70. Błędy człowiecze, gdy naprędce rzeczę

7 1 0
                                    

Chwilami zapominam, że jesteś tak samo kruchym człowiekiem
Nosisz się dumnie, zawsze prosto stoisz
Nie chylisz się przed żadnym zadaniem, beznamiętnym spojrzeniem
Kroczysz tak pewnie... Niczego się nie boisz?

Widzę tą twoją cichuteńką pozę
Bez narzekań słyszenia
Bez skarg składania
Czy widzisz? Łatwo mieć sklerozę

Przedstawiasz się jako pewnego
Nigdy ni trochę niezachwianego
Zdarzają się sporadyczne wyjątki
Lecz są to ciężko dostrzegalne druczki
Mówisz śmiało, bez zawahań
A gdy cierpisz? Żadnych szlochań
Nie znam trudów, nie znam zmagań
A tym bardziej życia twego wymagań

Widzę tego tylko przebłyski
Wolisz się nad sobą nie użalać
Potrafię być głupia jak kultyści
Chciałabym cię tylko wytulać...

Po omacku rzucam własnym bólem
Bo nie chcę przepaść w monotonię
Nie chcę wydawać się atencyjnym żulem
Niech żadne z nas nie utonie...

Jestem jednym wielkim zranieniem
I sama mam swoją durną pozę
Pozuję ze śmiechu wytchnieniem
Czasem widać wewnętrzną mą zgrozę

I wtedy popełniam emocjonalne błędy
Pozwalam się nieść fali uczuć
I pojawiają się językowe przybłędy
Nieuważnie tworzę sieć ukłuć

Nigdy nie zechcę, byś myślał, żeś niechciany
Że nie widzę Twoich prób ze mną bycia
Nie myśl, że znieważam Twe wyznania
Choć czasem to jak rzucać grochem w ściany
Jestem ślepa i nieco przygłucha
Lecz każdy atom się Ciebie słucha
Na ile tylko umie, na ile tylko może
Nienawidzę, gdy Twe słowa trwożę.

Nie umiem powstrzymać mych autodestrukcji
Wypuszczony z klatki zwierz w mej esencji
Boi się świata, boi się otaczających go ludzi
Czasem potrzebuje, byś nerwowy zapał ustudził

Wiem, że to bardzo niesprawiedliwie
Dlatego zupełnie Ci się nie dziwię
Że masz dość mych durnych wybuchów
Kosztujących Cię utratę własnych ukruchów

Staram się to ukrócić jak mogę
Wywalam durnych uczuć załogę
Przebacz mi, proszę, tą wybuchowość
Znasz wszak jej idiotyczną złożoność

Zraniono mnie i wszędzie szukam podobieństw
Nawet gdy wiem, że to zbiór niedorzeczeństw
W sercu mym wiem i tak, że nie robisz nic złego
Lecz komunikować się wprawnie? Próby głupiego

To nie jest wina żadna w Tobie
To moja głowa i jej "fantazje"
W Tobie ja wszystko właściwie lubię
A źle wykorzystuję okazje...

Pragnę byś nie czuł, że czas Twój marnuję
Byś cieszył się i coś wyciągał z rozmów
Boję się, że jakoś uciekniesz, bo Cię stratuję
To jak druga wersja mnie, pełna gniewnych słów
Nie wiem, jak mogę mieścić w sobie takie kochanie
I strach tak wielki, taki niedorzeczny, wolności klękanie...
Trudno uwolnić się od przeszłości
I nie mówić pierdół, powodujących żałości...

Bezmyślnie wyrzucam z siebie toksyczność
Chcę uwolnić z głowy niemądrości tłok
Wyładowuję przez to na Tobie moją złość
I ranię Cię w każdy odsłoniety bok
Myśląc, że nic się nie stanie
I że to tylko dyskutowanie

A celem mym nie jest zniszczenie
Wręcz przeciwnie, odbudowanie
A jestem tylko skażonym istnieniem
Czyżby wewnętrznym zakłamaniem?

Chcę tylko rzec, że popełniam głupoty
I staram się Ciebie niewprawnie przeprosić
Staram się załatać w głowiej mej dziury
Czy zdążę, czy z serca zechcesz mnie wyprosić?

Nigdy za dobrze z ludźmi nie kontaktowałam
To przerastało mnie zawsze niemiłosiernie
Potem jednakże Ciebie, ideał, poznałam
Dla Ciebie też nie chcę się rozpaść tak miernie

Czasem wysłuchaj, aż nie przemyślę, co chcę rzec
Byś nie musiał przez tortury Tartaru przebiec
Chcę, byśmy się tylko zrozumieli
I pogodzili, nim noc onieśmieli

PseudowierszeWhere stories live. Discover now