oczekując jednak zbawienia
Nie ma dobra
Nie ma zła
Są tylko przekupstwa
I wymówek grona
Z każdym da się ugadać
Nawet z twórcą, to nie przesada!
Niknie przed nami młodość
Miłosne rozterki
Tu nam zgrzytnie kość
Już nie czas na rowerki!
A czas się kończy
Tyka zegarek ostatnie takty
Wracamy skąd przybyliśmy
Do łona, tylko innej matki
Może czekają tam na nas wrota
Miecz, opaska i waga ze złota
Przepłyniemy rzekę czerni
Serce do pióra przyrównają bezwzględni
Nikt nie wie, osądza każdy
I miast żyć poprawnie
Liczy na szczęścia strzały
A nóż widelec godnie pozdychamy
Potem, zagubieni, wielce się dziwimy
Gorąca języki nas powolnie unicestwiają
Otchłań cierpienia każdego stworzenia
Zimna macki nas nieoczekiwanie uziemiają
Duszę niegodną mutant pożera
I tak powoli kończą niezgodni ze sobą ludzie
Nie zważają na czas
Ni na swe uczynki
Czy innych ludzi zdania
Przekrzykujemy siebie
Och, jakże lojalni obrońcy wiary
A kończymy w tym samym miejscu
W tym samym bólu
W tej samej pustce
Bez szans na odkupienie
Ignorancji i czułości braku
YOU ARE READING
Pseudowiersze
PoetryRandomowa poezja. Tfu, pseudopoezja. Jakieś dziwne przemyślenia, niekoniecznie w formie "normalnych" wierszy. Zalecane czytanie bez oczekiwań. Dodam, iż początkowe będą trochę inne (pewnie gorsze), potem jest lepiej.