32.

49 21 0
                                    

Anelma

Wspomnienia o Valo są niczym odbicie w tafli wartkiego potoku, osnute tumanami mgły.

Słabym, może jeszcze trzyletnim wzrokiem, z perspektywy matczynych rąk dostrzegłam niewyraźne sylwetki rodziców.

Przynajmniej myślę, że to byli oni. Pamiętam jedynie pewne przebłyski w pamięci, choć wnioskując po charakterze mojego ojca, ciężko mi uwierzyć, że spędzał ze mną i mamą więcej niż piętnaście minut .

Pomiędzy tymi dwiema postaciami wynurzyła się trzecia — smukła i mroczna. Objawiła się niczym cień rodziców, czający się w słabym świetle świec. Choć nie widziałam jej oczu, czułam, że patrzy tylko na mnie.

To było pierwsze spotkanie z Valo. A przynajmniej pierwsze, które pamiętam. Figuruje w odmętach mojego umysłu jako ciemna, długa plama towarzysząca mi dzień i noc. Znikał jedynie w momencie, gdy ktoś inny znajdował się w pobliżu mnie. Nigdy nie brał mnie na ręce, pozostawał jedynie obserwatorem.

Pierwsze wspomnienie jego twarzy zachowałam w pamięci prawdopodobnie gdy miałam około czterech lat. Chłodne oczy patrzyły na mnie badawczo, zupełnie jakby chciały znaleźć odpowiedzi na pytania, których Valo nie mógł mi jeszcze zadać. Dostrzegłam jego uśmiech, jego ręce, które wreszcie zdecydowały się wyciągnąć mnie ze stosu drewnianych zabawek, rozrzuconych po całej komnacie. Jego ręce były duże i twarde, palce strasznie wrzynały mi się w żebra. Valo krążył ze mną po pokoju, podnosił do góry, śmiał się, próbując rozweselić tym samym mnie.

Lata mijały, a ja rozumiała już coraz więcej. Ojciec przestał zwracać uwagę na swoją córkę. Stałam się dla niego niczym kot dla rozkapryszonego dziecka — póki mały i niezdarny, znajduje się w centrum uwagi, a wraz z wiekiem zmienia się w niechciany problem. Zajmowała się mną tylko mama, Nilis nie wpadł jeszcze w wir ksiąg i chęci przypodobania się ojcu. Nie szukał jeszcze sposobu, by męski wzorzec tej rodziny zaakceptował go jako godnego następcę. Bawił się ze mną w ogrodzie i biegał dookoła komnaty, udając latającą kaczkę, ku mojemu rozbawieniu. Często wypytywałam zarówno matkę, jak wi Valo, dlaczego tata nie chce do nas dołączyć. Jedno i drugie odpowiadało jak najogólniej i najdelikatniej, by nie urazić małego dziecka: ojciec był królem i miał wiele królewskich spraw.

Każdej zimy serce biło mi jak oszalałe. Strach o poranku próbował zatrzymać mnie w łóżku, a ja się mu poddawałam. Przynajmniej, dopóki nie przychodziła po mnie matka lub służka. Idąc korytarzami, skulona z przerażenia bacznie obserwowałam każdy centymetr ściany i podłogi, wyglądając rodzeństwa Korhonen. Mogli się czaić dosłownie wszędzie.

Zjeżdżali do nas każdego roku. Młodych następców Revontuli chroniono przed siarczystym mrozem. Byli jeszcze zbyt mali, aby wytrzymać zimno panujące w ich królestwie. Co mogły zatem powiedzieć zwykłe dzieci, które nie miały takich możliwości i ledwo dożywały lata lub, co gorsza, umierały?

Mimo upokorzeń ze strony tych nieznośnych diabłów — wrzucania do lodowatej wody, zamykanie w ciemnej komnacie i ośmieszania przy każdej możliwej okazji — zawsze czułam za sobą obecność tej jednej osoby. Nigdy nie mogła zareagować. Mogła tylko bezradnie patrzeć.

Valo zazwyczaj ujawniał swoja obecność przede mną pod osłoną nocy, więc nie zasypiałam od razu po wyjściu mamy z komnaty. Gdy tylko usłyszałam ciche "Dobry wieczór", wyskakiwałam od razu spod kołdry, bez względu na to, czy było lato, czy zima. Po raz pierwszy, gdy pokazał mi swoją moc, z zaciekawieniem mogłam zaobserwować ciemne smugi cienia, tańczące między jego palcami. Okręcały także mnie i figlarnie łaskotały po szyi oraz twarzy. Valo mówił mi, że wkrótce także nauczę się podobnych rzeczy, lecz moja magia będzie o niebo piękniejsza, niż jego. Wtedy byłam zachwycona. Która mała dziewczynka nie chciała być czarodziejką lub wróżką z bajek na dobranoc?

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz