Rozdział 42

5 1 0
                                    

„Pamiętnik z końskiego grzbietu"

Rozdział 42

Dziś naszła mnie ochota na zaadoptowanie konia z fundacji. Obejrzałam stronę i spodobała mi się bardzo taka jedna klacz. Na zdjęciach wyglądała na młodą, ma może około 5/6 lat. Jest ciemnogniada, lekkiej budowy i ma śliczny pyszczek. Bystry, ufny, ciekawski, trochę podobny do Komusi :) Nic o niej nie pisało. Tylko że trafiła do fundacji razem ze swoją niewidomą siostrą, która już odeszła... Ciekawe czy mogłaby chodzić pod siodłem ? Nazywa się Viki, ale ja i tak nazwałabym ją... np. Charlotta :) Zaadoptowałabym ją, przecież zawsze chciałam też jakiegoś konia z fundacji, by mu pomóc. Ale najpierw i tak muszę kupić swojego konia, bo warunkiem jest koń do towarzystwa. Warunki fundacji są trochę takie... np. nie można zaźrebić klaczy, albo kto wie czy by przyzwolili na tą adopcję, ponieważ mam 15 lat mogą uznać że nie dam sobie z nią rady :/ Ona mi się podoba, ale skąd wezmę najpierw 3,5 tys. żeby kupić własną izabelkę ? Życie jest smutne :( Chyba że obie z Dominiką zaadoptujemy konie jednocześnie :D Ale wtedy nie miałabym izabelki :/ Chociaż mogłabym ewentualnie ją dokupić potem. Ciekawe co na to Dominika i rodzice, i ciocia Iza, bo gdzieś musimy je trzymać. Ale teraz wracając do codziennych spraw. Do koni jechałam sama, bo Marcelina, a potem Dominika dojechały później. Komedia chodziła super :D Dziś dużo kłusa. Drągi, cavaletti, slalom, wolty... Zatrzymania z kłusa wychodzą dość przyzwoicie ;) Nasza westowa nauka : cofanie, spin i sliding stop - powoli się uczymy ;) Koń wspaniale współpracuje, west się jej podoba :D Skoczyłyśmy kilka razy stacjonatę 60 cm tak dla przypomnienia i myślę, że możemy zacząć mierzyć wyżej :) Potem wysprzątałam Komedii boks, podczas gdy dziewczyny jeździły. Potem do kucy. Marcelina na Goliku i Dominika na Heinzu. Tata nie jeździł dzisiaj bo go brzuch bolał. Jutro muszę jazdę prowadzić.


  Nie spałam prawie przez cała noc. Wydawało mi się jakbym zasnęła dopiero gdy na dworze zaczynało robić się szaro. Było tak gorąco... Z resztą ja nigdy nie potrafię spać w pełnię księżyca. Rano wstałam i czytałam ,,Heartland". Ale głowa mnie coś bolała i byłam taka zmęczona... chyba po raz pierwszy w życiu, że poszłam jeszcze spać. Taka godzinna drzemka na czuwaniu. Potem czułam się lepiej. Ale na dworze z upału zrobiła się ulewa. Dominika jest obrażona. Niby się do mnie odzywa, ale czuć że jest obrażona. Dzisiaj do stajni jechałam z Alą. Dominika miała być tylko u kucy, ale potem wparowała do nas do stajni. Już myślałam, że zabierze swoje rzeczy i się wyniesie, bo tak gwałtowanie chwyciła za swój ręcznik. Ja nie mam zamiaru się z nią kłócić. W domu przed stajnią dostałam od niej SMS-a że ona jedzie tylko do kucy. Bo ona Lizę obrobi, pojeździ tylko 10 min, a potem jeszcze może tylko patrzeć i rozsiodłać konia. No to jest obrażona. No ale przecież wiedziała, że Liza chodzi na jazdy. A ja wcale jej nie każę oglądać jazd ani potem ją rozsiodływać. Sama to robi, więc myślałam że z wyboru. Ja jej nigdy nie kazałam. I jeśli myśli że tym SMS-em udało jej się mnie rozzłościć to się myli. Ja wcale nie mam wyrzutów sumienia, ani nie mam ochoty bawić się w żadne kłótnie. Niech se robi co chce ! Miałam dzisiaj prowadzić jazdę, ale przez to że padał deszcz i konie były mokre, powiedziałam państwu że umówimy się na inny termin. Gdy pytałam Dominikę co myśli o koniach z fundacji, jej odpowiedź brzmiała na nie. Ogólnie mówiła to jakoś wrogo, a jeszcze jakiś czas temu sama chciała brać z fundacji... Co się z nią dzieje ? Wiedziałam, że to zły moment na pytanie, ale czułam że nie mogę z tym czekać. Ale po dzisiaj już wiem, że Dominika nie zabrałaby ze mną konia z fundacji. Także nawet jeśli bym chciała, to nie mam konia do towarzystwa. Wysłałam maila z dokładniejszym wypytaniem o tą klacz co mi się podoba. W stajni Dominika posiedziała chwilę z nami, ale szczególnie to nie zrobiła nic i pojechała do domu. Ja z Alą czyściłam szczotki i konie. Przywiozłyśmy napełniony pojemnik z owsem. Lonżowałam Komedię, a potem Lizę. Obie grzecznie chodziły. Pod koniec Ala weszła stępować na Lizie na oklep, a potem uczyła się trochę lonżować. Przez moment myślałam, czy nie spytać się Marty czy chciałaby konia z fundacji, ale z tego mogłyby wyjść później kłopoty... Kiedyś miałam sen, o koniu. Zawsze wydawało mu się że to był skarogniady ogier. Stał nieufny w boksie i tylko ja mogłam do niego podejść i normalnie go oporządzić. Po tym śnie myślałam, że chcę mieć takiego konia. Może to miała być jakaś przepowiednia ? Teraz już wiem, że w tym śnie, nie był skarogniady ogier, tylko ciemnogniada klacz. Taka jak na tym zdjęciu z fundacji. Ciemnogniada ze złotymi chrapkami. Tak, taki koń mi się śnił. Po przejściach, który potrafił mi zaufać. Dlatego zależy mi na tej klaczy. Może tata coś wykombinuje ?

Pamiętnik z końskiego grzbietuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz