44.

45 21 1
                                    

Anelma

Nakładając kolejną warstwę pudru na policzki i poprawiając rzęsy, mam wrażenie, że tajemniczy głos ciąży na mnie, niczym ciężki głaz u szyi. Dreszcze co chwilę wzdrygają mną, nie pozwalając nawet na chwilę spokoju. Często odwracam się tak gwałtownie, jakby czyjaś dłoń smagała mnie po ramieniu, tak silne jest we mnie poczucie czyjejś obecność. Chyba wpadam powoli w paranoję.

Zamiast pójść na przyjęcie, jak życzyłaby sobie tego Nea, sprawnie wyrwałam się wreszcie z jej uścisku i stwierdziłam, że chciałabym poprawić swój makijaż. Była niewiarygodnie zaskoczona, zaoferowała mi swoją pomoc, ale odmówiłam.

Musiałam jakoś od niej uciec, bo każda dodatkowa sekunda w jej obecności zdawała się zabierać mi oddech. Gdy tylko przez głowę przeszła mnie myśl, że obok mnie idzie potencjalny Następca, tak silny, że zdołał skrzywdzić Valo, jedyne czego chciałam to uciec gdzie pieprz rośnie.

Nadal czuję na ramionach palce Nei, zaciskające się z niewiarygodną siłą. Gdyby wszystko było w porządku, nie potraktowałaby mnie w ten sposób. A już na pewno by mnie nie popychała w szaleńczym tempie, jakby po drugiej stronie holu szalały mordercze płomienie.

Ona coś ukrywa.

Odsuwam się od toaletki, gdy niespodziewanie do komnaty wpadają równocześnie Ivon oraz Sofia.

— An, gdzie ty się podziewasz — rzuca z wyrzutem Ivo. — Czekamy już tylko na ciebie.

— Właśnie wychodziłam — odpowiadam, omiatając szybko wzrokiem całą toaletkę. — Musiałam tylko poprawić makijaż.

— Czy coś się stało?

Denerwuję się. Nie lubię, gdy ktoś zadaje to pytanie, gdy nie chcę być w centrum uwagi. Wolałabym, by nie skupiali się na moim samopoczuciu, kiedy nie zamierzam o nim mówić.

Przecież nie wyjawię mu, że podejrzewam jego siostrę o atak na mojego ... mentora.

— Nie — zaprzeczam. — Zaraz przyjdę.

— Zaczekam za drzwiami — oświadcza, kiwając głową.

Chwyta za klamkę, znikając w wejściu.

— Nea powiedziała mi, że przyprowadziłaś cudzoziemca — szepczę, podchodząc do Sofii i obejmując się rękami.

— Tak — potwierdza.

— Nikt go nie widział?

— Nie. Weszliśmy bocznym wejściem dla służby, bardzo blisko lochów. Tam teraz nich nie przechodzi.

— Dobrze, chodź z nami. Będziesz czekać przy drzwiach do jadalni. Dam ci znak i wtedy go przyprowadzisz. Rozumiesz?

Sofia kiwa szybko głową, wyraźnie niepewna moich zamiarów. Na jej twarzy dostrzegam rodzący się strach. Zdaję sobie sprawę, iż wyraziłam się dość ostro, zupełnie jak nie ja. Nie ma jednak już miejsca na czułe słówka, nie ma miejsca na półśrodki. Kładę dłoń na plecach służki, lekko popychając ją do drzwi.

— Panienko, zaczekaj — zatrzymuje mnie nagle.

— Coś się stało? — rzucam, próbując nie okazywać irytacji.

Sofia szybko chwyta za pędzel, otaczając włosie w pudru. Przejeżdża mi nim po policzkach i pod oczami. Później poprawia jeszcze pomadą brwi.

— Nie wiem, co się stało, ale panna młoda powinna wyglądać nienagannie — wyjaśnia, przejeżdżając pędzlem po lewym policzku. Najwyraźniej nierówno rozporowadziłam kosmetyk.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz