42.

45 21 1
                                    

Anelma

Siedzę na łóżku, wbijając wzrok w podłogę i podpierając głowę na splecionych palcach, czekając w skupieniu na powrót Nei.

Nie mogę sobie tego darować. Wiem, że powinnam świecić uśmiechem, jak każda przykładna panna młoda oczekująca na swego wybranka, ale tak ciężko zdobyć mi się na fałszywą minę oraz grę pozorów.

Przeze mnie zginęła niewinna kobieta. Przed oczami tańczą mi mordercze płomienie, pożerające je ubranie i ciało. Choć nie wiem nawet, jak ofiara wygadała, czuję jej paniczny strach, gdy ogień otacza ją z każdej strony, a ona nie ma najmniejszej szansy na ucieczkę. Spętana przy palu błaga o litość, powtarza, że nic złego nie uczyniła, lecz nikt jej nie słucha. W głowie dźwięczy mi nieustający wrzask i płacz biednej mieszczki. Jest tak realny, jakbym stała tam teraz, pośród gapiów i przysłuchiwała się zawodzeniu skazanej.

Zakrywam instynktownie uszy, próbując odciąć się od tych wyobrażeń, od poczucia winy oraz od wyrzutów sumienia.

Niestety, prawdy nie mogę zdusić w sobie, nie potrafię jej odpędzić. To jest tylko i wyłącznie moja wina. Mam na rękach krew poddanej.

— Wybacz mi — jęczę stłumionym głosem. — Proszę, wybacz.

Przyciskam dłonie mocniej do głowy, chcąc zmiażdżyć bezwzględny smutek. Moje ciało trzęsie się, przygotowując na wybuch płaczu.

Nie, nie uronię żadnej łzy. Nie pokażę ani jednego sygnału, że coś jest nie tak.

Wszystko jest dobrze. Będę to sobie wmawiać tak długo, jak to konieczne. Goście mają mnie widzieć jako silną i niezłomną żonę księcia Ivona Korhonena.

— Wasza Miłość? — spokojny ton Nei rozwiewa czarne chmury w moim umyśle. — Jesteś gotowa?

Odwracam się w jej stronę, siląc się na lekki uśmiech.

Muszę przyznać, że wygląda zniewalająco. Jej lawendowa suknia przepięknie mieni się w słońcu, a górna część stroju onieśmiela koronką ozdobioną cekinami. Ubiór uwydatnia jej niewielkie piersi oraz wyraźne kości obojczyka.

Bezszelestnie biorę głęboki wdech, podnosząc się z materaca. Zbliżam się do niej z uniesioną głową, z dostojną, wyprostowaną pozą.

— Czy już czas? — pytam opanowana.

— Tak — potwierdza męski głos za nią.

Otwieram szerzej oczy, zdziwiona nagłym, niespodziewanym dźwiękiem.

Zza pleców Nei wyłania się sylwetka mojego dumnego brata. Wygląda niesamowicie szykownie, jak żywy obraz. Na tą wyjątkową okazję założył śnieżnobiały mundur ze srebrnymi epoletami, których buliony swobodnie zwisają na rękawach.. Mankiety oraz brzegi klap ozdabiają szare wykończenia a wypolerowane guziki odbijają promienie słońca niczym lustro.

Nilis wyciąga do mnie zaciśniętą dłoń, skrytą pod białymi rękawiczkami. Finezyjnym ruchem rozwija palce a moim oczom ukazuje się połyskujący, stalowy sygnet z wygrawerowaną pięcioramienną gwiazdą i dwulistną rośliną.

— Jest mój, ale stwierdziłem, że w tak ważnym dniu powinnaś go założyć — tłumaczy, wysuwając drugą rękę ku mnie. — Czy mogę?

Wzdycham ciężko, krzyżując spojrzenie z jego szaroniebieskimi oczami, podając mu dłoń. Nilis ostrożnie wsuwa pierścień na mój środkowy palec. Jego twarz rozpromienia pełen dumy uśmiech.

Przełykam ślinę, biorąc jeszcze jeden wdech, by emocje ostatecznie ze mnie opadły. Nea otwiera drzwi na oścież. Poprawia ostatni raz półokrągłą, wysadzaną szafirami tiarę w moich włosach, a także lilie, wsunięte w niewielki kok z tyłu głowy. Na koniec odczepia jeden, niesforny lok od welonu, układając go wraz z innymi na moich plecach, po czym odsuwa się, abym mogła przejść.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz