Valo
Nie, An. Jeszcze nie jesteś gotowa.
Gładzę delikatnie jej miękkie włosy, wsłuchując się w uspokojony oddech dziewczyny. Czuję jak jej klatka piersiowa unosi się i opada. W moich ramionach zdaje się być tak delikatną istotką. Boję się poruszyć, by nie zrobić jej krzywdy.
Potraktowałem ją ostro, ale było to słuszne postępowanie. Czasem musiałem na nią krzyknąć, aby panika kompletnie nie wtrąciła jej z równowagi. Nawet jeżeli jestem najbliższą jej osobą, muszę wzbudzać w niej respekt, aby się mnie słuchała.
Osuwam się nieco na materacu. Moja twarz znajduje się na równi z jej twarzą. Muskam palcami gładkie policzki, pobrudzone rozmazanym tuszem do rzęs. Wodzę opuszkami palców po kierunku, w jakim spływały jej łzy. Każda z nich wylana z powodu bezradności i strachu.
Nie możesz taka być, An. Musisz stać się silniejsza. Od tego zależy twoje życie. Nie powinienem tak często reagować na twój smutek. Nie mogę chować cię w ramionach za każdym razem, gdy płaczesz albo gdy ponosisz porażkę. W taki sposób nie zahartuję twojego charakteru. Powinienem bardziej powściągać swoją opiekuńczą naturę.
Gdy patrzę na jej pogrążoną we śnie twarz, wszystkie zmysły każą mi po prostu być przy niej. Teraz także doznaje obezwładniającej potrzeby chronienia tej dziewczyny.
Zbliżam usta do jej czoła i delikatnie muskam je wargami. Chcę poczuć spokój, którym tak rzadko emanuje. Choć na chwilę. Rzęsy An instynktownie się poruszają, jakby wciąż obserwowała mnie spod zamkniętych powiek.
Wysuwam powoli rękę spod głowy wychowanki. Układam ją na poduszce i okrywam szczelnie kołdrą. Po cichu oddalam się.
Zorza nie zniknęła. Wciąż rozciąga się na taivańskim niebie. Leniwie zmieniające się kolory płyną hen za horyzont.
Dis gdzieś tu krąży. Jej obecność jest bardziej wyczuwalna niż gniew ojca An. Poddaję się fali dreszczy, które zmuszają mnie do wyprostowania się.
— Jesteś żałosny. — Jej głos jest jak trucizna, wpływająca do moich uszu.
Nie odwracam się. Nie mam jej nic do powiedzenia. Przy odrobinie szczęścia zbeszta mnie i odejdzie. Kładę dłonie na zimnym marmurze.
— Rozwodzisz się nad nią jak nad niemowlakiem — ciągnie. Ton jej głosu staje się wyraźniejszy. — Dzięki twoim metodom na pewno stanie się godnym następcą dla Alexandra! Pogratulować wychowania bezstresowego!
— Dis, zamilcz — syczę, dociskając palce do balustrady. — Po prostu odejdź.
— Nie myśl, że tak to zostawię.
— Więc nawrzeszcz na mnie i odejdź.
Słyszę szybkie kroki. Światło, wyłaniające się z jej mlecznej skóry, przyciąga wzrok, czy tego chcę czy nie. Obdarowuję ją jedynie skrawkiem mojej uwagi. Ona natomiast hipnotycznie wpatruje się we mnie przenikliwymi, tęczowymi oczami.
— Na co czekasz? — pytam markotnie.
— Sama sprawdzę, na ile jest już gotowa — szepcze mi ostro do ucha.
Odsuwa się ode mnie, kierując stopy w stronę komnaty Anelmy. W przerażeniu unoszę powieki jak najwyżej. Działam instynktownie.
Nie wiem, kiedy zareagowałem, ale świadomość wraca dopiero w momencie, gdy stoję już przed Dis. Marszczę brwi, taksując ją wrogim spojrzeniem. Dis cofa się o krok, zbita z tropu. Błysk jej oczu zdradza lekkie zaniepokojenie. Z twarzy nagle odpływa jej krew. Ledwo dostrzegam, jak blednie, ale szok rodzący się w sposobie złożenia ust i wytrzeszczonym spojrzeniu daje znak, że właśnie czegoś się dowiedziała. Zagrała ze mną w jakąś grę, w której się zdradziłem.
— Niemożliwe — wydusza, kręcąc przecząco głową. Z jej warkocza wydostaje się kolejny kosmyk i opada na skroń. — Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że...
— Nie powiedzieć czego? — odpowiadam na pytanie pytaniem, zachowując przy tym kamienną twarz.
— Czyś ty na głowę upadł!? — wykrzykuje, stanowczo krocząc w stronę drzwi balkonowych. — Nawet stąd mogę wyczuć, że to słabe i nic niewarte dziewczę. Zmarnowałeś na nią czas!
Chwytam ją mocno za ramię. Palące impulsy przebiegają przez moją skórę.
W pierwszej chwili czuję obezwładniające zimno, lecz zaraz po nim atakuje mnie gorąca tortura, wypalająca skórę na dłoni. Nie jest to jednak ból, który ciężko wytrzymać. Dis nie posiada w sobie mocy na tyle silnej, aby ot tak mogła się mnie pozbyć. Jej światło nie parzyło aż tak mocno jak ogień czy słoneczny blask. Nie mniej było dla mnie niebezpieczne.
Dis zaciska kurczowo powieki i kuli się pod moim dotykiem. Usilnie stara się oderwać rękę ze swojego ramienia.
— Nie waż się jej dotknąć — warczę, przyciągając ją stanowczym ruchem bliżej siebie. — Zrozumiałaś?!
Dziewczyna syczy przeciągle, śląc mi piorunujące spojrzenie. Gwałtownie wbija paznokcie drugiej dłoni w mój bark. Nieznośne impulsy prawie odbierają mi władzę w nogach. Schylam głowę pod siłą wypalającego mnie żaru.
— Przerażający, potężny Valo, Ciemność tego świata ... — charczy. — ... oddał serce i duszę Iskrze ... Wcielenie diabła usiłuje mi wmówić ...
— Nie nazywaj mnie tak! — krzyczę prosto w jej oczy, napinając wszystkie mięśnie szyi i twarzy.
— A co? Może nim nie jesteś?!
— Nie jestem! To nie moja wina, że taki mam dar!
Wyszarpuję się z jej uścisku, po czym popycham ją z całej siły na drugi koniec balkonu.
— Wynoś się stąd! — rozkazuję, przykładając zdrową dłoń do przepalonego barku. Czarna, ciepła krew oblepia moje palce. — W przeciwnym razie skończy się to dla ciebie gorzej.
— Dowiedzą się o tym, bądź pewien — grozi mi.
— Nie wydaję mi się — parskam śmiechem, choć ból utrudnia mi mowę. — Pamiętaj, kto dłużej z nas pełni zaszczytną funkcję Strażnika. Choć jesteśmy w stanie wyeliminować siebie nawzajem, z nas dwoje moja moc jest silniejsza.
— Mam nadzieje, że piekło cię pochłonie. Oby stało się to jak najszybciej.
—Nie żyw nadziei, Dis. Możesz mieć własne zdanie co do mnie, ale nie zabronisz mi kierować moim życiem.
— Twoim nie. Ale czy pamiętasz także o jej życiu? Jeżeli to uczucie to wszystko, co chcesz jej ofiarować, jej dni są już policzone.
— Wynoś się!!!
Dis opiera kant dłoni o balustradę. Dyszy ciężko, trzymając drugą rękę z dala od ciała. Kuli się pod wpływem doznanych obrażeń. Znika mi z oczu pod postacią jasnej kuli światła.
— Pożałujesz, Valo! — woła z oddali. — Pożałujesz!
Skupiła swój gniew na mnie, ale nie mogę mieć pewności, że nie porwie się także na Anelmę. Jeszcze jeden powód, dla którego musiałem przy niej zostać.
Nie może się dowiedzieć o moim świecie. Nie teraz. Jej głównym priorytetem jest okiełznanie mocy.
A ja nie mogę już bardziej rozwijać naszej relacji. Bo wkrótce sam się w niej utopię.
CZYTASZ
Iskra Zimy [✔]
FantasyKrólestwo, od którego jestem odcięta. Rodzina, dla której jestem nikim. Demony przeszłości, które powracają, by już nigdy nie odejść. Cień, będący jedyną osobą, której ufam. I na koniec chłód, uporczywie próbujący wydostać się z moich rąk. Ten...