12.

55 30 0
                                    

Anelma

Do końca dnia nie opuszczałam już swojej komnaty. Sofia przyniosła mi kolację i razem z Ingą przygotowały mnie do snu. To był emocjonalnie męczący dzień, dlatego nie miałam najmniejszej ochoty, by choćby zerknąć do ksiąg i poćwiczyć. Jeżeli zdołałam opanować się przy rozmowie z Ivonem, to już był duży krok w pozytywnym kierunku. Zresztą, kształtowanie z lodu broni mogło się źle skończyć.

Gdy promienie wdzierają się przez odsłonięte okno, gwałtownie drygam. Zrywam się z poduszki, zdeterminowana do działania. Zamierzam porozmawiać z ojcem twarzą w twarz na osobności jeszcze przed śniadaniem. Dopiero po nim oficjalnie rozpoczynał dzień, dlatego w obecnej chwili nie zajmował się zapewne żadnymi sprawami. A przynajmniej mam taką nadzieje. Lepiej załatwić tą sprawę szybko niż być zżerana przez nerwy i zbierać odwagę, Duchy wiedzą, jak długo.

Sofia przychodzi stanowczo za późno, aby przygotować mnie do wyjścia z komnaty. Inga na szczęście zjawia się o wiele wcześniej, dlatego jakoś na migi proszę ją, by uczesała mnie i wyciągnęła suknie możliwie jak najszybciej. Związuje więc moje włosy w starannie dobierany warkocz a makijaż robimy wspólnie. Ona konturuje twarz, ja nakładam jasną szminkę w odcieniu zbliżonym do moich ust. Ubranie wkładam praktycznie sama. Nie ma czasu na gorsety. Póki tli się we mnie ogień determinacji, wątpliwości nie przejmą nade mną kontroli. Tu liczy się dosłownie każda sekunda.

Wybiegam z komnaty jak oparzona. Dostrzegam zdziwione spojrzenia wartowników, które rzucają mi kątem oka, jednocześnie pozostając w tej samej, kamiennej pozycji. Szybkim krokiem przemierzam korytarz i schodzę po schodach. Kieruję się w głąb kolejnego korytarza na niższym piętrze. Komnata ojca znajduje się na jego drugim końcu.

— Ona nie będzie miała innego wyjścia — słyszę głos króla znacznie bliżej, z zupełnie innego pomieszczenia. — Już ja o to zadbałem.

Gwałtownie przystaję. Kolana się pode mną uginają, gotowe do wykonania kolejnych ruchów. Pochylam się, aby zachować równowagę. Omiatam wzrokiem pałacowy tunel, zastanawiając, zza których drzwi może dochodzić.

— Nie spotka się to z aprobatą pozostałych. — Wychwytuję chłodny ton Nilisa po swojej lewej stronie.

Ostrożnie i jak najciszej zbliżam się do gabinetu króla. Chcę położyć już dłoń na srebrnej klamce, jednak w ostatniej chwili powstrzymuje się. Zamiast stanąć w progu, przykładam ucho do drewna.

— Mówisz tak, jakbyś nie zdawał sobie sprawy, co robimy. — Srogi głos ojca pobudza do działania dreszcze na moich plecach. — Możliwe, że ten jeden ruch wywoła reakcje i wszystko potoczy się jak kostki domina.

— Czyli, że kończymy z obietnicami.

— Obietnice są dla głupców. Idź już. Nie chcę wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń, a ty już dawno powinieneś być w jadalni.

Odskakuję na palcach kilka kroków w tył. Kiedy Nilis opuszcza biuro, ruszam z miejsca, ujmując w dłonie lekką, kremową suknię.

— Och, witaj, Nilisie. — Wykonuję lekkie dygnięcie, próbując udawać zaskoczoną.

— Anelma? — pyta, zbity z pantałyku. Nerwowo odwraca się w stronę drzwi gabinetu króla a potem wraca do mnie. — A co ty tu robisz?

— Też się cieszę, że cię widzę — mamroczę sarkastycznie. — Szukam ojca. Jest w środku?

— T-tak — rzuca. — Ojcze, Anelma chce się z tobą widzieć!

— Niech wejdzie! — słyszę donośny głos.

Z gracją mijam brata, po czym znikam za drzwiami.

Przestrzenne pomieszczenie, pozbawione okien, oświetla jedynie kilka świec, utwierdzonych na drewnianych świecznikach przy przeciwległych ścianach. Na biurku stoją jeszcze dwie. Za plecami króla piętrzy się para wysokich regałów, po brzegi wypełnionych księgami w skórzanych oprawach a także zwojami, związanymi czerwonymi sznurkami.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz