(3187 słów)
Miłego czytania <3
POV Alison
Wybiegłam z domu, jak tylko usłyszałam rżenie koni i tupot ich kopyt. Zaraz za mną wyszedł Levi. Zza drzew, dróżką leśną wyjechał pierwszy koń, a na nim Armin oraz czerwonowłosa Kathy. Twarz chłopaka wyrażała zmieszanie. Najwyraźniej nie czuł się zbytnio komfortowo. Dziewczyna obejmowała go w pasie, a jej dosyć odważny ubiór musiał chłopaka peszyć. Miała na sobie czarne, skórzane, mocno opinające spodnie i koszulę z dużym dekoltem przeplatanym sznurkiem. Zaraz za tą dwójką wyjechała Mikasa z Ericiem, który gdy tylko mnie zobaczył, obdarzył mnie szczerym i serdecznym śmiechem, następni byli Jean i Rovena, a za nimi Sasha z Paulem. Ta dwójka jechała na samym końcu i o czymś rozmawiała. Z daleka było widać, że złapali dobry kontakt. Oboje mieli szerokie uśmiechy na twarzy. Sama również odczuwałam mocne napięcie na policzkach od nieschodzącego mi z twarzy banana. Gdy tylko podjechali do nas bliżej, nasi goście zeszli z koni i do mnie podeszli.
- Miło was widzie - powiedziałam, a zaraz po tym Eric przytulił mnie mocno, podnosząc na kilka centymetrów do góry. Gdy tylko mnie odstawił, do uścisku zgarnęły mnie Rovena i Kathy, na koniec przytulił się Paul i on najdłużej nie chciał mnie puścić. Prawdopodobnie nie miał zamiaru mnie nawet puścić, dopóki Levi nie podszedł do mnie i nie odciągnął od zielonowłosego.
- Cieszę się, że dotarliście tu bez żadnych problemów, darujmy sobie jednak te wylewne powitania - zwrócił się do nowoprzybyłych Levi. Przyznam się, że wcześniej o tym nie myślałam, ale przyjaciele mojego brata nie wydawali się być osobami, co łatwo podporządkują się komuś i będą słuchać czyichś rozkazów. Nie są żołnierzami, nie wiedzą, jak to wygląda. Za to Levi z pewnością by tego od nich oczekiwał. Odczułam więc lekki stres tą rozmową, która miała zaraz nastąpić. - Zanim przejdziemy jednak do środka, chciałbym z wami ustalić parę zasad.
- Zasady? Nie lubię zasad - odezwał się Paul, wzdychając, co widocznie nie spodobało się kobaltowookiemu.
- Nie potrzebuję bandy nieokiełznanych i nieposłusznych dzieciaków. Potrzebujemy za to żołnierzy, a w wojsku przestrzegamy paru zasad, bo bez nich byśmy długo nie przetrwali. Jeśli więc podporządkujecie się im, będziecie traktowani jak członkowie mojego oddziału. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby was wyszkolić i byście wrócili żywi, jednak w zamian oczekuję od was szacunku i posłuszeństwa. Nie oczekuję od was bezgranicznego zaufania, na nie mam nadzieję sobie zasłużyć z czasem - słowa Levi wszystkich nas zaskoczyły. Byłam z niego dumna, nie zachował się arogancko, ale z szacunkiem i prawdopodobnie właśnie dlatego go otrzymał.
- Wiemy na co się piszemy i jakie niesie to za sobą niebezpieczeństwo. Oddajemy się pod twoje skrzydła kapitanie - odpowiedział Eric, na koniec mu salutując, to samo zrobili Rovena, Kathy i Paul. Levi skinął im głową z uznaniem. Ja sama byłam wzruszona tą sceną. Poszło dużo lepiej, niż myślałam.
Podczas naszego powitania Jean, Sasha, Mikasa oraz Armin wzięli konie i odprowadzili je do boksów. Ja z Leviem i naszymi gośćmi weszliśmy do domu. Na całe szczęście reszta domowników zdążyła już wstać i nie musieliśmy na nich długo czekać. Od razu zasiedliśmy do stołu. Wszyscy mieli okazję poznać naszych nowych członków oddziału. Przedłużył nam się przez to posiłek, ale zawarcie bliższych kontaktów było ważne. O tym samym pomyślał Levi, zapraszając wszystkich do salonu.
- Czeka nas wyjazd za mury, coś cholernie niebezpiecznego. Aby ograniczyć nasze niepowodzenie, musimy lepiej się poznać. Również, aby obmyślić najlepszy plan, potrzebuję znać mocne, jak i słabe strony nowych członków naszego oddziału. Nie radze wam kłamać, bo możecie przypłacić za to życiem.
CZYTASZ
Znajdę Cię~Levi x OC
FanfictionDruga część już na moim profilu - "Bezdech" "Szukam cię i znajdę. Nie wiem, ile wysiłku będzie mnie to kosztowało, ale zrobię wszystko, bo wierzę, że wciąż żyjesz." Alison to młoda dziewczyna, która straciła brata, ale nie chce przestać go szukać. P...