LIV

339 37 8
                                    

Tyle się wydarzyło, że Kuro powoli traciła rachubę. Niemiała nawet okazji rozprawić się z Tamarą. Sprawdzić czego chce od niej Tomoe Jin, i kim właściwie jest. Evorą i Yasu mogła sie zająć później. No i Mino. Najbardziej zaskakujący obrót sytuacji. Bedzie po jej stronie mimo wszystko. Zaskoczył ją w dość wyjątkowy sposób. Wyjątkowy nawet jak na niego.

Do pomieszczenia weszło dwóch zwiadowców. Stanęli w niewielkiej odległości od niej. Patrzyli na nią, siedzącą pod ścianą z lekko przekrwionymi oczami. Była zmęczona, głodna, obolała. Prawie dzień jak co dzień. 

- Słucham?- spytała oczekując dalszych wydarzeń.

- Dostaliśmy rozkaz. Mamy cię zabrać do kraty- oznajmił jeden z nich.

- Kraty- zainteresowała się.

- Bedziesz jechać do więzienia. Nie na koniu- zaśmiał sie drugi.- Trzeba było nie wkurzać kaprala- niemal zachichotał. 

-Wstawaj Kuro. Nie będziemy tu stać cały dzień. 

- Mogłabym prosić o pomoc- wykrztusiła z ociągniem. Wcale nie chciała tego robić, ale raczej będzie miała problem ze wstaniem samodzielnie. Od operacji minęły prawdopodobnie ze dwa albo trzy dni. Straciła rachubę.

Spojrzeli po sobię nieco zaskoczeni.

- Gdybyś coś planowała nas jest dwóch- zapewnił szybko jeden z nich.

- Panowie, jestem ledwo żywa. Pare dni temu miałam operację. Myślicie, że jestem w stanie teraz coś odwinąć?- spytała prawie się śmiejąc. 

- Słyszeliśmy o tobie wiele różnych, ciekawych historii. Ja tam wolę dmuchać na zimno- zapewnił, wciąż lekko niepewny. 

- Dosłownie jakbym była brana za tytana- dopowiedziała sarkastycznie.- Obiecuję, że będę grzeczna. Pytanko. Wiecie gdzie trafię? Od razu do Żandarmerii czy najpierw do Zwiadowców?

- Na razie do Zwiadowców. Zoe powiedziała, że nie puści cię tam  prędzej jak za dwa tygodnie, bo musi cię mieć na oku. Jakby w Żandarmerii niemieli lekarzy.- Przewrócił oczami na koniec.

- Tyle potrzebowałam wiedzieć. Dzięki. No a teraz panowie, liczę na małą pomoc- oznajmiła bez cienia sprzeciwu.  

Zbliżyli się do niej kiedy wyciągnęła ręce przed siebie. Oboje jej pomogli łapiąc po jednej ręce każdy. Powoli podniosła się na nogi, sycząc z bólu jak wściekły kot. 

- Delikatniej proszę- jęknęła. 

- Ja lekarzem nie jestem- zaśmiał się jeden z nich. 

- I pomyśleć, że Hanje próbowała nas kiedyś zwerbować- uderzył łokciem w bok swojego kolegę.

- Bardzo by się zawiodła- dopowiedział drugi przewracając oczami.

- Dziękuję panowie za tę cudowną pogawędkę, odprowadźcie mnie proszę do mojej karocy- stwierdziła przewracając oczami.- Żwawo.

- To ty się wleczesz- zaoponował jeden z nich. Przestała w ogóle przejmować się nad rozróżnieniem ich.

- Panowie pokażcie, gdzie moja karoca- podkreśliła.

Wyszli przed nią, otwierając drzwi na zewnątrz. Czekali aż przekuśtyka przez przejście. W twaz uderzyło ją słońce. Probowała się rozejrzeć, ale czuła się oślepiona. Przymykając oczy patrzyła przed siebie ciężko oddychając. Każdy krok wydawał się być kilometrową przebieżką zrobioną w kilka sekund. Tak zmęczona nie czuła się od dawna. 

- Miałaś rację, nie za dobrze sobie radzisz- stwierdził z uśmieszkiem jeden z mężczyzn.

- Spróbuj przebicia przez gałąź to pogadamy- odpowiedziała z ciężkim oddechem. Kuro miała ochotę usiąść na ziemi i nie ruszać się przez kolejne dni. Potrzebowała oprzeć się o ramę drzwi żeby zebrać siły. Czuła się bezużyteczna i osłabiona. Oddychała coraz szybciej, ale wciąż miała wrażenie, że brak jej tchu.

- Nie mamy całego dnia. Ruszaj się Kuro- zakomenderował jeden z nich. 

- Mała pomoc by się przydała- stwierdziła oddychając ciężko. Wyciągnęła rękę w kierunku jednego z nich.- Wystarczy mnie pociągnąć w odpowiednim kierunku. Resztę drogi się pokulam. 

Poczuła, że ktoś złapał ją mocno za dłoń i podniósł. Ręce trzymały ją silnie pod nogami i plecami. Jednak gdy podniosła wzrok żaden z mężczyzn się nie pofatygował żeby jej pomóc. Spojrzała na osobę która ją podniosła. Oczywiście. Przewróciła oczami.

- Oczywiście, że ty. 

- Kogo się spodziewałaś. Tylko ja ci tutaj pomogę, chociaż nie licz na nic więcej. Robię to tylko dlatego, że domyślam się jak się czujesz. To i tak zbyt miłosierne z mojej strony- dodał na samym końcu.

Nic nie odpowiedziała. Wiedziała, że go zraniła. Może nawet bardziej niż sądziła. Teraz nie było opcji żeby mogła to kiedykolwiek naprawić, nawet z Hange. 

Spojrzała w inną stronę, byle tylko nie patrzeć mu w twarz.

- Zastanowiłem się nad naszą rozmową. Miałem na to całą noc. I wiesz co- zaczął.- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Nie wiem co kombinujesz, ale zamierzam udowodnić, że to nie była twoja sprawka czy tego chcesz czy nie- wyszeptał niemal do jej ucha.- Takiego samobójstwa nie popełnisz, nie pozwolę na to.

- Nie, Levi- próbowała przetłumaczyć, ale nie dał jej nic powiedzieć.

- Mów co chcesz, ale widzę coś kombinujesz. Erwin z jakiegoś względu ci przyklaskuje. Prędzej czy później rozwiążę to co ukrywasz i dam ci popalić jak nigdy dotąd. Kółka do końca życia- zapewnił.

Jęknęła głośno z bólu.

Niemal rzucił ją do klatki. Ackerman nie był z nią zbyt delikatny.

- Jeszcze sobie pogadamy- dodał na odchodne.

Z ciężkim oddechem patrzyła za oddalającym się Levi'em. Drań popsuje wszystko co planowała. Musiała go jakoś powstrzymać, ale nie mogła opuścić więzenia. Będzie w klatce przez cały czas. Nie było opcji by wpłynęła na niego w żaden sposób. Chyba, że Kuro powie mu prawdę lub chociaż częśc prawdy w bardzo umiejętny sposób. Musiała to bardzo mocno przemyśleć.

- Gotowa?- usłyszała przy kracie.

- Im szybciej tym lepiej- odpowiedziała dwóm Zwiadowcom zmieniając pozycję z głośnym jękiem. Czekała ją długa podróż, w klatce na kółkach. Oddech zaczynała mieć bardziej wyrównany, ale ból nie dawał jej spokoju. Pojazd ruszył, a każda nierówność powodowała więcej bólu.

- Jak się czujesz?- spytała Hanje jadąc obok pojazdu.

- Jakby przebiegł po mnie tytan i zaraz potem przebiegł koń- odparła Kuro. 

- Czyli nie tak źle- odpowiedziała mniej radosna niż zwykle Zoe. Wydawała się wręcz naburmuszona.- Skrzywdziłaś Ackerman'a, a rozmawiałyśmy o tym.

- Mam wrażenie, że wcale nie chodzi o niego.- Kuro była wręcz pewna, iż sama Zoe czuła się pokrzywdzona. 

- Myślałam, że coś nas łączy. Sądziłam, że jesteś dobra. Aczkolwiek z jakiegoś powodu wciąż cię lubię. Nie cieszy mnie to.- Hanje zerknęła na nią z nad okularów.

- Cóż pani doktor. Polecam się trzymać z daleka ode mnie. Umiem łamać serca- stwierdziła Kuro zawiedziona. Cała ta rozmowa była bardzo niekomfortowa.

- Będziemy jeszcze długi czas razem. Zdąrzymy sobie pogadać- oznajmiła szelmowsko Zoe.- Między innymi jak naprawisz swoje stosunki z Shorty'm. I obyś tym razem kłamała, bo historia związana z twoim spektakularnym wyczynem z siedmiometrowcem czuję, że była prawdziwa- dodała odjeżdżając. 

Kolejna- jęknęła w myślach Kuro. 


________________________________

Od Autorki

Witam ponownie 😜

Mam nadzieję, że wszyscy zadowoleni. 😉

Miłej nocy i do następnego. 


Bez uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz