21.

49 23 0
                                    

Anelma

Jeżeli Helotta miała eksportować tak ogromne ilości drzewa, Taivas również powinien coś przekazać w geście wymiennym, ale tego nie robił. Helottaa składała w takim wypadku z niewiadomych mi powodów daninę. Czyżby zobowiązała się do tego w zamian za jakąś przysługę?

A może po prostu to tylko ja zbytnio przejmowałam się znalezioną umową i takowy układ nie musiał oznaczać niczego złego? Bądź co bądź leżał na podłodze, więc istniała możliwość, iż ten dokument i tak miał trafić do kosza, a ja po prostu wyolbrzymiam wszystko, pozwalając, by stres zżerał mi żołądek. Może to przez to, że do ślubu pozostało coraz mniej dni a ja nadal nie miałam zbyt wiele informacji co do planów mojego ojca? Czyżby presja czasu tak działa na mój umysł?

O nie, nikt ani nic nie wmówi mi, że w tym całym teatrzyku nie chodzi o perfidną zagrywkę króla! Ten dokument musiał znaczyć aż nazbyt wiele. W przeciwnym razie Nilis nie potraktowałby mnie tak ostro. Wyrzucił mnie z gabinetu, a jego oczy wcale nie ukrywały jarzących się płomieni furii. Podejrzewam, że gdybym została tam jeszcze chwilę, byłabym świadkiem niespotykanego zdarzenia. Nilisowi w końcu puściły by nerwy i utrzymywane żelaznymi łańcuchami emocje przelałyby się boleśnie na moją osobę.

Silne dreszcze galopują po plecach, a ja prostuję się pod ich naciskiem. Nilis w pełni furii to wyobrażenie najmroczniejszych koszmarów. Takie pokłady uczuć, skrywane skrzętnie przed światem, prędzej czy później muszą wydostać się na światło dzienne, a skutki będą opłakane. Aż strach pomyśleć, co wtedy zrobi.

— An? — rozbrzmiewa w moich uszach kobiecy głos, który efektownie rozwiewa myśli, sprowadzając mnie z powrotem na ziemię.

Cofam gwałtownie głowę, kiedy przed twarz ostentacyjnie zostają mi postawione białe lilie. Ich duszący zapach bucha wprost w moje nozdrza. Odwracam twarz i kaszlę, próbując uwolnić płuca od zapychającej woni.

— Przepraszam — mówi Nea ze skruchą.

Wracam do niej, kładąc dłoń na klatce piersiowej.

— Nie, to ja przepraszam — odpowiadam, pociągając nosem. — Zamyśliłam się na chwilę.

— Nie powiedziałabym, że na chwilę — wzdycha siostra Ivona, kładąc bukiet lilii na kolanach. — Odkąd tylko przyszłyśmy do florystów, zdajesz się być obecna ciałem, ale duchem gdzieś hen daleko.

— Tak, ale już wróciłam, więc możemy kontynuować wybór — zapewniam ją, posyłając lekki uśmiech. Dziwi mnie, z jaką łatwością przywołuje go na usta w jej obecności.

Nea kiwa głową, unosząc białe kwiaty na wysokość naszych oczu.

— Więc wracając do lilii — mówi — wydają się być bardzo delikatne i niewinne. Zupełnie jak ty, Wasza Miłość.

Spoglądam na nią pytającym wzrokiem. Delikatna i niewinna? Jej błysk oczu wyraźnie każe mi sądzić, że zapomniała dodać słowo "słaba".

Nea uwalnia jeden z liści od otaczających go płatków.

— Naprawdę myślisz, że taka jestem? — pytam dla pewności. — W twojej opinii jestem kruchą istotką?

—Wyczuwam w twoim tonie złość, Wasza Miłość. — Siostra Korhonena kieruje baczne spojrzenie na mnie. — Wybacz mi, pani, ale chyba wszystko przyjmujesz na opak. Jesteś jak te lilie względem kobiecości, nie charakteru. Nie zamierzałam cię tym stwierdzeniem urazić. Chodziło mi wyłącznie o twoją urodę.

— A gdybyś miała wybrać kwiaty właśnie przez wzgląd na mój charakter?

Nea odkłada bukiet na biały, marmurowy stolik, po czym idzie w stronę licznych odmian roślin, znikając gdzieś w tej kolorowej dżungli.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz