33.

45 23 0
                                    

Anelma

Nie zabraniam ci z nich korzystać, ale jak wiele razy już ci tłumaczyłem, ten świat boi się takich cudów. Nie rozumie ich, dlatego reaguje strachem i agresją."

Każda para oczu zwrócona w moją stronę jest dowodem, potwierdzającym słowa wypowiedziane przez Valo. Jego głos odbija się od każdej ściany głowy jako przeraźliwe echo, dochodzące z grobu. W tym właśnie momencie zobaczyłam, co nieznana moc, pochodząca od zakapturzonej kobiety, budzi w zwykłych ludziach.

Robi się dziwnie cicho. Stolica, tętniąca do tej pory życiem, przesiąknięta jeszcze chwilę temu krzykami i zapalczywą chęcią pomocy, teraz nagle przeistoczyła się w cmentarzysko martwej ciszy. Jedynie wiatr świszczy w uszach, a w mojej piersi bije oszalałe z przejęcia serce.

Boje się ruszyć, zresztą nawet nie potrafię tego zrobić. Wewnętrzne obawy każą mi sądzić, że gdy tylko wykonam krok, tłum rzuci się na mnie. Jestem sama w tym ogromie dusz, pielęgnujących w sobie wrogość. Na wszystkie Duchy w niebie, co ja mam zrobić?

Czekać?

Uciekać?

Milczeć?

Próbować ich uspokoić?

Ktoś musi wykonać pierwszy ruch. W przeciwnym razie nie doczekam następnego etapu tej niezręcznej, obleczonej w grozę sytuacji.

— Chciałam pomóc — szepczę bardzo cicho, bacznie obserwując ludzi.

Nawet mój głos ich przeraża.

Głośne westchnienia niesie wiatr. Czoła mężczyzn zaczynają się marszczyć, śląc w moją stronę agresywne spojrzenia. Kobiety cofają się wraz z dziećmi na tyły zgromadzenia.

— NA STOS Z NIĄ! — Wrzask męskiego głosu daje sygnał do przerwania milczenia.

Robię wielkie oczy na widok rozjuszonego tłumu, rzucającego się wprost na mnie. Wskakuję błyskawicznie na koński grzbiet i poganiam zwierzę, choć jeszcze dobrze nie usadowiłam się w siodle.

Jednak nie ważna jest teraz wygoda, chodzi tu o moje życie. Wierzchowiec przedziera się między kobietami, stojącymi blisko zgliszczy domu, a ja kopię go w bok, wierząc, że go w ten sposób popędzę. Zaciskam mocniej palce na lejcach, przyglądając się mijanym osobom, które wpatrują się we mnie, zbite z tropu.

Odwracam się, sprawdzając jak daleko jestem od tłumu. Ludzie są nieugięci. Choć umykam im wystarczająco szybko, oni nadal biegną za mną, chcąc dostać mnie za wszelką cenę. Wygrażają mi wrzaskami, których nie potrafię zrozumieć, w rękach trzymają widły, deski, kije i każdą inną możliwą formę prowizorycznej broni. Kieruje nimi furia, a nie zdrowy rozsądek. Te błyski agresji w oczach. Czyhają na mnie.

Popędzam uparcie ogiera, wypatrując wybawienia. Brama znajduje się na drugim końcu ulicy. Rozszerzam oczy, zupełnie jakby miało to wpływ na szybsze wydostanie się z tego piekła.

Gdy już mam nadzieję, że ucieknę im bez większego problemu, niespodziewanie mieszczanie przede mną zaczynają orientować się w sytuacji. Stopniowo dołączają do formującej się rozgniewanej sfory. Zachowują się jak zwierzęta goniące za ofiarą.

Na wszystkie Duchy świata!

Nie mam czasu nawet pomyśleć. Gdzie się nie obrócę, tam już naciera na mnie fala ludzi, gotowa mnie spalić lub nadziać na widły. Jestem jak osaczone przez wilki bezbronne jagnię.

Nie mam wyjścia. Muszę się stąd wydostać. Nieważne w jaki sposób.

Wyrzucam ręce przed siebie, rozcapierzając palce, z których tryskają pociski lodu. Mroźne ściany znajdują zakorzenienie w ulicy i rozrastają się, rozdzielając przede mną mrowię poddanych. Ludzie odskakują na boki drogi, zdjęci grozą na widok magii, jaką im ukazałam.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz