IX

2.4K 183 77
                                    

Kuro rozciągnęła się powoli. Wszystkie mięśnie bolały po wczorajszym treningu, ale wstać musiała. Nawet jeśli byłaby na skraju śmierci.

Spojrzała w stronę drzwi. Za kilka minut do pomieszczenia wpadnie jeden z podwładnych głównego instruktora 102 korpusu treningowego.  Nie miała ochoty ruszyć się nawet na milimetr. Musiała się jednak umyć i przebrać, bo znowu zasnęła w przepoconym mundurze.  

Pozostałe dziewczyny przewracały się na drugi bok. Teoretycznie dzisiaj wszyscy mieli wolne. Był to dzień, w którym należało wybrać korpus, a następnie przenieść się do jego siedziby. Około 120 ludzi podejmie decyzję swojego życia. Podzieleni po 40 osób w grupie 10 z każdej z nich może dołączyć natychmiastowo do Żandarmerii. Oczywiście praktycznie wszyscy zadeklarowali, że właśnie w tym Korpusie będą służyć.

Dziewczyna zabrała ręcznik i ruszyła do łazienki, żeby wziąć szybki, zimny prysznic. Po kilku minutach wyszła otrzeźwiona, a przede wszystkim odświeżona. Wróciła do baraku, w którym spała, ogarnęła łóżko i spakowała wszystkie swoje rzeczy. Nie było ich wiele. Zaledwie para spodni, koszulka, buty, bluza z kapturem, która widziała lepsze lata, szczoteczka do zębów. Wszystko inne zapewniało wojsko, włączając w to ręcznik i pozostałe rzeczy potrzebne na co dzień, jak mydło czy pasta do zębów. Tak przynajmniej było w jej przypadku.

Zawinięte w pakunek rzeczy położyła na idealnie pościelonym łóżku, po czym wyszła na zewnątrz. Powietrze było rześkie, ale w mundurze nie czuła chłodu. Przeszła powoli do stołówki i usiadła w pomieszczeniu na jednej z ławek. Wyciągnęła z pod kurtki książkę, którą od dłuższego czasu próbuje skończyć i zaczęła czytać zatracając się w fabule.

Dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że wokół niej pojawiło się więcej głosów. Podniosła wzrok i napotkała szare oczy, wpatrujące się w nią z szyderstwem. Książka została wyrwana zaraz potem z jej rąk. Właściciel wspomnianych wcześniej oczu, mający czuprynę w kolorze słomy, uśmiechał się złośliwie.

- Takie głupie dziwki jak ty nie umieją czytać, więc nie udawaj.

Kuro przez chwilę poczuła, jakby krew jej w żyłach wrzała. W myślach policzyła na szybko do dziesięciu, a potem na spokojnie, patrząc na swoje ręce splecione na stole, poprosiła o zwrot odebranej rzeczy.

- Bo co mi zrobisz, jesteś słaba- wyśmiał ją przy wszystkich obecnych na stołówce. 

Niczego innego się nie spodziewała z jego strony. Od początku właśnie w ten sposób się do niej odzywał, zresztą nie on jeden. Nikt nie wiedział skąd pochodziła, jakie było jej nazwisko. Ludzie się boją, tego czego nie znają. A Kuro niezwykle mocno starała się ukrywać swoją przeszłość.  

Siedziała zatem cicho ze spuszczoną głową i czekała na dalszy ciąg wydarzeń. Al, bo tak miał na imię główny prześladowca Kuro, zaczął powoli wyrywać kartki z jej ulubionej lektury. Kuro nie wiedziała, ile jej cierpliwość jest w stanie wytrzymać z idiotą jego pokroju, niszczącym jedyną naprawdę ważną rzecz jaką miała. Aczkolwiek nic po sobie nie pokazała, mogła przypominać zasmuconą ostoje spokoju, czekającą na najgorszą z możliwych karę. 

Po chwili wstała i wyszła nie oglądając się za siebie. Zanim drzwi się zamknęły usłyszała krzyk chłopaka.

- Idź i się popłacz, a najlepiej zdechnij!

Mocne słowa jak na takiego gówniarza. Nie miał więcej niż szesnaście lat, a odgrażał się, jakby był co najmniej jej dowódcą. Było pewne, że czuł się lepszym człowiekiem, bo wyniki pozwalały mu dołączyć do Żandarmerii, która już sama w sobie składała się z bufonów. Kuro za nic w świecie nie dołączyłaby do dywizji. Prawdopodobnie w całym treningowym tylko ona tak uważała, ale z nikim nie rozmawiała na ten temat, toteż pewności mieć nie mogła.

Odetchnęła głęboko. Do oficjalnego zakończenia Korpusu Treningowego zostało kilka godzin. Nie miała w zasadzie zajęcia, więc ruszyła w stronę oddalonego od baraków lasu, który był miejscem treningów na manewrze przestrzennym. Tam też udawała się, kiedy próbowała uciec od ludzi, czyli praktycznie każdego dnia, od trzech lat. Cały pobyt w treningowym.

Nie była przyzwyczajona do pracy zespołowej toteż wyjątkowo słabo wypadła podczas egzaminu umiejętności. Nie zależało jej jednak, więc nic nie traciła.

Usiadła na przewróconym pniaku i spojrzała w niebo. Jakoś musiała zapełnić ten czas. Potem pomyśli jak odpłacić się Alowi, za zniszczenie najcenniejszej dla niej rzeczy.

#

- Zatem 102 Korpus Treningowy uważam za zakończony. Wybierzcie teraz Korpus, który będzie waszym domem, polem walki, waszym życiem.- Ogłosił Haru Kimesagi, główny instruktor treningowego.

Kuro odniosła wrażenie, jakby ponad miarę chciał uświadomić kadetom, że ci którzy będą szaleni na tyle by dołączyć do Zwiadowców, zginą w najbliższym czasie.

Świetnie, że dopiero teraz nas przestrzegają  - pomyślała. 

- Absolwenci! Z każdą wyprawą tracimy żołnierzy, których za każdym razem brakuje. Nie będę was oszukiwać, że bycie Zwiadowcą to chwała, walka i honor. Na polu bitwy nic z tych rzeczy nie jest prawdziwe. W tym Korpusie jest tylko jeden koniec. Proszę was jednak o mądrą decyzje, o podjęcie jej zgodnie z waszymi przekonaniami, ale rozważenie także przyszłości jaka czeka ludzkość.- Przemówił Keith Shadis, głównodowodzący Skrzydeł Wolności.- Ci którzy pragną jak my walczyć o wolność, proszę o zostanie na miejscach. Reszta rozejść się.

Po minucie lub dwóch, przed podwyższeniem na którym stali instruktorzy i Shadis- stała Kuro, a także jedenastu innych ludzi. Zatem tylko tylu było szalonych by dołączyć do Shadisa.

Kuro spojrzała po ich twarzach. Była już pewna, że żadna z tych osób nie przetrwa swojej pierwszej wyprawy za mur. Nadszedł więc czas, by udowodnić sobie, na co ją stać. 

Bez uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz