24.

48 23 0
                                    

Anelma

— Zróbmy krótką przerwę — proszę nauczyciela tańca.

Jeżeli nie dostaniemy chwili oddechu, nie będziemy mieli do dyspozycji już żadnego zdrowego palca u stóp.

Mężczyzna w średnim wieku, z pokaźnym wąsem pod nosem, kiwa potwierdzająco głową. Wyraźnie dostrzegam w jego oczach dziką radość. Ileż nerwów zdążył stracić w ciągu tych dwóch godzin, gdy dosłownie każdy najmniejszy ruch powtarzany był nieskończoną ilość razy? Ledwo doszliśmy do połowy naszego układu.

Siadamy wraz z Ivonem na krzesłach pod ścianą. Muzycy odkładają instrumenty na siedzenia, po czym wychodzą z sali balowej. Niektórzy z nich ocierają chusteczkami spocone czoła.

Uwalniam prawą stopę od pantofla, opierając ją sobie o kolano i wsuwam rękę pod spódnice. Rozmasowuje obolałe palce, a każdy kolejny uścisk odruchowo wykrzywia mi twarz.

Do ślubu pozostało już tylko cztery dni, a ja widzę nasz pierwszy taniec w naprawdę czarnych barwach. Zdecydowano się na układ ze zbyt dużą ilością figur, w których muszę polegać na zaufaniu swojego partnera. Ivo jednak nie jest niczemu winien. Przy każdej próbie robił co mógł, żebym bezpiecznie mogła opaść w jego ramiona lub się na nich wesprzeć. Im dłużej ćwiczyliśmy, tym bardziej byłam zła na siebie.

Ten chaos i brak współpracy wynikają ze mnie. Kiedy dłonie Ivona dotykały innej części ciała niż rąk, samoistnie wymuszałam reakcję obronną albo traciłam siły.

Czas to przyznać. Muszę zacząć dawać coś od siebie. W przeciwnym razie te tortury nigdy się nie skończą. Nawet jeżeli Valo wkrótce miałby po mnie wrócić, nie mogę przez ten okres małżeństwa ciągać się z Ivonem w nieskończoność. Próby pierwszego tańca są dowodem na to, że takie życie jest niewiarygodnie ciężkie.

Choć nie jestem już taka pewna, czy chcę izolować się od Ivona.

Nie, zaraz! Tolerancja na początek w zupełności wystarczy. Jeżeli spotkam się z zawodem, przynajmniej aż tak mnie to nie zaboli. Wszystko powoli.

An, nie rzucaj się na głęboką wodę.

— Przepraszam — mówię skruszona. Spoglądam na niego, w dalszym ciągu masując obolałe palce. Tolerancja, najpierw tolerancja. — Staram się, ale ...

— Ale w dalszym ciągu nie potrafisz mi zaufać — wzdycha. — To nie jedyny problem.

— Nie jedyny? — powtarzam, rozszerzając zaskoczone oczy.

Ivo wzdycha ciężko, zaczesując włosy do tyłu. Poprawia kołnierzyk białej koszuli, po czym podwija rękawy aż za łokcie.

— An, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale nie wnosisz do ruchów ani krzty emocji — wnioskuje, bacznie mi się przyglądając. — Odtwarzasz je bardzo sztywno. Dlaczego nie chcesz się otworzyć? Czy tu także chodzi o mnie?

Zwieszam głowę. Szczerze mówiąc, nie wiem co mu odpowiedzieć.

Mrugam dwa razy oczami, w milczeniu oczekując na ciąg dalszy jego wypowiedzi. Twarz Ivona wyraźnie obrazuje jego chęci do dalszej konwersacji.

Korhonen prostuje się na krześle, nie odrywając ode mnie spojrzenia. Wzdycha ciężko.

— Czy może chodzi tu o twoich bliskich?

W moim ciele wybucha eksplozja dreszczy. Przechodzą falami po każdym zakamarku, zmuszając mnie do wyciągnięcia kręgosłupa jak najbardziej w pion. Opuszczam stopę na zimne płytki, wsuwając ją z powrotem w pantofel. Urażone o krawędzie butów paznokcie, atakują kłującym bólem. Zaciskam zęby, powstrzymując syk.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz