3.

104 44 2
                                    

 Anelma

Każdy kolejny krok stawiany przeze mnie na ciemnych deskach korytarza pokrywa się z dudnieniem mojego serca. Stukot obcasów staje się tym bardziej zagłuszonym dźwiękiem, im bliżej mnie znajduje się sala balowa.

Czuję ucisk w gardle. Z pozoru lekka i przyjemna muzyka, w rzeczywistości przyprawia mnie o mdłości. Jest nieuchronnie nadciągającą zapowiedzią tortur, ukrytych za kotarą pięknych strojów, wykwintnego jedzenia i zabawy.

Bale, w rzeczy samej są prawdziwym egzaminem wytrzymałości psychicznej. Żaden z gości nie ma prawa widzieć tej wersji mnie, którą zachowuje tylko dla siebie i Valo.

Ani jedna rozmowa... Co tam rozmowa. Ani jedno słowo nie mogło obejść się bez szczegółowej kontroli zmysłów! Wchodząc z kimś w interakcje musisz jednocześnie słuchać tego, co rozmówca stara ci się przekazać, reagować na to mniej lub bardziej zdawkowo przez mowę ciała i odczytywać ukryte intencje w tym samym czasie.

Bądźmy szczerzy, arystokracja to zgraja zakłamanych, wyniosłych pasibrzuchów, maskująca się za pozorami etykiety dworskiej oraz uśmiechami równie szczerymi co ich zamiary. Gdy ktoś tytułuje mnie „królewną", czuję, jakby wrzucał mnie do jednego worka, razem z innymi. Bycie córką monarchy to w rzeczy samej obrzydliwy „zaszczyt".

Jestem jak świeca na złotym świeczniku wystawiona na pokaz. Co prawda moja funkcja reprezentatywna nie ma większego znaczenia, ale i tak, przez wzgląd na moje urodzenie, pozostaję w centrum uwagi.

Gdy dochodzę do głównego wejścia, łapię się na niewłaściwej postawie ciała. Moja głowa jest pochylona a ręce splecione z przodu, na spódnicy sukni. W ten sposób staję się łatwym kąskiem dla gości.

Poczują, że mają nade mną przewagę. A to przecież ja stoję nad nimi.

Biorę głęboki oddech. Pomaga mi się on wyprostować.

Unoszę dumnie podbródek. Dłonie spuszczam swobodnie wzdłuż spódnicy. Nie jest to komfortowa pozycja, ponieważ zdaję sobie sprawę, iż jestem w ten sposób podatna na peszące spojrzenia i uwagi ze strony przybyłych.

Są jednak takie momenty, gdy należy wyjść ze skorupy i pokazać się światu w całej okazałości.

Dominować to ja, a nie nade mną.

Staję przygotowana obok solidnej postury mojego ojca. Kątem oka spoglądam na niego.

Blond włosy skutecznie maskują pojawiającą się na jego skroniach siwiznę. Władczym, błękitnym spojrzeniem trzyma w szachu całą tą maskaradę. Idealnie przystrzyżona, niezbyt długa broda oraz wąsy dodają mu tylko potęgi.

Z tym człowiekiem nie należy zadzierać.

— Dobry wieczór, ojcze — witam się z nim, schylając głowę w jego stronę, pełna szacunku.

— Witaj Anelmo — odpowiada, obdarzając mnie co najwyżej tolerancyjnym spojrzeniem. — Cieszę się, że zdążyłaś. Czas przywitać naszych gości.

— Jestem gotowa — oznajmiam, obserwując osoby znajdujące się już w sali.

Rozmawiały przy kieliszkach szampana, śmiały się i wymownie gestykulowały swe zainteresowanie konwersacjami na wszelakie sposoby.

— Ja również — odzywa się stanowczym, zdystansowanym tonem Nilis, stojący po prawicy króla.

Nie zwróciłam na niego uwagi dopóty, dopóki ojciec nie ruszył z miejsca, przekraczając bezpieczną granicę pomiędzy korytarzem, a miejscem przyjęcia.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz