Valo
Ból.
Wszystko, co teraz czuję i o czym myślę, sprowadza się do bólu. Tylko on trzyma mnie jeszcze przy świadomości, choć podejrzewam, że wkrótce padnę tu, na tę kamienną podłogę, pogodzony z porażką.
Pęta, wykonane z najczystszego światła, zaciskają się na moim ciele, z każdą chwilą coraz mocniej. Ich blask przyprawia mnie o mdłości, a dźwięk skwierczenia pokrywa się z moim miarowym, płytkim oddechem. Resztkami sił staram się jednak utrzymać siedzącą pozycję, choć teraz jest to w dużej mierze zasługa Ingi. Pozwala mi leżeć na swoich plecach, bylebym tylko nie osunął się na posadzkę. W przeciwnym razię zrobię krzywde nie tylko sobie, ale i jej. Gorące łańcuchy wrzynają się w jej skórę, pozostawiając głębokie rany aż do żywego mięsa. Kilka razy usłyszałem, jak wydawała z siebie stłumiony krzyk, lecz w ostatniej chwili powstrzymywała go, zaciskając zęby.
Inga ma jednak więcej szans na przeżycie niż ja. Pęta robią krzywdę jedynie jej ciału, natomiast mnie wyniszczają w każdy możliwy sposób. Będąc tak długo skuty światłem w najczystszej postaci, cień wewnątrz mnie wije się histerycznie jak piskorz, starając się uciec przed blaskiem, unicestwiającym go mozolnie i boleśnie. To nie jest jedynie tortura, to okrutne, powolne konanie w męczarniach. Nie jestem w stanie już nawet ruszyć palcem. Nie czuję nóg ani rąk. Inga kilka razy nawet uderzyła mnie w tył głowy, krzycząc, bym przestał majaczyć.
Póki jeszcze miałem siłę, starałem się wezwać Anelmę, ale wkrótce zrozumiałem, że to bezcelowe, a co więcej, lekkomyślne. An nigdy się nie zjawiła, ale może to i dobrze. Gdyby mnie tu znalazła, naraziłaby się Następcy Światła. Pozostając w niewiedzy, wciąż jest bezpieczna. Jakiś czas później nie byłem już w stanie wypowiedzieć jej imienia, nawet w myślach. Nadal jednak modliłem się, by nic jej się nie stało.
Teraz wszystko o czym marzę, to zamknąć oczy, zasnąć i zapomnieć o cierpieniu, o skwierczącym ciele, o niszczycielskiej sile, walczącej we mnie o jeszcze jedną minutę życia.
Po prostu mam dość.
— Jeżeli uda ci się uciec — mamroczę słabym, wykończonym głosem — powiedz Anelmie, że chciałem jedynie jej dobra.
— Znowu zaczynasz? — syczy Inga rozzłoszczonym, acz bezradnym tonem . — Nie waż się zamykać oczu, słyszysz?! Wydostaniemy się stąd!
— Powiedz jej, że ... — kontynuuję — ... że jest najlepszą Iskrą, jaką mogłem się opiekować.
— Valo ... — głos jej się łamie.
— Przeproś ją ode ... ode mnie...
— Twój czas jeszcze nie nadszedł, diable!
Ten krzyk, pełen jadu i wrogości, nie pochodził od Ingi.
Nagle pęta na naszych ciałach zaciskają się dwa razy mocniej. Rozszerzam oczy, ale nie robię nic więcej. Przyzwyczajony do cierpienia i wyniszczony od środka nie mam siły, by jęczeć czy zwijać się z bólu. Czuję jedynie jak ciało Ingi gwałtownie porusza się do przodu. Próbuje stłumić krzyk, choć przychodzi jej to z wielkim trudem.
W końcu ucisk rozluźnia się.
Unoszę wzrok na stalowe kraty, ale i tak nie widzę twarzy naszego dręczyciela. Są to jedynie nieco jaśniejsze plamy na tle mrocznej otchłani. Jego głos jednak rozpoznaję od pierwszego słowa.
Próbuję zmarszczyć brwi.
— Mam dla ciebie dobrą wiadomość — cedzi z wyczuwalnym szyderstwem. — Moja siostra wyjechała do Revontuli i w tej chwili znajduje się już dość daleko od pałacu.
CZYTASZ
Iskra Zimy [✔]
FantasyKrólestwo, od którego jestem odcięta. Rodzina, dla której jestem nikim. Demony przeszłości, które powracają, by już nigdy nie odejść. Cień, będący jedyną osobą, której ufam. I na koniec chłód, uporczywie próbujący wydostać się z moich rąk. Ten...