35.

53 21 1
                                    

Valo

Jeszcze nigdy promienie słoneczne nie sprawiły mi takiej radości, jak teraz, gdy śmiało opuszczam mury twierdzy Bractwa. Zamiast zapachu stęchlizny i wilgoci, w nos uderza mnie świeży powiew wiatru, niezwykle kojąco rozluźniając wszystkie napięte mięśnie. Przystaję w miejscu, zamykając na chwilę oczy i wsłuchując się w szum trawy na wyspie oraz dźwięk dynamicznie płynącej wody wodospadów.

Czuję, jak usta same wykrzywiają się w szeroki uśmiech. Potrząsam mozolnie głową, wciąż nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Mam wrażenie, że utknąłem w jakimś śnie, z którego ani myślę się budzić.

Naprawdę się zgodzili. Pozwolili mnie i Alexandrowi wykonać Przejście wraz z Anelmą. Pomimo wszelkich wątpliwości, pomimo setek ostrych słów, których Strażnicy nie szczędzili podczas obrad, osiągnęliśmy sukces. Teraz mogę wrócić do An i obwieścić jej tę radosną nowinę.

Pytanie tylko jak zareaguje na swoje nowe życie? W przypływie dzikiej euforii zupełnie zapomniałem, że ona wciąż o niczym nie wie. Nim zjawi się w Bractwie, najpierw muszę jakoś spokojnie przedstawić jej całą sytuację. Nie będzie to łatwa rozmowa, choć podejrzewam, że w tej sytuacji An podejmie się wszystkiego, byleby uciec z Kervenii.

Będzie dobrze.

Niespodziewanie na moich ramionach zakleszczają się czyjeś palce.

Adios, kochany. — Szybki całus Mireii ląduje na moim policzku.

Strażniczka odsuwa się o krok, posyłając mi najżyczliwszy ze wszystkich swoich uśmiechów. Brązowe oczy, podkreślone niebieską kreską, rozświetlają jej śniadą twarz jak najprawdziwsze klejnoty. Pocieram lekko miejsce, gdzie złożyła pożegnalny gest.

— Życze udanego powrotu — odpowiadam. — Uważaj na siebie.

— I ty na siebie też — wypala Wei Feng, który nie wiadomo skąd nagle pojawił się za moimi plecami, kładąc mi rękę na ramieniu. — Gratuluję sukcesu.

— Jestem wdzięczny za waszą pomoc — mówię, subtelnie kiwając głową. — Gdybyście nie pomogli mi się opanować to...

— Valo, ile my się już znamy? — przerywa Mireia, obejmując Wei Fenga w talii. Odwzajemnia jej gest. — Jesteśmy prawie jak rodzina, więc trzymamy się razem.

Przyglądając się im, zauważam jednocześnie, jak niektórzy ze Strażników niemal dzikim pędem wznoszą się w górę, by jak najszybciej opuścić wyspę i cały równoległy świat Bractwa Harmonii Świata. Swoim zachowaniem zdradzają, jak bardzo nie lubią ze sobą przebywać. Nie wszyscy Strażnicy dogadują się ze sobą tak dobrze jak ja, Mireia i Wei Feng. Większość z nich łypie na siebie gniewnie, traktując się nawzajem jak zagrożenie najwyższego sortu.

Cóż, w rzeczywistości tak jest. Nie możemy wszystkich akceptować w swoim otoczeniu. Mniejsza już o nasze poglądy, relacje czy nieporozumienia. W dużej mierze ogranicza nas egzystencja naszych żywiołów. Zbyt wielka zażyłość, niezależnie od tego czy jest to tolerancja, miłości czy nienawiści, pomiędzy dwoma przeciwnymi siłami znacznie zagraża zarówno Strażnikom, jak i przyszłości danego elementu przyrody.

Będę musiał poinformować Anelmę także o tym.

— Valo, jesteś z nami? — dźwięczny głos Mirei wpada mi do uszu.

Energicznie potrząsam głową.

— Słucham? — rzucam. — Ach, tak. Tak, jestem. Zamyśliłem się tylko na chwilę.

— Nad czym? — docieka Wei Feng.

Mój wzrok przykuwa jego jasny, długi kucyk, który poddaje się sile wiatru. Patrzę w ciekawskie oczy przyjaciela.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz