Kuro rozciągnęła się powoli. Wszystkie mięśnie bolały po wczorajszym treningu, ale wstać musiała. Nawet jeśli byłaby na skraju śmierci.
Spojrzała w stronę drzwi. Za kilka minut do pomieszczenia wpadnie jeden z podwładnych głównego instruktora 102 korpusu treningowego. Nie miała ochoty ruszyć się nawet na milimetr. Musiała się jednak umyć i przebrać, bo znowu zasnęła w przepoconym mundurze.
Pozostałe dziewczyny przewracały się na drugi bok. Teoretycznie dzisiaj wszyscy mieli wolne. Był to dzień, w którym należało wybrać korpus, a następnie przenieść się do jego siedziby. Około 120 ludzi podejmie decyzję swojego życia. Podzieleni po 40 osób w grupie 10 z każdej z nich może dołączyć natychmiastowo do Żandarmerii. Oczywiście praktycznie wszyscy zadeklarowali, że właśnie w tym Korpusie będą służyć.
Dziewczyna zabrała ręcznik i ruszyła do łazienki, żeby wziąć szybki, zimny prysznic. Po kilku minutach wyszła otrzeźwiona, a przede wszystkim odświeżona. Wróciła do baraku, w którym spała, ogarnęła łóżko i spakowała wszystkie swoje rzeczy. Nie było ich wiele. Zaledwie para spodni, koszulka, buty, bluza z kapturem, która widziała lepsze lata, szczoteczka do zębów. Wszystko inne zapewniało wojsko, włączając w to ręcznik i pozostałe rzeczy potrzebne na co dzień, jak mydło czy pasta do zębów. Tak przynajmniej było w jej przypadku.
Zawinięte w pakunek rzeczy położyła na idealnie pościelonym łóżku, po czym wyszła na zewnątrz. Powietrze było rześkie, ale w mundurze nie czuła chłodu. Przeszła powoli do stołówki i usiadła w pomieszczeniu na jednej z ławek. Wyciągnęła z pod kurtki książkę, którą od dłuższego czasu próbuje skończyć i zaczęła czytać zatracając się w fabule.
Dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że wokół niej pojawiło się więcej głosów. Podniosła wzrok i napotkała szare oczy, wpatrujące się w nią z szyderstwem. Książka została wyrwana zaraz potem z jej rąk. Właściciel wspomnianych wcześniej oczu, mający czuprynę w kolorze słomy, uśmiechał się złośliwie.
- Takie głupie dziwki jak ty nie umieją czytać, więc nie udawaj.
Kuro przez chwilę poczuła, jakby krew jej w żyłach wrzała. W myślach policzyła na szybko do dziesięciu, a potem na spokojnie, patrząc na swoje ręce splecione na stole, poprosiła o zwrot odebranej rzeczy.
- Bo co mi zrobisz, jesteś słaba- wyśmiał ją przy wszystkich obecnych na stołówce.
Niczego innego się nie spodziewała z jego strony. Od początku właśnie w ten sposób się do niej odzywał, zresztą nie on jeden. Nikt nie wiedział skąd pochodziła, jakie było jej nazwisko. Ludzie się boją, tego czego nie znają. A Kuro niezwykle mocno starała się ukrywać swoją przeszłość.
Siedziała zatem cicho ze spuszczoną głową i czekała na dalszy ciąg wydarzeń. Al, bo tak miał na imię główny prześladowca Kuro, zaczął powoli wyrywać kartki z jej ulubionej lektury. Kuro nie wiedziała, ile jej cierpliwość jest w stanie wytrzymać z idiotą jego pokroju, niszczącym jedyną naprawdę ważną rzecz jaką miała. Aczkolwiek nic po sobie nie pokazała, mogła przypominać zasmuconą ostoje spokoju, czekającą na najgorszą z możliwych karę.
Po chwili wstała i wyszła nie oglądając się za siebie. Zanim drzwi się zamknęły usłyszała krzyk chłopaka.
- Idź i się popłacz, a najlepiej zdechnij!
Mocne słowa jak na takiego gówniarza. Nie miał więcej niż szesnaście lat, a odgrażał się, jakby był co najmniej jej dowódcą. Było pewne, że czuł się lepszym człowiekiem, bo wyniki pozwalały mu dołączyć do Żandarmerii, która już sama w sobie składała się z bufonów. Kuro za nic w świecie nie dołączyłaby do dywizji. Prawdopodobnie w całym treningowym tylko ona tak uważała, ale z nikim nie rozmawiała na ten temat, toteż pewności mieć nie mogła.
Odetchnęła głęboko. Do oficjalnego zakończenia Korpusu Treningowego zostało kilka godzin. Nie miała w zasadzie zajęcia, więc ruszyła w stronę oddalonego od baraków lasu, który był miejscem treningów na manewrze przestrzennym. Tam też udawała się, kiedy próbowała uciec od ludzi, czyli praktycznie każdego dnia, od trzech lat. Cały pobyt w treningowym.
Nie była przyzwyczajona do pracy zespołowej toteż wyjątkowo słabo wypadła podczas egzaminu umiejętności. Nie zależało jej jednak, więc nic nie traciła.
Usiadła na przewróconym pniaku i spojrzała w niebo. Jakoś musiała zapełnić ten czas. Potem pomyśli jak odpłacić się Alowi, za zniszczenie najcenniejszej dla niej rzeczy.
#
- Zatem 102 Korpus Treningowy uważam za zakończony. Wybierzcie teraz Korpus, który będzie waszym domem, polem walki, waszym życiem.- Ogłosił Haru Kimesagi, główny instruktor treningowego.
Kuro odniosła wrażenie, jakby ponad miarę chciał uświadomić kadetom, że ci którzy będą szaleni na tyle by dołączyć do Zwiadowców, zginą w najbliższym czasie.
Świetnie, że dopiero teraz nas przestrzegają - pomyślała.
- Absolwenci! Z każdą wyprawą tracimy żołnierzy, których za każdym razem brakuje. Nie będę was oszukiwać, że bycie Zwiadowcą to chwała, walka i honor. Na polu bitwy nic z tych rzeczy nie jest prawdziwe. W tym Korpusie jest tylko jeden koniec. Proszę was jednak o mądrą decyzje, o podjęcie jej zgodnie z waszymi przekonaniami, ale rozważenie także przyszłości jaka czeka ludzkość.- Przemówił Keith Shadis, głównodowodzący Skrzydeł Wolności.- Ci którzy pragną jak my walczyć o wolność, proszę o zostanie na miejscach. Reszta rozejść się.
Po minucie lub dwóch, przed podwyższeniem na którym stali instruktorzy i Shadis- stała Kuro, a także jedenastu innych ludzi. Zatem tylko tylu było szalonych by dołączyć do Shadisa.
Kuro spojrzała po ich twarzach. Była już pewna, że żadna z tych osób nie przetrwa swojej pierwszej wyprawy za mur. Nadszedł więc czas, by udowodnić sobie, na co ją stać.
CZYTASZ
Bez uczuć
FanfictionŻycie Kuro to ciągła walka, nawet ze samą sobą. Kiedy pojawia się nowa ścieżka, którą może podążyć poświęca jej nawet własne życie. W końcu nie ma innego wyboru. Sneak peak - Taa, oczywiście wierzę.- Przewróciła oczami gdy spojrzał na nią, marszcząc...