2.

123 48 3
                                    

Valo

Obserwuję, jak An przegląda się w lustrze. Wodzę wzrokiem po jej niepewnych ruchach, które z całych sił próbuje okiełznać.

Stara się każdego dnia.

Przybiera postać osoby kruchej, lecz także silnej. Gdyby zobaczyła samą siebie moimi oczami, dostrzegłaby, jak potężną istotą się staje. Władczy błysk w oku, gładkie rysy twarzy, nie widzi siły bijącej z każdego cala jej ciała.

Dysponuje mocą, której niejeden mógłby pozazdrościć. Mimo to traktuje ją często jako przekleństwo. Co dzień dziękuję gwiazdom, że mam w sobie na tyle pokładów cierpliwości, aby bez zająknięcia wysłuchiwać jej skarg. Jeszcze nie dorosła do roli, którą szykuje dla niej los.

Służąca wciąga na Anelmę popielatą suknię. Dociska gorset, ściągając mocniej węzły. An krzywi się, bierze z trudem wdech i przymyka oczy. Kładzie dłonie na talii.

Chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego kobiety tak się torturują, w dążeniu do piękna. Mimo, że kolor stroju wydaje się być smutny i zwyczajny, o dziwo moja uczennica świetnie w nim wygląda. Padające na materiał światło księżyca podkreśla jej smukłą figurę. Miała ją nawet bez gorsetu. Ciężko jej utrzymać uśmiech na twarzy, ale tylko on może jej pomóc przetrwać przyjęcie.

Nawet jeżeli nie znosi uśmiechów.

Odprowadzam ją wzrokiem, gdy wyprostowana i dumna opuszcza komnatę. Wyłaniam się z czeluści cienia szafy. Sunę na środek pomieszczenia, rozglądając się po nim. Nie bardzo wiem, co powinienem ze sobą zrobić. Nim An zdąży dojść do sali balowej, ja zrobiłbym to już siedem razy. Mam chwilę czasu dla siebie.

Podchodzę do płomieni, tańczących na knotach świec i jednym, sprawnym dmuchnięciem obracam je w smugi dymu.

Przerażają mnie czasy, w jakich przyszło mi żyć. Nie sądziłem, iż kiedykolwiek znajdę się w drugim średniowieczu. Pokolenie Anelmy ... Nie, pokolenie jej prapradziada nie pamięta już, czym jest elektryka i elektronika. Żyją w świecie tak bardzo zacofanym, że ledwo mieści mi się to w głowie.

Dawniej, gdy stąpałem po tych ziemiach jeszcze jako człowiek, ludzkość była wręcz uzależniona od cudów technologii. Podporządkowała im całe swoje życie, sprawiając, że społeczeństwa działały w pewnym sensie jak roboty. Światło dostarczał prąd z elektrowni, kawę parzono w ekspresach a ubrania prało w pralkach automatycznych. Każdy ruch, jaki wykonywano, był sprzężony z masowym działaniem na rzecz nowoczesnych gadżetów. Nie istnieliśmy dla siebie, istnieliśmy dla nich. Ekrany przesłoniły nam cały obraz rzeczywistości, aż wreszcie obróciło się to na naszą niekorzyść.

Przestaliśmy dostrzegać drugiego człowieka, przestaliśmy patrzeć na niego jak na istotę oddychającą i czującą. Szerząca się zazdrość, chęć pokazania się od jak najlepszej strony zatruła nas w całości. Aż wreszcie pragnienie bycia numerem jeden dało upust głowom państw. Najcenniejszą i najbardziej pożądaną przez prezydentów, dyktatorów, królów i cesarzy stało się wówczas posiadanie broni masowego rażenia. Traktowano ją jak skarb, dający absolutną władzę. Przecież nic nie dorównuje prestiżowi ani wspaniałemu uczuciu trzymania pozostałych w szachu. Celem wszystkich przywódców, bez wyjątku był tylko i wyłącznie jak najwyższy piedestał, z którego mogli obserwować cały świat i każdą sferę życia ludzi. Chcieli być ważni, niezwyciężeni i jedyni w swoim rodzaju, mając najczęściej w poważaniu los własnego kraju. Takie idee stanowiły jedyną rzeczą łączącą wszystkie państwa na całym globie. Jak można się jednak domyślić, skutki tychże „przepychanek" okazały się irracjonalnie opłakane.

Wojna nuklearna zabrała życie milionom niewinnych ofiar. Ludzie palili się w niewyobrażalnym upale, znikając z powierzchni ziemi niczym marny pył. Na drogach, schodach i budynkach pozostawały po nich jedynie cienie. Ci jednak mieli szczęście. Pewnie nawet nie poczuli bólu. Co innego bezbronne istoty, którym bomby nie spadały prosto pod nos. Wyniszczani ogniem, konali w strasznych męczarniach, trawieni ogniem zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz