Nie puszczę cię już

1K 90 127
                                    

[5200 słów]

Zanim zaczniecie czytać zachęcam was do komentowania, dzięki temu wiem czy wam się podoba albo czy coś nie zmienić :D

POV Alison

Nie wiem nawet kiedy straciłam przytomność, wszystko to przez spory upływ krwi i ciągły stres. Pierwsze co jednak zobaczyłam po otworzeniu oczu to były płaskie pośladki Bertholdta, ale to nie było ważne, zdecydowanie ważniejszy był widok ten, który zastałam po podniesieniu głowy. Liczebna drużyna zwiadowcza ( a przynajmniej na początku myślałam, że tylko zwiadowcza) jechała konno z dowódca Smith na czele, a ich goniła również duża grupa tytanów. Obraz niczym wyjęty z koszmarów, chociaż nie wiem czy ludzka wyobraźnia byłaby zdolna do wyobrażenia sobie czegoś tak makabrycznego. Chwilę później zobaczyłam coś bliżej mnie, a dokładnie cztery konie jadące za nami, a na czele kobaltowooki mężczyzna na swojej siwej klaczy. Na ten widok serce zabiło mi szybciej, powróciła we mnie nadzieja na powrót do domu. Wierzyłam, że uda im się nas uratować, po prostu byłam tego pewna. Obok siebie zobaczyłam również przebudzającego się Erena, a w dłoni Ymir, która swoją drogą była częściowo po za ciałem tytana, była Hisotria, którą udało się jej porwać. Blondynka cała była w jakimś śluzie, zgadywałam, że w ślinie. Nic jednak już nie wyglądało tak strasznie, teraz gdy widziałam przed sobą tego karłowatego kapitana i jego lśniące kobaltowe oczy wpatrzone we mnie, kryły one jednak w sobie lęk i troskę. Nigdy wcześniej nie widziałam tylu emocji w tym mężczyźnie. 

"Czy on naprawdę mnie kocha?"

Na myśl tą zrobiło mi się gorąco, po raz kolejny przypomniałam sobie moment gdy się pocałowaliśmy, jak byłam tym zaskoczona i nie wiedziałam co zrobić, a jednak po chwili odwzajemniłam ten czuły gest. Był piękny zachód,  wyglądał tak dobrze w promieniach słońca, które wydostawały się zza jego sylwetki, jego twarz była ciemniejsza, ale kobaltowe oczy świeciły niczym najjaśniejsze gwiazdy na nocnym niebie. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jak w moich mokrych od łez oczach odbijały się tego jego niezwykle intensywne. Urok tej chwili przyćmił mój rozum i zdrowy rozsądek. To co się stało było czymś niezwykłym. Zabawne było jednak to, w jaki sposób do tego doszło. Gdyby nie nasze konie Frej i Engo możliwe, że nie poznałabym swoich uczuć do Levia. 

Frej był niezwykłym ogierem. Wiele spędziłam z nim czasu, poznałam również lepiej kapitana. To zwierzę było gotowe zrobić dla mnie wszystko, jak podczas mojego porwania przez Annie, gdy biegł za mną. Byłam przerażona, że to jego koniec, jednak nie ma równie silnego zwierzęcia jak on. Wierzyłam, że i tym razem pojawi się znienacka i razem wrócimy do domu. 


POV Levi

-Nie jest znowu taki szybki, zdołamy go dogonić- powiedział Jean z ciężkim oddechem od naprawdę szybkiej jazdy. Sam zauważyłem to dosyć szybko i odetchnąłem z ulgą. Nasze konie były już zmęczone wiec gdyby biegł nieco prędzej moglibyśmy go nie dogonić, a w takim przypadku nasze szanse rosły.

-Tym razem się nie zawaham. Przysięgam, że obu ich zabiję!- mówiła Mikasa, zaciskając zęby ze złości i ręce na wodzach. Kon czuł jej negatywne emocje, przez co sam był spięty.- A jeśli Ymir wejdzie mi w drogę, dla niej też nie będę miała litości. Żadna siła mnie nie zatrzyma!

Czułem się w tym momencie jak Ackermann. Alison była już tak blisko, nie mogłem pozwolić im ją zabrać. Byłem gotów poświęcić wszystko dla niej. Zadziwiające, jak uczucia mogą szybko się zmienić do jednej osoby. Od niechęci po coś takiego... czy to jest właśnie miłość? Teraz rozumiem dlaczego mówi się, że miłość czyni głupcem. Straciłem przez nią opanowanie i zdrowy rozsądek. Strach, że mogłoby coś jej się stać i nigdy więcej nie miałbym okazji zobaczyć jej twarzy niszczyła mnie od środka.  

Znajdę Cię~Levi x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz