51.

40 20 0
                                    

Anelma

Cisza jest tak uspakajająca. Słuchanie jej wydaje się być czymś nieuchwytnym, czymś niedostępnym dla mnie, dlatego, z wdzięcznością w duszy, nie mące jej. Nie ruszam się, chłonąc spokój każdą częścią ciała i każdym zmysłem. Błogie uczucie zachęca mnie do odpoczynku. Beztroska chwila zatracenia się we wnętrzu własnej potrzeby jest przyjemnością najwyższej jakości. Przymykam oczy, chcąc odciąć się już od wszelkich problemów.

Mirpene jest już bezpieczne. Ludzie także są bezpieczni. Mogę być z siebie dumna. Nie poddałam się własnym ograniczeniom i słabościom, co uczyniło mnie o wiele silniejszą. Przynajmniej taką mam nadzieję.

Wtulam się w pierś Alexandra. Nie przywiązuję specjalnej uwagi do tego kim jest ani skąd się tu właściwie wziął. Dobrze, że teraz jest tu, dzięki czemu nie leżę na zimnym bruku.

— Nie zasypiaj — rozkazuje mi ostro.

Ściska mnie za ramiona, brutalnie wyciągając z przyjemnego ciepła, którym emanował. Kładzie dłonie na policzkach i potrząsa moją głowę, próbując mnie dobudzić. Unoszę na chwilę powieki, by zaraz je opuścić.

— Daj mi chwilkę — proszę sennym głosem. — Muszę odpocząć.

— Nie możesz! — zaprzecza.

Zaciska mocniej palce na mojej czaszce. Krzywię się lekko, lecz nawet ta siła jest dla mnie jak jakiś odległy impuls. Zupełnie jakby umysł nie był już połączony z ciałem.

Wówczas potężne źródło mocy wrzyna się w mózg, atakując go przenikliwym zimnem. Lodowate iskry przeszywa wnętrze mojej głowy, wyzwalając w niej okropny ból migrenowy.

Wytrzeszczam oczy, wydając zdławiony krzyk. Wyrywam się z dłoni Alexandra jak oparzona, upadając na twarde kamienie. Oplatam czaszkę rękami, kuląc się na ośnieżonej drodze. Zaciskam mocno zęby, przygniata ciężarem siły, klującej się w umyśle. Torsje podchodzą mi do gardła. Nie potrafię ich niestety utrzymać. Wyrzucam na bruk wymiociny.

Alexander ciągnie mnie do siadu. Kaszlę, wycierając usta z resztek zwrotów żołądka. Gardło zaczyna mnie przez nie piec. Przełykanie śliny nie na wiele się jednak zdaje. Ostry, paskudny smak pozostaje w ustach. Spazmy ledwo pozwalają mi oddychać. Serce tłucze w piersi, gotowe z niej wyskoczyć.

— Co ty mi zrobiłeś? — pytam, rzucając mu wrogie spojrzenie.

— To standardowe utrzymanie przy świadomości — wzrusza ramionami. — Nie możesz teraz zasnąć. Trzeba cię wyleczyć.

— Wyleczyć? — powtarzam, krzywiąc spojrzenie. — Ale nic mi nie jest.

Nie wiem kogo próbuję tym okłamać, jego czy siebie. Nie czuję się dobrze, a on nie przyjmuje moich zapewnień do wiadomości. Spuszcza wzrok, sięgając po moje dłonie.

— Spójrz — mówi, wskazując na nie głową.

Przyglądam się palcom ze zgrozą. Każdy z nich jest do połowy siny, koniuszki natomiast całe czarne. Reszta skóry czerwienieje coraz bardziej, pojawiają się na niej bąble, a ręce dygoczą z zimna. Dopiero teraz orientuję się, że mimo, iż trzymam je na kolanach, wcale tego nie czuję. To przerażające, dziwne uczucie braku obu dłoni.

— Odmroziłaś je sobie, ratując miasto — wyjaśnia Alexander.

— Ale ... to ... co ja mam zrobić? — rzucam w panice. — Nie mogę ich stracić! W ogóle, dlaczego tak się stało? Jestem Iskrą Zimy, do diabła!

— Iskrą, a nie Strażnikiem — przypomina dosadnie. — Pamiętaj, że wciąż pozostajesz człowiekiem.

Przenoszę spojrzenie znów na dłonie, próbując poruszyć palcami. Na próżno, żaden impuls do nich nie dociera. Po policzkach spływają mi łzy. Są tak ciepłe, że żałuję, iż nie mogę się do nich przytulić. Pociągam nosem.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz