Keiji potrzebował dosłownie kilku sekund żeby pozbierać się z ziemi i niemal doczołgać do namiotu pułkownika. Gdyby Kuro nie brała czynnego udziału w tej sytuacji pewnie by się zaśmiała, ale kapitan dałby jej później porządnie popalić.
Ugryzła się w język i ze śmiechem w oczach spojrzała na Ackermana, który akurat zerknął w jej stronę. Nieznacznie przytaknął głową i zwrócił swoją uwagę na Erwina.
Zmarszczyła brwi. W ten sposób Levi dał jej do zrozumienia, że to była pomoc, a tego nie potrzebowała. Wziął za nią wartę, teraz upokarza dla niej kapitana. Lekka przesada nawet jak na niego.
Wciągnęła powoli powietrze i równie wolno je wypuściła. Musiała się uspokoić chociaż trochę zanim będzie miała znowu styczność z innymi zwiadowcami. Takimi jak Mino na przykład.
Spokojniejsza poszła po dwie porcje śniadania, podeszła do śpiącego Mino i postawiła talerz przy jego torbie. Czuła, że coś jest nie tak w momencie kiedy odłożyła posiłek na ziemię. Złapał ją za rękę, a potem pociągnął w dół, drugą ręką podnosząc jej nogę. Straciła równowagę i upadła z ciężkim hukiem na ziemię. Ból w plecach i głowie zamroczył ją na kilka chwil. Nawet stare, zabliźnione rany się odezwały. Nie zdarzyła zareagować, a Mino przygniatał ją już swoim ciałem.
- Czyżbyś zapomniała czego nas uczono siostrzyczko? Może kochany kapral tak cię zmiękczył?- szepnął pochylając się do szyi Kuro, po czym przygryzł płatek jej ucha.
- Jesteś idiotą. W nocy może jeszcze jakoś byś uniknął konfrontacji i tłumaczeń, ale w tej chwili jesteśmy na oczach wszystkich. Jeśli choćby pisnę, porządnie ci się oberwie.
- Tak się boję- zaszydził.- Żaden z tu obecnych nie ma do nas startu. Mógłbym ich wszystkich zabić w mgnieniu oka, ale wystarczy że wrócisz ze mną po wyprawie. On o wszystkim zapomni jak podkulisz ogon koteczku.- Kuro widziała po nim, że mówił prawdę. Nigdy jednak nie byłaby w stanie wrócić do tego miejsca.
- Widziałeś mnie kiedyś z podkulonym ogonem?- spytała bez emocji.
Mężczyzna zaśmiał się szczerzę.
- Wiedziałem, że będę się z tobą dobrze bawić- stwierdził uradowany powoli wstając. Wyciągnął rękę, którą przyjęła bez wahania.
Żeby z tobą wrócić po wyprawie musiałbyś do tego momentu oddychać.
- Wszystko w porządku?- spytał podejrzliwie Ackerman, który szedł z Erwinem i Keiji'm w ich kierunku.
Kuro przytaknęła i ruszyła w kierunku swojego konia. Wskoczyła w siodło, po czym skierowała kasztanka w stronę oddziału. Keiji wreszcie dołączył i też wsiadał już na grzbiet swojego konia. Wydał rozkaz o trzymaniu szyku po czym spiął ogiera, który ruszył truchtem. Zaraz za pierwszym oddziałem pozostałe kolejno dołączały. Wreszcie cały Korpus był w ruchu.
Trasa upływała Kuro równie szybko, co dnia poprzedniego, ale dziewczyna stawała się przez to bardziej niecierpliwa. Przed Shiganshiną mieli mieć jeszcze dwa postoje, żeby trochę zregenerować siły, ale ona chciała być już za murami i poczuć tak długo wyczekiwany zapach wolności.
Keiji przez długi czas zerkał w jej stronę. Jego oczy były zimne, choć twarz miał rozluźnioną. Wiedziała, że jest poniekąd sadystą, ale w tej chwili bardziej pasował na psychopatę, a takimi ludźmi najczęściej się otaczała. Jakieś fatum, jak jej się zdawało.
- Coś się stało kapitanie?- spytała niby niewinnie. Domyśliła się, że chodzi o zdarzenie z rana.
- Ależ skąd- zapewnił szybko uśmiechając się nagle promiennie.- Martwię się. Jesteś troszkę jakby nasza maskotką. Jedziesz na przedzie zaraz po skończeniu Treningowego, a jednak się zgodziłem- westchnął.- Będę czuł się odpowiedzialny jak coś ci się stanie.
Kuro dalej starała się nieco uśmiechać, choć wyczuła niewypowiedzianą groźbę w jego głosie. Zresztą sam fakt, że powiedział jak coś ci się stanie, a nie jeśli, dawał dużo do myślenia. Zdecydowanie myślał jak jej się pozbyć. Musiała zatem przemyśleć aż dwa morderstwa. Nie sądziła, że do tego dojdzie, ale zawsze szybko zdobywała wrogów.
Obie ofiary jechały tuż obok niej, Jackson to ledwo muszka, która prawdopodobnie sama zniknie. Mino i Keiji to inna bajka. O Tomoe na razie mogła zapomnieć, ale na niego też musiała być gotowa.
Mur było widać dużo wcześniej, jednak musieli stanąć na nocny odpoczynek. Kuro powoli zaczynały puszczać nerwy. Nie potrzebowała snu tylko opuścić mury. Wierciła się w siodle, aż zwrócił jej uwagę kapitan. Westchnęła zrezygnowana. Spuściła głowę i patrzyła pustym wzrokiem w jeden punkt na sierści zwierzęcia.
To nie był dobry pomysł, ale musiała trochę się uspokoić. Zaczęła liczyć powoli w myślach. Kiedy doszła do siedmiuset trzydziestu trzech tysięcy sześćset siedemdziesięciu dziewięciu, była już rozluźniona, niestety mimowolnie jej myśli popłynęły do przeszłości. Po raz pierwszy odkąd uciekła pomyślała o nim. Był dla wszystkich przerażający, ale ją traktował niczym królową. Z jakiegoś względu, na swój sposób go kochała, jednak na myśl o powrocie wszystko w niej się burzyło. Ten moment, w którym po raz pierwszy i ostatni ją ukarał. Najbardziej pamiętny moment jej życia.
Ktoś dotknął ramienia Kuro.
Odskoczyła przestraszona zachłannie łapiąc powietrze. Upadła z konia lądując bokiem na ziemi. Z bólu otworzyła szeroko oczy, ale wciąż nie mogła złapać lub wypuścić oddechu. Zaczęła się dusić choć powietrza miała pod dostatkiem.
- Odsuńcie się!- ktoś krzyknął nad nią.- Kuro!- ktoś uderzył ją w twarz.- Kuro! Spójrz na mnie! Wsłuchaj się w mój głos!
Patrzyła na nią, ale jej nie widziała. Głos Hanje niósł się jak przez mgłę i ledwo do Kuro docierał. Nie rozumiała co się właśnie działo.
- Powoli- powiedziała Zoe.- Musisz powoli wypuścić powietrze i je wciągnąć. Spokojnie. Dasz radę.
Wreszcie się opanowała, ale to nie twarz Zoe była na pierwszym planie. Erwin pochylał się tuż obok niej nieco zaniepokojony. Wtedy do Kuro dotarło, gdzie się znajduje. I co tutaj robiła.
Uspokoiła oddech, rozluźniła się nieco, po czym opadła na plecy i patrzyła w niebo.
- Ale mnie przestraszyłaś- niemal pisnęła szalona pani doktor.
- Ja też się zdziwiłam- odpowiedziała poważnie.
- Miałaś kiedyś takie ataki paniki?- spytała spoglądając na swoje trzęsące się ręce.
- Zatem tak to się nazywa. Nie, nigdy nie miałam- stwierdziła zgodnie z prawdą.
- To był twardy upadek Hanje cię przebada- rozkazał Smith.
- Rozkaz- przytaknęła Kuro, dziwiąc się sama sobie, że była taka uległa.
- Pomogę ci wstać- zapewniła Zoe.
- Nie trzeba.
Kuro wstała powoli, bez niczyjej pomocy patrzą wyzywająco w oczy wszystkim gapiom. Była w tej chwili właśnie tym z czym zawsze walczyła i za kogo brali ją inni. Słabeuszem.
Długo nie będą uważać ją za taką, bardzo dobrze o to zadba.
CZYTASZ
Bez uczuć
FanfictionŻycie Kuro to ciągła walka, nawet ze samą sobą. Kiedy pojawia się nowa ścieżka, którą może podążyć poświęca jej nawet własne życie. W końcu nie ma innego wyboru. Sneak peak - Taa, oczywiście wierzę.- Przewróciła oczami gdy spojrzał na nią, marszcząc...