17.

54 27 0
                                    

Anelma

Ivo wkłada mi na palec kolejny model obrączki. Jest dość luźna i według mnie zbyt nudna, jak na tak wystawne wesele. Nie pragnę przytłaczającego przepychu, jednak zbyt wiele brakuje jej do tak hucznego przyjęcia ku uciesze bogaczy. Ot metalowe, złote kółko, zmatowione do tego stopnia, że światło słońca ledwo co się w nim odbija.

Kręcę stanowczo głową, ściągając pierścionek z palca.

— Jest za prosta — stwierdzam. — Nie wpasuje się w wytworność królewskiego ślubu.

— Pasuje jednak do twojej dłoni, An — obrania ją Ivo, pocierając ręką gładki podbródek. — To mają być nasze obrączki, nie dworu Taivasu czy Revontuli.

Odkładam biżuterię na szklaną gablotę. Jubiler wkłada ją z powrotem do czerwonego pudełeczka, pozostawiając je otwarte na blacie, abyśmy mieli porównanie. Nerwowo pocieram ręce, pochylając się nad innymi pierścionkami, odgrodzonymi ode mnie szybą.

— Może i pasuje, ale po prostu mi się nie podoba — mruczę pod nosem, skupiając całą uwagę na błyskotkach. — Na twoim palcu również nie prezentuje się dość dobrze, Ivonie.

— Hmm... pewnie masz rację — Ivo ściąga obrączkę. — Nie jest też zbyt wygodna.

Kątem oka zerkam na niego, usilnie starając się nie krzywić spojrzenia. Zdaje sie, że Korhonen nie ma w zwyczaju obstawać przy swoim. Mam pewne obawy co do podziału ról w naszym małżeństwie. Kto z nas będzie miał więcej do powiedzenia, a kto podejmie skuteczne działania?

— Jednak pamiętaj, że to są tylko i wyłącznie nasze obrączki — powtarza się, wyswobadzając wreszcie palec od pierścienia. — Nikt nie ma prawa w tej sprawie za nas decydować, An.

— Więc może te? — Pokazuję na parę obrączek w kącie gabloty.

Jubiler bez słowa wyciąga szufladę, ujmując delikatnie w młodzieńcze dłonie granatowe pudełko, po czym stawia je przed nami. Pierścienie mają w sobie swój urok. Złoto przeplata się w nich z cienką, srebrną nitką. Ponadto pięknie mieni się ona w słońcu. Rozmiar nie jest przesadnie duży, ale też grubością nie przypomina cienkiego drucika. Powiedziałabym, że wielkość jest w sam raz.

— Powinienem był zgadnąć, że prędzej zdecydujesz się na srebro niż złoto — śmieje się Korhonen. — Szczerze powiedziawszy jeszcze nigdy nie widziałem cię w złotej biżuterii.

— Ten kolor mnie przytłacza — odpowiadam — ale nie chciałam ignorować twojego gustu.

Ivo uśmiecha się półgębkiem. Wyciąga obrączkę z wgłębienia poduszeczki i ujmuje moją rękę, spoczywającą do tej pory na ramie gabloty. Wsuwa obrączkę na serdeczny palec z taką subtelności i dokładnością, jakby bał się, że może zniszczyć ten piękny przedmiot. Prostuję palce, które on otacza kciukami. Opuszki delikatnie łaskoczą moją skórę.

— I jak? — pytam.

Nic nie odpowiada. Bierze drugą obrączkę, unosząc ją na wysokość mojej brody. Spoglądam zdziwiona to na niego, to na pierścionek. Chwytam go, czując zimno bijące z metalu. Wsuwam sprawnie biżuterię na palec Ivo. Wracam oczami do jego twarzy, próbując odwzajemnić szczery uśmiech, którym mnie obdarza.

— Są idealne — kwituje, splatając swoje palce z moimi.

Mrugam szybko powiekami, udając trochę zawstydzoną. W rzeczywistości chcę w jakiś sposób powstrzymać oczy od łez i zamaskować przeszklone oczy. Ręce zaczynają mi się trząść.

Nie chcę za niego wychodzić. Mam niejasne wrażenie, że to małżeństwo zrani więcej osób, niż uszczęśliwi. Może gdybym nie żyła w świecie zbudowanym na kłamstwach i oszustwach. Może gdybym nie miała nadnaturalnych zdolności.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz