UWAGA: w tym rozdziale pojawiają się koszmary z trudną treścią. Ich początek, jak i koniec zostaną wskazane. Jeśli nie chcesz czytać tego typu treści, możesz pominąć zaznaczony fragment.
_______________________________________Wei Wuxian obudził się nagle w środku nocy. Podczas snu spadł z łóżka i leżał teraz na zranionych plecach, patrząc w sufit. W pokoju było ciemno, z wyjątkiem słabego światła księżyca, wpadającego przez okno. Był pokryty zimnym potem, oddychał ciężko, a jego kończyny drżały. Panika kłębiła się w nim, grożąc, że go przytłoczy. Nie był pewien, czy krzyczał, czy też nie. Na szczęście nie słyszał żadnych odgłosów świadczących o tym, że kogoś obudził i zmierza teraz w tę stronę.
Zaczął wykonywać ćwiczenia oddechowe, aby uspokoić bijące serce. Był w pełnej panice. Chwilę zajęło mu uspokojenie się, przynajmniej do takiego stopnia, że był w stanie myśleć mniej lub bardziej trzeźwo.
Doskonale pamiętał koszmar, który obudził go w tak gwałtowny sposób. Przed pójściem spać dużo myślał, porównywał się do innych Omeg i przypomniał sobie, jak bardzo różni się jego sytuacja od tej Wen Ninga i Nie Huaisanga. Po takich myślach oczywistym jest, że miałem koszmar, że Madame Yu pokazuje mi moje miejsce..., zastanawiał się gorzko. Na policzkach miał wilgoć, zdał sobie sprawę, że płacze.
____POCZĄTEK KOSZMARU____
Wei Wuxian był przygotowany jak zawsze, klęczał pośrodku sali dyscypliny, nagi, z założonym pasem czystości, z ramionami wyciągniętymi przed siebie. Czekał, aż Madame Yu wejdzie do pokoju i rozpocznie dzisiejsze szkolenie. Nie wiedział, jaką technikę wybierze. Okropne możliwości, jedna gorsza od drugiej, podsycały jego wyobraźnię. Wiedział, że Madame Yu celowo zmusza go do czekania w niepokoju, aby jeszcze bardziej pogłębić jego panikę i strach, przed tym co będzie dalej.
W końcu weszła do pokoju, jej oczy błyszczały jak sztylety i była wyraźnie zdenerwowana. Od razu wiedział, że dzisiejszy trening będzie ciężki. Nie wydarła się głośno, jak zwykle, nie zatrzasnęła na siłę drzwi, zachowała swój gniew tylko dla siebie. Chłód przebiegł po jego kręgosłupie, zadrżał.
Madame Yu podeszła do ściany, gdzie wystawione były różne narzędzia, materiały, lekarstwa i talizmany, których używała podczas sesji. Przyglądała się im powoli, wyciągając rękę, by wziąć jeden przedmiot, a potem zmienić zdanie i chwycić kolejny. Wei Wuxian czuł, że nie może już dłużej znieść swojego niepokoju, był nerwowym wrakiem. Chciał na nią krzyczeć, żeby już wybrała jedną, bądź kilka i już zaczęła. Po tym, co wydawało mu się godzinami, w końcu chwyciła bicz dla konia i odwróciła się w jego stronę.
Już znasz ćwiczenie, powtórz jak zwykle 100 razy!, powiedziała Madame Yu spokojnym, niskim głosem, którego tak się bał.
Bez sekundy zwłoki zaczął recytować, jak tysiące, tysiące razy wcześniej: Jestem tylko brudną, bezwartościową Omegą. Nikt mnie nie potrzebuje i nikt nigdy nie będzie mnie kochał, ani się o mnie troszczył. Powinienem zdechnąć na ulicy, żeby oszczędzić kłopotu sekcie Yunmeng Jiang.
Z każdym powtórzeniem Madame Yu uderzała biczem w jego wyciągnięte przedramiona. Ból fizyczny był ogromny, ale emocjonalny był jeszcze gorszy. Do tej pory wierzył, że słowa, które musiał powtarzać, były prawdziwe. W niektóre noce, po tym, jak taka rutyna skończyła się i Madame Yu w końcu wypuściła go z pokoju dyscypliny, zastanawiał się, czy powinien w ogóle żyć. Ale potem przypominał sobie łagodne uśmiechy wujka Jianga i jego Shijie, nieszkodliwy gniew i żartobliwe dokuczanie Jiang Chenga, śmiech innych uczniów sekty Yunmeng Jiang, a nawet wszystkich mieszkańców miasta, którzy witają go, gdy przechodzi obok ich straganów i nie chciał stracić tego wszystkiego, nie chciał zrezygnować z życia.
CZYTASZ
DAĆ UPUST POWŚCIĄGLIWOŚCI 1 // WangXian
FanfictionOmega Wei Wuxian przybywa na nauki do Zacisza Obłoków. Pod żadnym pozorem nie może dać po sobie poznać, że nie jest Betą, jak przedstawia go Madame Yu. Jednakże nie jest w stanie wiecznie ukrywać swojej natury. Załamuje się emocjonalnie. Pomocną dło...