19.

59 27 2
                                    

Anelma

Nasze ciała zalewa ponura fala cienia, gdy konie stawiają pierwsze kroki w głębi lasu. Głuchą ciszę mącą szumy drzew oraz odległe śpiewy ptaków. Krocząc wytyczoną ścieżką wzdłuż mrocznego tunelu, po plecach przechodzą mnie ciarki. Idealna sceneria, aby zrobić coś złego i nieprzewidywalnego.

Całą drogę pokonujemy w grobowym milczeniu. Ivo nawet na mnie nie zerka, nie mówiąc nawet o jakimkolwiek znaku życia z jego strony. Spuszcza wzrok tak nisko, że nie potrafię dostrzec, czy mruga powiekami. Wygląda jak sztywny monument.

Chociaż jak nikt inny zawsze pragnęłam, by wreszcie kiedyś zamilkł, tak teraz wewnętrzny głos błaga o jego westchnięcie, mruknięcie, odchrząknięcie. Cokolwiek!

Ściągam kaptur z głowy, unosząc wzrok jak najwyżej. Poprzez iglaste korony przedzierają się szare chmury, zwiastujące załamanie pogody. Nie wyczuwam tu jednak tak silnych podmuchów wiatru, które zwykle witają mnie, gdy tylko otworzę drzwi balkonowe. Świerki i sosny szczelnie bronią przed nimi sekretnego życia lasu.

Spędzając wieleset dni w zamknięciu, dosłownie doświadczam przerażającego uścisku w sercu. Ogromna przestrzeń, wykraczająca poza rozmiary komnaty, przytłacza mnie swoim rozmiarem. To miejsce jest tak wielkie, że zdaję się być przy nim nędzną mrówką, na którą czyhają inne drapieżniki.

Dyskomfort krępuje moje ruchy. Nawiedza mnie niepokojąca myśl, że prędzej czy później któreś drzewo spadnie na mnie z hukiem. Serce wali mi jak oszalałe, a krew, dudniąca w uszach, blokuje wszystkie szmery, dochodzące z okolicy.

Ściągam lejce, broniąc się przed następnym krokiem. Patrzę jedynie przed siebie, na ścieżkę, która niknie gdzieś hen daleko. Zaciskam mocniej palce na lejcach. Słyszę cichy odgłos szronu mrożącego mi dłonie.

Z jednej strony przecież chciałam się wyrwać z pałacu, ale z drugiej rozciągłość lasu i osoba, z którą przebywam, nie daje mi powodów do radości.

— Anelmo? — rozlega się pytanie.

Gwałtownie się wzdrygam, gdy głos Ivona przenika ciszę. Powoli przekierowuję przerażone spojrzenie na niego. Bacznie mnie obserwuje, zawracając konia w moją stronę. Podjeżdża bliżej.

— Co się dzieje? — docieka.

— Nic, ja po prostu... — zaczynam, nim strach na dobre odbiera mi głos.

— Dziwnie się zachowujesz — przyznaje. — Powiedz mi, proszę, czy to nadal ma związek ze mną? An, ja naprawdę nie zamierzam...

Energicznie potrząsam głową, zatrzymując jego zapewnienia w pół zdania. Chowam dłonie za poły płaszcza, żeby Ivo nie zobaczył lodu, pokrywającego skórę. Wpatruję się w głuszę rozbieganym wzrokiem i głośno oddycham.

— N-nie chodzi... Nie o ciebie tu chodzi — wyduszam przez gulę w gardle.

— An, zapytam wprost. — Korhonen przeczesuje ręką włosy, zatrzymując ją na tyle głowy. — Kiedy ostatnio opuściłaś pałac?

Burza dreszczy rozchodzi się po moim ciele, atakując w dużej mierze klatkę piersiową. Rozszerzam oczy jeszcze bardziej, spoglądając na niego.

— Skąd... skąd taki pomysł? — Ściągam ramiona do środka, chcąc schować się przed nim i resztą świata.

— Na początku ledwo utrzymywałaś się w siodle, a teraz wyglądasz jak śmierć na chorągwi, choć dopiero przekroczyliśmy granicę lasu — tłumaczy.

— W – wydaje ci się — trzymam się swojej racji.

— An, jesteś urocza, kiedy próbujesz być silna, ale naprawdę nie musisz kłamać — zapewnia mnie, kładąc dłoń na moim barku. Gdybym nie była tak sparaliżowana, już dawno bym ją odepchnęła. — Mówiłaś o szczerości, więc bądź ze mną szczera.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz