ROZDZIAŁ 14

966 109 6
                                    

UWAGA: w tym rozdziale pojawia się opis ataku paniki. Jego początek, jak i koniec zostaną wskazane. Jeśli nie chcesz czytać tego typu treści, możesz je pominąć.
_______________________________________

Jiang Cheng obserwował z szeroko otwartymi oczami, jak jego głupi brat wyrzucił spod stóp miecz, aby ochronić go przed pełzającymi mackami wodnego ducha i wpadł do wiru. Zachwiał się z szoku, a dodatkowy ciężar chłopca, którego wspierał, sprawił, że stracił równowagę. Spadał, wciąż na tyle przytomny, że opadając dosięgnął miecza. Nie spadał długo, Lan Wangji złapał Nie Huaisanga za kołnierz jego szaty, a uczeń Qinghe Nie mocno trzymał rękę Jiang Chenga. Drugi Jadeit zdołał utrzymać ich na powierzchni.

Walczył z chwytem: Nie, puść mnie. Muszę ocalić mojego brata! W wodzie jest za wiele takich rzeczy, sam nie może z nimi walczyć. Zanim zdążył spróbować kolejnej próby uwolnienia się, Lan Wangji odleciał w kierunku brzegu z niesamowitą prędkością. Zrzucił ich i natychmiast wrócił i zanurzył się w środku wirującej wody.

Jiang Chengowi wydawało się, że wszystko trwa godzinami, aż w końcu Drugi Jadeit wyłonił się z jeziora z Wei Wuxianem w ramionach. Lan Xichen poszedł wesprzeć swojego brata, gdy pędzili z powrotem na stały ląd w kierunku innych oczekujących uczniów. Gdy wszyscy wyszli z wody i wszystkie łodzie zatonęły, jezioro uspokoiło się, jakby nałożono na nie zaklęcie wyciszające.

Lan Wangji położył delikatnie Wei Wuxiana na piaszczystej plaży i uklęknął obok niego. Jiang Cheng był przerażony, gdy zobaczył czarną substancję - coś pomiędzy dymem, a płynem - wydostającą się z ust jego brata i wirującą wokół niego. Lan Xichen znów zaczął grać na flecie, najwyraźniej starając się rozproszyć energię urazy. Wen Qing dołączyła do ucznia sekty Gusu Lan i oboje zaczęli przesyłać swoją energię duchową do sztywno leżącego Wei Wuxiana.

W końcu jego brat zaczął się ruszać, wykaszlał wodę i resztki energii urazy. Wen Qing przesunęła go, by położył się na boku, żeby łatwiej mu było pozbyć się wody z płuc. Dopiero po chwili Wei Wuxian zatrzymał się, jego klatka piersiowa zaczęła gwałtownie falować i zaczął coś mamrotać.

Jiang Cheng wytężył słuch, żeby słyszeć. Nie, proszę nie zostawiaj mnie tutaj. To bolesne, nie chcę utonąć. Nie chcę tu umierać sam... Proszę, niech ktoś... ktokolwiek... pomóż mi... - błagał żałośnie jego brat, a łzy spływały mu po policzkach. Serce Jiang Chenga pękało na te prośby. Chciał pomóc bratu, ale nie wiedział co robić.

Lan Wangji delikatnie chwycił ramię Wei Wuxiana i głaskał je uspokajająco, by dać drugiemu chłopcu znać, że nie jest sam. Jiang Cheng zrobił niepewny krok do miejsca, w którym jego brat hiperwentylował się. Zatrzymał się, gdy usłyszał, jak Lan Wangji mówi uspokajająco: W porządku Wei Ying. Jesteś bezpieczny. Jestem tutaj.

Nagle powietrze było gęste od zapachu drzewa sandałowego. Lan Wangji wypuścił feromony. Nie miało to jednak prawie żadnego wpływu na Wei Wuxiana, który nadal błagał: Jiang Cheng, przepraszam, tak mi przykro. Powinienem był Cię odpowiednio chronić. Zawiodłem Cię, zostałeś ranny. Przepraszam.

Jiang Cheng nie miał czasu na zastanawianie się, dlaczego Drugi Jadeit wierzył, że jego feromony mogą być przydatne do uspokojenia jego brata, Bety. Miał ważniejsze sprawy do załatwienia, już wcześniej słyszał dokładnie te same słowa, a jego serce płakało, słysząc je ponownie, wypowiadane z taką samą natarczywością.

____POCZĄTEK RETROSPEKCJI____

Rankiem, po ich katastrofalnych nocnych łowach Wei Wuxian nie pojawił się na śniadaniu. Jiang Cheng zastanawiał się, czy może zaspał wyczerpany, po tym, jak wczoraj chronił całą drużynę prawie na własną rękę. Jednak Wei Wuxian nie pojawił się także na obiedzie. Jiang Cheng postanowił sprawdzić go, kiedy skończy jeść.

Jego brata nigdzie nie było, ani w pokoju, ani na poligonie, ani nad jeziorem oraz nie tańczył wokół straganów na miejskim targu. Zapytał siostrę, czy go widziała. Teraz oboje zaczęli się martwić i poszli do rodziców, aby sprawdzić, czy wiedzą, gdzie może być. Odnaleźli tylko matkę, szkoliła uczniów, jakby nie obchodziło jej, że jej przybrany syn zaginął.

Mamo, widziałaś A-Xiana od dzisiejszego ranka? - zapytała Jiang Yanli, zatroskanym głosem.

Znalazłam go dzisiaj rano pływającego w rzece. Wyłowiłam go i zabrałam do ambulatorium. Może próbował zrozumieć, jak czuł się Jiang Cheng, kiedy tonął. Ton ich matki był pozbawiony wszelkich emocji, jakby mówiła o pogodzie, a nie przybranym synu, który omal nie umarł. Rodzeństwo zbladło i bez sekundy zwłoki pobiegło do ambulatorium.

Znaleźli brata owiniętego białą pościelą w łóżku szpitalnym, a dwóch medyków gorączkowo krążyło wokół. Oczy Wei Wuxiana były otwarte, ale nie reagował na nich, nawet, gdy zbliżali się do jego łóżka i mówiła do niego jego siostra. Jiang Yanli z niepokojem zapytała lekarzy, co jest nie tak z jej A-Xianem. Powiedzieli, że jest taki, odkąd przyprowadziła go jej matka.

Rodzeństwo było w szoku, co mogło się stać z ich rozmownym i wiecznie uśmiechniętym, psotnym bratem, aby zupełnie nie odpowiadał? Jiang Yanli wzięła jego dłoń i ujęła w swoje. Rozmawiała z nim przez długi czas, nagrodzona brakiem reakcji. Wtedy Jiang Cheng nie mógł dłużej opanować się i zaczął go besztać.

W końcu Wei Wuxian zareagował. Jego oczy natychmiast skierowały się w stronę brata, rozszerzyły się i wypełniły łzami. Ku przerażeniu Jiang Chenga zaczął krzyczeć jak małe dziecko, przepraszając raz za razem: Jiang Cheng, przepraszam, tak mi przykro. Powinienem był Cię odpowiednio chronić. Zawiodłem Cię, zostałeś ranny, przepraszam...

Uspokoił się dopiero po dłuższej chwili, gdy oboje jego rodzeństwo, przytulili go mocno i wielokrotnie zapewniało, że to nie jego wina i że Jiang Cheng czuje się doskonale.

____KONIEC RETROSPEKCJI____

Jiang Cheng nie myślał już o reakcji innych, chciał tylko zapewnić brata, że wszystko z nim w porządku, że tym razem go uratował. Udał się do Wei Wuxiana, uklęknął obok niego i chwycił go za ramiona. Szepnął mu do ucha: Wei Wuxian, Ty ofiarny idioto... Nic mi nie jest, uratowałeś mnie. Więc przestań płakać i wróć! Jego zwykły besztający ton był obecny, choć nieco łagodniejszy i drżący.

Wydawało się, że zadziałało, Wei Wuxian zaczął normalnie oddychać, jego puls się uspokoił. Jiang Cheng poczuł ulgę. Nawet, jeśli czasami nie mogę znieść heroizmu tego idioty, nadal czuję się źle, gdy jest tak bezbronny.

DAĆ UPUST POWŚCIĄGLIWOŚCI 1 // WangXianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz