50.

44 19 0
                                    

Anelma

Przyciskam mocniej poły płaszcza do piersi, choć wiatr usilnie stara się wydrzeć mi je z rąk. Próbuję chronić ciało przed spadającymi z nieba meteorytami, ale niektóre z nich już zdążyły przeżreć ogniem skórę okrycia i poparzyć mi plecy. Za każdym razem gdy materiał ociera się o naskórek, czuję okropne pieczenie, lecz nie przestaję przy tym popędzać konia.

Od zamku dzieli mnie kilkadziesiąt metrów. Trzymam się nadziei tak silnie, jakby była ostatnią znaną mi materią we wszechświecie — Valo jeszcze żyje. Gdy tylko przez głowę przemknie mi myśl, że może być inaczej, potrząsam nią najsilniej, jak umiem.

On jest Duchem Cienia. Silnym i sprytnym bytem, który da sobie radę.

Niebo, skąpane w krwistoczerwonej barwie oraz przebijające się przez nie płomienie spadających kamieni nagle uświadamiają mi, że już widziałam ten obraz. We śnie. To nie było jakieś deja vu, to było ostrzeżenie. Widziałam to wszystko już wcześniej i nagle każdy niezrozumiały element zmienił się w realny fakt. Ojciec spadł z balustrady podczas deszczu w dniu mojego ślubu, stangret, który zabił Ivona, skończył z przestrzelonym czołem, świat powoli pogrąża się w najprawdziwszym piekle. Krew ojca, stangreta, nieba, brakuje tylko ... krwi Valo. Czarnej mazi, oblepiającej suknię ślubną.

Nilis nie może go zabić!

Uderzam piętą w koński bok, zaciskając zęby do tego stopnia, że czuję wszystkie mięśnie i kości szczęk.

— Anelmo! — krzyk Ingi ponad mną każe mi zadrzeć głowę.

Białozór północny leci po niebie, uderzając raz po raz skrzydłami, walcząc z wichurą. Inga zdążyła rozeznać się w sytuacji na zamku.

— Mów! — wołam, nie przystając nawet na chwilę.

— Z Valo ... raczej w porządku, w każdym razie Nilis jest na straconej pozycji — wyjaśnia. — Prawdopodobnie to on stoi za tym, co się dzieje.

— Co to znaczy? — dociekam.

— To znaczy, że Nilis kompletnie nie panuje nad mocą. Jedź do miasta i pomóż ludziom, a ja zajmę się zwierzętami w okolicznych lasach.

— Ale...

— Valo sobie poradzi, a mieszkańcy stolicy są zdani na łaskę tego kataklizmu. Oni bardziej cię potrzebują niż ktokolwiek inny.

Nim zdążę odpowiedzieć, Inga już szybuje w lewo, znikając za koronami okolicznych świerków. Żacham się, ale wiem, że ona ma rację. Muszę uwierzyć jej na słowo, że Nilis nie wyjdzie z tej potyczki cało.

Mijam zamkowe mury, choć każda część mnie rwie się, by skręcić w prawo, do bramy. Zaciskam ręce mocniej na lejcach, prąc naprzód.

Dym tragicznie wpływa na moje oczy, powieki bolą mnie od nieustanego mrużenia, a łzy skutecznie pogarszają widoczność. Widzę przed sobą jedynie pomarańczową barwę poruszający się płomieni. Rękawy mojej sukni przesiąkają potem, który bezustannie ścieram z czoła.

Krzyżuję ręce przed sobą, zamykając dłonie w pięści. Zaciskam mocniej nogi na wierzchowcu, utrzymując jakimś cudem równowagę. Po chwili skupienia i odnalezieniu największego skupiska energii wewnątrz ciała błyskawicznie rozpościeram ramiona. Lód ścielę się przed nami niczym błyszczący dywan. Kryształowy, mroźny pancerz kładzie się również po okolicznej polanie, odgradzającej stolicę od zamku i gasi ogień na kilku drzewach w lesie. Efekt jest niestety krótkotrwały i z każdym kolejnym meteorytem słabszy. Ogniste kamienie spadające z nieba nie ustępują w poszerzaniu fali pożaru, a spadając na szron i śnieg szybko topią je, niwecząc moje starania.

Iskra Zimy [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz