Pieprzony Stalker

440 52 25
                                    

[1867 Słów]

-Dziękuję wam jeszcze raz za wszystko, my już pójdziemy, robi się późno- powiedziałam wychodząc z łazienki.

- Przyjemność po naszej stronie, zanim jednak pójdziesz, chciałbym ci zadać jedno pytanie. Wiesz może coś o Annie Leonhart?

Słysząc imię mojej blond przyjaciółki, serce jakby mi się zatrzymało, a żołądek stanął mi w gardle. 
I co ja mam niby im teraz powiedzieć?
Chciałam oczywiście być szczera, jednak osobnik stojący obok mnie wręcz wwiercał w moje plecy spojrzenie mówiące samo za siebie " Tylko spróbuj, a Erwin posieka nas oboje". Dlatego też musiałam skłamać, co przychodziło mi z ogromnym trudem.

-Niestety urwał nam się kontakt. Miałam nadzieję, że wy coś o niej wiecie- odpowiedziałam, musząc przyznać, że od mojego wstąpienia do Zwiadowców, moje umiejętności nie są tak marne, jak jeszcze parę miesięcy temu. 

Najprawdopodobniej udawanie, że wszystko jest okej, po tym jak zostałam zgwałcona, ukrywanie swoich prawdziwych uczuć przed przyjaciółmi czy też przed samą sobą, oraz moja brawurowa rola odegrana w podziemiach, to wszystko jak widać pozostawiło coś po sobie. Byłam więc przekonana, że Eric, Rovena, Paul jak i Kathy uwierzyli w moje słowa

-Niestety do nas tez się już dawno nie odezwała. Kathy próbowała wyciągnąć coś z żołnierzy, ale albo nie wiedzą, albo nie mogą nic mówić. Mieliśmy nadzieję, że może ty byłaś poinformowana, albo może twój przełożony coś wie- ostatnie słowa pokierował w kierunku Levia, mając chyba nadzieje, że ten coś mu jednak powie. 

- To normalne, że żołnierze znikają znienacka, w naszej branży mamy na to jedno określenie- śmierć. Rzadko kiedy nasze założenia są mylne- odpowiedział im czarnowłosa, a we mnie się zagotowało, mógł najzwyczajniej się nie odzywać, a nie ich tylko martwić, wmawiając, że ich przyjaciółka nie żyje. Z ogromnym bólem serca spuściłam głowę, nic nie dodając od siebie. Nie mogłam spojrzeć im w twarz, gdy ci usłyszeli cos takiego.- Na waszym miejscu bym się już z tym pogodził- dodał jeszcze tylko czarnowłosy i opuścił lokal. Podniosłam głowę tylko by się z nimi pożegnać. Paul już miał mokre od łez policzki, reszta, również nie wyglądała zbyt dobrze. 

-Dziękuję wam jeszcze raz i do zobaczenia- powiedziałam zostawiając ich w takim stanie. 

W ciszy odeszliśmy kilka metrów, dopiero gdy Levi miał pewien, że byliśmy wystarczająco daleko od baru, odezwał się.

-Dobrze zrobiłaś nic im nie mówiąc- stwierdził idąc dalej przed siebie i nawet nie zaszczycając mnie swoim spojrzeniem. Miałam nadzieję, ze nie odezwie się do mnie, aż do powrotu, byłam roztrzęsiona i nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Byłam tak bardzo na niego zła, że bałam się otworzyć usta, by nie powiedzieć zbyt wiele i później tego nie żałować. Zagryzłam więc mocno usta zębami, niemal do krwi, jednak to nie pomogło. Wściekła zatrzymałam się, chłopak widząc, że nie idę za nim, również to zrobił i chyba wiedział co go teraz czeka. Wywrócił oczami i chciał do mnie podejść, wyciągnął rękę, jakby chciał pogładzić mnie po policzku, jednak szybko i ani trochę delikatnie odepchnęłam jego rękę. 

-Za kogo ty się uważasz? Przestań bawić się w rycerza co przyjechał zbawić księżniczkę z opresji! Nie prosiłam cię, abyś tu ze mną przyjeżdżał. Jesteś chorym psycholem, czy jak? Czemu mnie śledziłeś?!- Moje słowa wyleciały ze mnie jak z procy, ani trochę ich nie przemyślałam, może i były trochę zbyt mocne, jednak nie obchodziło mnie to w tedy.

Oczy Levia pociemniały, nie spodobały mu się moje słowa, nie ma się co mu dziwić. Nie miałam zamiaru jednak go przepraszać.

- Uspokój się, jesteśmy w miejscu publicznym- powiedział nad wyraz spokojnie chłopak, jednak ja miałam to gdzieś. Nie myślałam zbyt wiele podnosząc rękę do góry, a tym bardziej wymierzając solidnego plaskacza w tą jego porcelanową twarz. Jeśli na ulicy był ktoś jeszcze, kto na nas nie zwrócił uwagi, to teraz z pewnością się nami zainteresował. Kapitan chwile jeszcze trzymał twarz obróconą w bok z zamkniętymi oczami, bardzo powoli odwracał ją w moją stronę, a mnie przeszły dreszcze. Wtedy zorientowałam się, że naprawdę przegięłam. Rękę którą wciąż trzymałam w powietrzy, kobaltowooki złapał w mocny uścisk. Zamknęłam już oczy, czekając, aż ten mi odda, ale zamiast tego, zaczął odciągać mnie w obcym mi kierunku. Dopiero po paru minutach gdy się zatrzymaliśmy, zrozumiałam, że chciał udać się w nieco bardziej ustronne miejsce. Staliśmy w jakiejś pustej alejce, nikogo dookoła nas nie było. Nie musieliśmy się więc też powstrzymywać. 

Znajdę Cię~Levi x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz